piątek, 28 lutego 2014

Wyniki konkursu z okazji 200. obserwatorów

Za oknem nie widać już latających w samych pieluszkach pulchnych aniołków ze strzałami miłości, więc i nasz konkurs walentynkowy dobiegł już końca (grupowa smutna minka :C). Jak to powiedziała smutna SMF: "It's wyniki time!"

Konkurs


Waszym zadaniem było napisanie z czym tak właściwie kojarzą Wam się walentynki. Wybór zwycięzcy był mega, mega, mega bardzo trudny. Niektórzy z Was mają naprawdę ciekawe pomysły, aż strach pomyśleć o czym w nocy myślicie. Współczujemy Waszym przyszłym lub obecnym drugim połówkom. Po długich rozmowach i namyśle zwyciężyła Gracenta (po raz drugi, dziewczyno... :D). 

Gratulujemy (kolejnej) wygranej... 

Prosimy o kontakt mailowy z nami w ciągu dwóch dni.

... oraz ogłaszamy drugiego zwycięzcę. Niestety (albo "stety") obydwie wybrały tę samą książkę, czyli "Jak upolować faceta". Z tego powodu Ola C. także proszona jest o kontakt mailowy z nami, razem ustalimy inną książkę która będzie nagrodą. :)

czwartek, 27 lutego 2014

Co warto dorwać w marcu?

"Dopóki śpiewa słowik" - Antonia MichaelisTytuł: Dopóki śpiewa słowik
Autor: Antonia Michaelis
Data premiery: 7 marca 2014
Opis: Jari ma osiemnaście lat i w porównaniu z najlepszym przyjacielem, Mattim, jest nieporadny w kontaktach z dziewczętami. Nic dziwnego. Żył dotąd w uporządkowanym świecie stałych norm i krochmalonych koszul – brakuje mu doświadczenia. To wszystko zmienia się, gdy spotyka Jaschę. Ta wywierająca niezwykłe wrażenie dziewczyna prowadzi go ze sobą do domu w samym środku leśnej pustelni. Tam Jari odkrywa świat piękna, finezyjnych ornamentów i zmysłowego upojenia. Ale wkrótce okazuje się, że Jascha skrywa pewną tajemnicę. I że za pięknymi złudzeniami kryje się porażająca prawda. Dom na odludziu. Błądzący wędrownik. Las, skrywający zbyt wiele grobów. I niebezpieczeństwo, które wychodzi poza granice wyobrażeń.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

"Morze spokoju" - Katja Millay
Tytuł: "Morze spokoju"
Autor: Katja Milay
Data premiery: XX marca 2014
Opis: Żyję w świecie, pozbawionym magii i cudów. W tym miejscu nie ma jasnowidzów ani zmiennokształtnych, nie przybędą ci na pomoc anioły ani chłopcy, obdarzeni ponadnaturalnymi mocami. W tym miejscu ludzie umierają, muzyka rozpada się i generalnie wszystko jest do dupy. Czasami rzeczywistość tak mocno przyciska mnie do ziemi, że dziwię się, jakim sposobem nadal jestem w stanie oderwać od niej stopy.

Dwa i pół roku - tyle minęło od tragedii, która zamieniła Nastyę w cień samej siebie. Dziewczyna właśnie przeprowadziła się do innego miasta i chce za wszelką cenę ukryć swoją przeszłość. Nastya jest mistrzynią w trzymaniu ludzi na dystans. Ale jej plan działa tylko do momentu, w którym spotyka kogoś równie odizolowanego jak ona.

