wtorek, 19 marca 2013

Recenzja książki "W cieniu Olbrzyma" - Joanna Maria Kaleta


Tytuł: "W cieniu Olbrzyma"
Autor: Joanna Maria Kaleta
Wydawnictwo: Psychoskok
Ilość stron: 176
Okładka: miękka. Niezbyt zachęca do czytania, mogłaby być zdecydowanie lepsza.
Opis wydawcy: Powieść "W cieniu Olbrzyma" opowiada historię młodej kobiety, która w 1946 roku zamieszkała w Jedlinie Zdroju i wbrew swojej woli została wciągnięta w wir wydarzeń związanych z nazistowskim projektem. Jej życiu zagroziło śmiertelne niebezpieczeństwo. Czy będzie potrafiła rozwiązać zagadkę, kto jest jej wrogiem? Czy znajdzie wyjście z pułapki, w której się znalazła?
Nasza opinia: Młoda Antonina po wojnie zostaje samotna. Przeprowadza się do Jedliny Zdroju, gdzie mieszka w Jedlince i ma założyć dom dziecka. I wszystko byłoby dobrze gdyby nie została wciągnięta w pewien plan związany z nazistowskim projektem.
 Wybrałam tę książkę, ponieważ byłam ciekawa w jaki sposób autorka ujmie Jedlinę Zdrój, do której co roku jeżdżę. Pod tym względem bardzo dobrze mi się ją czytało. Mimo tego, że książki zazwyczaj są dla mnie ucieczką od zwykłego świata, miło czasem wyobrażać sobie w tak zimne dni jak teraz miejsca, w które jeździ się w wakacje i które się zna. Niestety, oprócz tego, że miło mi się czytało "W cieniu Olbrzyma", bo była tam miejscowość, do której jeżdżę, nie było w niej zbyt wielu pozytywów. Teoretycznie najważniejszy wątek - czyli ten, gdzie naziści planują cały projekt - mnie nudził. Właściwie chętnie omijałabym te fragmenty. Nie jest porywająca, nie dzieje się w niej właściwie nic wartego większej uwagi. Niestety, ale oprócz tego, że  powyobrażałam sobie krajobrazy Dolnego Śląska nic mnie w tej książce nie zainteresowało. Nie urzekła mnie ani fabułą, ani językiem, nawet nie zrobiła tego wydaniem. Okładka jest kiepska, niesolidna. Kartki są bardzo jasne, co jak wszyscy wiemy utrudnia czytanie, zwłaszcza, gdy książka nie jest zbyt ciekawa. Czasem książki mają 500 stron i od początku do końca akcja, klimat, czy chociażby język nie pozwalają się oderwać, a czasem to tylko niecałe 200, a nic się w nich nie dzieje.
 Może dla kogoś, kto uwielbia książki w takich klimatach byłaby dobra, albo chociaż na tyle interesują tę osobę projekty nazistowskie, że ciekawość nie pozwalałaby jej odejść obojętnie. Mnie ta książka niestety trochę zawiodła.
Ocena ogólna: Small Metal Fan - 5/10 Queen Dee - --/--

Za możliwość przeczytania dziękuję
Wydawnictwu Psychoskok











4 komentarze:

  1. Szkoda, że książka Cię zawiodła. Mnie intryguje wątek projektów nazistowskich, ale sama nie wiem...

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja czytałam Operację Kustosz tej Autorki i jestem pod bardzo pozytywnym wrażeniem. Tej niestety nie czytałam, więc wejdę w rolę ryby i głosu nie zabiorę. Monika Florek, Szczecin

    OdpowiedzUsuń
  3. No cóż, skreślamy w takim razie. 176 stron to szalenie mało, a jeśli nic się nie dzieje, to naprawdę lepiej sobie odpuścić.

    OdpowiedzUsuń
  4. polecam wywiad z autorką - http://autorzy365.pl/rozmawiamy-z-jolanta-maria-kaleta-pisarka-wroclawianka-od-urodzenia-autorka-powiesci-slawiacych-urode-wroclawia-i-dolnego-slaska_a27

    OdpowiedzUsuń

Komentarze zawierające linki do blogów bądź podlinkowany tekst zostają natychmiastowo usunięte. W zamian proponujemy współpracę bannerową, po szczegóły zapraszamy na mail.