Historia Josha nie jest tajemnicą. W wieku siedemnastu lat został zupełnie sam. Kiedy twoje imię wydaje się być synonimem śmierci, ludzie zazwyczaj dają ci święty spokój. Tylko Nastya przekracza niepisaną granicę i stara się za wszelką cenę poznać każdy aspekt jego życia. Gdy trudna przyjaźń powoli przeradza się w uczucie, Josh zaczyna się zastanawiać, czy kiedykolwiek pozna sekret dziewczyny - i czy w ogóle tego pragnie.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

"Grzywą malowane" - Agata Widzowska-PasiakTytuł: "Grzywą malowane"
Autor: Agata Widzowska-Pasiak
Data premiery: 28 lutego 2014
Opis: Kontynuacja powieści "Koń na receptę”.
Kolejne przygody Jagody i grupy dzieci, spędzających wakacje w Dąbrówce, widziane oczami nowej bohaterki, Gai.
W okolicy dzieją się niezwykłe rzeczy: inwazja królików, podejrzane ucieczki koni i innych zwierząt gospodarskich, dziwne malunki na murach Starego Młyna, muzyka dobiegająca z lasu i przemykająca postać Czarnego Maxa. To tylko niewielka część pasjonujących wydarzeń, które sprawiają, że dzieci ponownie jednoczą siły, aby rozwikłać tajemnicę białej klaczy i kolorowych koni.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

"Gapiszon i wędzone morze" - Bohdan ButenkoTytuł: Gapiszon i wędzone morze
Autor: Bohdan Butenko
Data premiery: 28 lutego 2014
Opis: Kolejne przygody Gapiszona, jednego z najsłynniejszych polskich bohaterów komiksowych, którego wiele perypetii adaptowanych było przez Telewizję Polską w paśmie Wieczorynki. Tym razem Gapiszon poszukuje wędzonego morza, marząc o wielkich połowach! Wędzone morze? Gdzie to jest?... Spytaj Gapiszona!

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

"Aż po horyzont" - Morgan MatsonTytuł: "Aż po horyzont"
Autor: Morgan Matson
Data premiery: XX marca 2014
Opis: Życie Amy Curry dalece odbiega od ideału. Jej ojciec zginął niedawno w wypadku samochodowym. Matka, chcąc na nowo wszystko poukładać, postanawia przeprowadzić się ze słonecznej Kalifornii do Connecticut. Niedługo po zakończeniu roku szkolnego Amy ma do niej dołączyć - przejechać przez niemal cały kraj, by zacząć zupełnie inne życie z dala od miejsca, które kocha i od wypróbowanych przyjaciół.

W długiej, zaplanowanej co do minuty, podróży Amy towarzyszyć ma Roger, syn znajomej rodziców. Dziewczyna nie widziała go od lat i początkowo jest przerażona wizją spędzenia kilku dni w obecności kogoś, kogo ledwie zna... Jednak Amy i Roger szybko znajdują wspólny język i postanawiają zmienić nudną jazdę z miejsca A do miejsca B w szaloną wyprawę po Ameryce - wyprawę, w trakcie której nie tylko przeżyją przygodę i odwiedzą kilka niezwykłych miejsc, ale również odnajdą samych siebie.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Tytuł: "Idealne życie"
Autor: Katarzyna Kołczewska
Data premiery: 4 marca 2014
Opis: Wzorowa rodzina. Doskonała praca. Wydarzenia, których nie można wytłumaczyć.
Elżbieta, dyrektorka firmy farmaceutycznej, zaskakuje wszystkich. Mąż, rodzina, współpracownicy - nikt nie może pojąć, dlaczego to zrobiła. Miała przecież wszystko - świetną pracę, piękny dom, kochającego męża, idealne dzieci.

Ewa jest niezamożną, sfrustrowaną nauczycielką z Sandomierza. Długo nie może otrząsnąć się z szoku po czynie siostry. Ale przede wszystkim nie może zrozumieć, co pchnęło Elżbietę do tej niewytłumaczalnej decyzji. A może nie była to wcale jej decyzja?

Wie, że musi pojechać do Warszawy. Musi dowiedzieć się, co, tak naprawdę, działo się w życiu Elżbiety. Czy prowadziła faktycznie idealne życie?
Wciągająca, zaskakująca opowieść o życiu kobiety, której nikt nie znał naprawdę.


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Tytuł: "Marcowe fiołki"
Autor: Sarah Jio
Data premiery: 5 marca 2014
Opis: Dziesięć lat temu Emily miała wszystko. Dziś jej kariera leży w gruzach, a ukochany mąż zabiera z ich mieszkania ostatni karton i odchodzi do innej kobiety. Załamana Emily wyjeżdża na wyspę, na której jako dziecko spędzała beztroskie wakacje. Tu będzie mogła odpocząć, wyleczyć rany. Ale wymarzony spokój nie trwa długo. Kim jest Jack, tajemniczy artysta, od którego ciotka każe jej się trzymać z daleka? I czemu historia z odnalezionego pamiętnika tak bardzo przypomina Emily jej własne życie?
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

środa, 26 lutego 2014

Z innej półki #2 - Jak czytać książki i być przy tym szczęśliwym?


Jak czytać książki i być przy tym szczęśliwym
Często przeglądając aktualności na książkotwarzy widzę wpisy blogerów książkowych. W tym nie ma nic dziwnego. Tak samo to, że widzę dołączane do nich zdjęcia. Nic do tego nie mam. Zdjęcia przyciągają uwagę i w ogóle. Tylko, że... Często pojawiają się wpisy typu: "tak spędzam środę", czyli dzień z życia książkowego mola, do czego dołączana jest focia powieści, herbatki bądź kawusi i ciasteczek. Stereotypowe podejście.

Jakość to chyba nie ich drugie imię
Jeszcze dałabym radę z tymi zdjęciami. Naprawdę dałabym, ale żeby to jakoś wyglądało. Zdjęcia kiepskiej jakości, tytułu prawie nie widać, bo się ręka trzęsła... No i ta herbata. Gdyby jeszcze była zaparzona albo nie tak czarna, jakby zamieniła się ze smołą na role. No i nie można zapomnieć o pięknych, wyszczerbionych kubkach, które pamiętają upadek z balkonu. Jak już wstawiamy zdjęcie, to niech to jakoś wygląda.


Zdjęcie musi być COOL
Są jednak tacy, którzy przebijają wszystko. Mamy zdjęcie. Słoneczko świeci, piękny dzionek, więc jesteśmy w parku. Opieramy się plecami o drzewo, jedna noga ugięta (jak się ugnie obydwie to się upada - mówię z własnego doświadczenia), a w łapce książeczka. Czytamy tę książeczkę jedną ręką, a w drugiej... papieros. Bo teraz fajki są modne, więc musi być z nimi zdjęcie. Jestem ciekawa po jakim czasie wywołaliśmy pożar. A kartki płoną tak pięknie i szybko. 

Próbuj, może się uda
Sama kiedyś tego spróbowałam. Usiadłam na kanapie z książką, na ławie ślicznie prezentuje się kubeczek i owsiane ciasteczka. Cud, miód, maliny. Żyć, nie umierać. Jakoś w połowie książki przypomniało mi się o herbacie. Książka na kolanach, łyk wzięty, okazało się, że nie umiem pić. Książka zalana, herbata zimna. Lepiej być nie mogło. No to na pocieszenie wzięłam ciasteczko. Do tej pory z tej powieści wysypują mi się okruszki. 

Złośliwa strona duszy
Widząc takie zdjęcie w internecie mam ochotę zrobić swoje własne i wrzucić je w komentarzu. Oczywiście widnieje piękna książka, której nikt nie może się oprzeć. Nie może być jakaś kiepska, bo ludzie muszą zazdrościć. Oczywiście i tak powiem, że jestem biedna, by ludzie prawili mi komplementy, bo przecież wcale nie jestem. Obok książki prezentowałaby się rolka papieru toaletowego. Oczywiście takiego białego, bo szarym to nie będę tyłka podcierać. Jako wisienka na torcie podpis do zdjęcia: tak właśnie spędzam mój piątek.  

 Breakfast with leftover pancakes:Cheesecake Pancakes with Dulce de Leche Sauce
~ Queen Dee

wtorek, 25 lutego 2014

Recenzja książki "Nie przejdziemy do historii" - Maciej Frączyk

"Nie przejdziemy do historii"Tytuł: "Nie przejdziemy do historii"
Autor: Maciej Frączyk (Niekryty Krytyk)
Ilustracje: Robert Sienicki
Wydawnictwo: Zielona Sowa
Ilość stron: 144
Opis wydawcy: Kontynuacja bestsellerowej książki Macieja Frączyka, czyli Niekrytego Krytyka – polskiego władcy YouTube, krytyka filmów, seriali, gier, książek i reklam, a także internetowych celebrytów. Nie przejdziemy do historii to druga część Zeznań Niekrytego Krytyka, w której autor w satyryczno-żartobliwy, charakterystyczny dla siebie sposób mierzy się z tematami ważnymi, takimi jak: sens i cel istnienia, religia, polityka, sztuka. To pierwsza na polskim rynku publikacja literacka oparta na formule show typu „stand up”. Nowatorski koncept, rzeczywistość opisana językiem w stylu „pulp”, zaskakujące spojrzenie na dokonania ludzkości od zarania dziejów po XXI wiek i potężna dawka humoru czynią z książki eklektyczną bombę.
Nasza opinia: Po przeczytaniu "Zeznań Niekrytego Krytyka" miałam bardzo duży niedosyt. Pierwszą część połknęłam - niestety tylko w przenośni, choć gdyby książki były jadalne to pewnie i dosłownie bym to zrobiła - tuż po kupieniu w parę godzin. Zabijcie mnie, ale nie powiem Wam, czy to były dwie godziny, czy pięć. Wiedziałam, że Frączyk pisze kolejną część i niecierpliwie jej wyczekiwałam, jednak zanim ją przeczytałam, musiała trochę poczekać sobie na półce i co jakiś czas grzbiet tylko smutno do mnie mówił: "Nie przeczytasz mnie? To nawet nie 200 stron... Znajdziesz czas...". Tylko proszę, nie dzwońcie po psychiatrę, to tylko taka metafora.

Wiedziałam, że na Maćku się nie zawiodę. Od kilku lat (chyba trzech) śledzę jego poczynania na YouTubie, słucham audycji w radiu, czasem sprawdzam co się dzieje na Facebooku, no i oczywiście czytałam jego pierwszą książkę. Mimo wiary w niego, przed otworzeniem książki targały mną wątpliwości. Słyszałam pogłoski, że druga część "Zeznań Niekrytego Krytyka" jest gorsza. Przez te obawy książka musiała trochę poczekać na półce. Pierwszy tom przeczytałam od razu, drugi musiał czekać ponad 3 miesiące. To kolejny dowód na to, że muszę przestać słuchać ludzi...

Ledwo zaczęłam czytać, przyszła do mnie Queen Dee. Ona zawsze pojawia się w najmniej spodziewanych momentach. Po prostu tak ma. Potrafi nie odzywać się przez tydzień, a później przyjść i śmiać się ze mną przez kilka godzin. W każdym razie jak zwykle odbiegam od tematu. QD nie przepada za Niekrytym Krytykiem, nigdy nie oglądałyśmy go razem, ona co najwyżej czasem słucha go w Zetce. Tak więc przyszła, siedzimy, rozmawiamy... Moja kochana przyjaciółka zbiera się już do wyjścia. Tuż przed tym pada pytanie kto pisze recenzję i jaką. Powiedziałam, że pewnie niedługo dam "Nie przejdziemy do historii", bo właśnie czytam. Akurat książka leżała obok. QD sięgnęła, otworzyła w środku, najpierw ponarzekała na czcionkę, a chwilę później zaczęła parskać śmiechem. Ciężko było jej wtedy zabrać książkę, ale obiecałam, że pożyczę jak przeczytam i się udało.

Uwielbiam humor Maćka, dlatego zrozumiałe jest to, że jego żarty mnie bawią. Znam osoby nie przepadające za nim i wiem, że nawet jeśli będę zachwalać tę książkę, oni i tak po nią nie sięgną, bo nie lubią Niekrytego. Jestem to w stanie zrozumieć. Nie można nikomu narzucać swoich poglądów, jednak uważam, że obydwie części "Zeznań..." są warte przeczytania i każdy znajdzie w nich coś dla siebie.

Maciek Frączyk"Ciężko być grzeszącym praktykującym, nie ma się właściwie prywatnego życia, bo zamiast na przykład iść do kina w piątek wieczorem, siedzisz i naparzasz różaniec."

Książka podzielona jest na pięć rozdziałów. Frączyk porusza w nich tematy ważne dla wszystkich ludzi, ale jednak młodych. Pierwsza część była ewidentnie kierowana do nastolatków. Myślę, że już osoba na studiach mogłaby czuć się poza grupą docelową i pozostałaby z niedosytem. Tematyka była związana z wyborami, spełnianiem marzeń, hejtermi itd. Po prostu widać, że w "Zeznaniach Niekrytego Krytyka" Maciek chciał przekazać jego największej grupie widzów coś ze swojego doświadczenia. Uważam, że wyszło mu całkiem nieźle, ale nie o tym teraz piszę (link do recenzji pierwszej części pod recenzją). Mimo tego, że w "Nie przejdziemy do historii" grupa docelowa nie jest tak wyraźnie zaznaczona, uważam, że jest skierowana do młodych ludzi. Powiedziałabym, że licealistów i studentów, choć mogę się mylić. Autor pisze o naszej kulturze, polityce, religii... i tym, jakim głupim gatunkiem są ludzie. W sumie zgadzam się z tym. Niszczymy miejsce, gdzie żyjemy i zabijemy się z powodu odmiennych poglądów. Żeby nie było, że ja jestem taka mądra, to przypomnę, że o tym w książce pisze Maciek Frączyk.

"Może zamiast religii i ogólnikowych wytycznych z czasów, kiedy ludzie uważali, że Ziemia to po prostu taka duża podłoga, zajmiemy się prawdziwymi, dzisiejszymi problemami normalnych, dziś żyjących ludzi?"

Jeżeli miałabym porównać tę książkę do innej twórczości Frączyka, to chyba najbliżej jej do jego radiowych audycji. Humor oczywiście w każdej jego działalności jest taki sam. Nieważne, chciałam wytłumaczyć, czemu "Nie przejdziemy do historii" ze wszystkich dzieł Maćka najbardziej przypomina "Historię świata wg Niekrytego Krytyka" puszczaną od poniedziałku do piątku w Radiu Zet. Już same tytuły mają wspólny mianownik - historię. W rozdziale o polityce historia jest opisywana przez autora niemalże w taki sam sposób jak w radiowych audycjach, tak samo jest w kolejnych rozdziałach. Tym o Ziemi, o religii... Nie będę Wam więcej mówić. Przeczytajcie sami.

Książki "Nie przejdziemy do historii" nie polecam czytać w tramwaju, autobusie, bądź innych miejscach publicznych. Czytałam, wracając do domu. Niby nic nadzwyczajnego. Każdemu zdarza się czytać czekając na kogoś, czy spędzając dłuższy czas w komunikacji miejskiej. Przy książkach Frączyka trzeba się jednak liczyć z tym, że ludzie będą na Was patrzeć jak na chorych psychicznie. Mówię Wam to z własnego doświadczenia, więc posłuchajcie. Usiadłam. Było wolne miejsce w tramwaju. To nie zdarza się często w naszej kochanej, rozkopanej Łodzi, więc oczywiste było, że skorzystałam z tak unikatowej okazji. Siadam. Czytam. Parskam śmiechem. Raz. Drugi. Trzeci. Czwarty. Hm, chyba ludzie się dziwnie patrzą. Parskam kolejny raz. Dobra, starczy. Dokończę w domu. Jeżeli lubicie być w centrum uwagi tramwaju sukces gwarantowany.

"Wcześniej kobiety miały ciemne włosy i chodziły wkurzone, bo nie dość, że wyglądały prawie tak samo jak faceci, to w dodatku wyglądały prawie tak samo jak inne kobiety. (...) Potem, w wyniku ruchów tektonicznych, powstała pierwsza mascara i dwa Rossmanny."

Tak, jak już ktoś mądry wspomniał w opisie zamieszczonym na okładce, mogę powiedzieć, że książka oparta jest na formule show typu stand-up. Trochę przemyśleń na temat codzienności, dużo żartów, trochę zmyślania i jest dobrze. Frączyk stoi na scenie i opowiada, a ludzie się śmieją i tak właśnie ma być. Uważam, że obie książki Maćka skłaniają do przemyśleń, ale w taki sposób, żeby tego nie zauważyć. Pomiędzy jednym, a drugim parsknięciem śmiechem człowiek zaczyna się zastanawiać nad swoją egzystencją i problemami świata. Coś cudownego, prawda? No dobra, nie tylko pomiędzy parsknięciami. Trochę częściej.

Podsumowując, "Nie przejdziemy do historii" to prawda, prawda i tylko prawda wymyślone historie, poglądy autora, tematy istotne dla młodych ludzi i duża dawka poczucia humoru Maćka. Frączyk porusza ważne (lub trochę mniej) tematy z naszego codziennego życia. Jest to książka, która jednocześnie jest lekka, skłania do przemyśleń, odpręża, bawi... Ma jedną wadę - jest za krótka. Mam nadzieję, że Niekryty już szykuje kolejną publikację i pojawi się jeszcze w tym roku, bo znów Maciek zostawił mnie z dużym niedosytem.
Ocena ogólna: Small Metal Fan 9/10 Queen Dee --/--




Książka przeczytana w ramach wyzwania Uporać się z własnymi zbiorami.

niedziela, 23 lutego 2014

Recenzja książki "Nie traćmy ani chwili" - Jill Mansell


Tytuł: "Nie traćmy ani chwili"
Tytuł oryginalny: "Don't want to miss a thing"
Autor: Jill Mansell
Wydawnictwo: Literackie
Ilość stron: 467
Opis wydawcy: Dexter dowiaduje się o śmierci siostry. Musi zaopiekować się siostrzenicą. Czeka go wyboista droga, pełna wyrzeczeń i obowiązków. Koniec z imprezami, wyjazdami, modnymi klubami i kobietami na jedną noc. Od teraz jedyną kobietą w jego życiu jest malutka Delphi, która potrafi dać w kość, jak tylko potrafią maluchy. Dexter wie, że nic już nie będzie takie, jak dawniej. Wyprowadza się z dzieckiem do wiejskiego domu pod Londynem. Tęskni za dawnym życie singla. Jest przerażony odpowiedzialnością, która na niego spadła i strachem przed niesforną i pełna energii dziewczynką. Na szczęście są wokół empatyczni sąsiedzi, którzy zawsze przybywają na czas, ratując niewyspanego, umęczonego i niedoświadczonego rodzica. Czy Dexter podoła wyzwaniom samotnego ojca? Czy znajdzie kobietę, która pokocha jego i Delphi? Odpowiedzi trzeba poszukać w komiksowych historyjkach, które rysuje do gazet przemiła Molly. Jest inteligentna, śliczna i uzdolniona. Niestety, zakochuje się w niewłaściwych mężczyznach. Trzymamy kciuki i liczymy na szczęśliwe zakończenie!
Nasza opinia: Jestem osobą, która rzadko zwraca uwagę na autora. Krytycznie zerkam przez ramię tym, którzy kupują książkę, która zupełnie im nie pasuje, ale muszą ją przeczytać, bo napisał ją, no wiem, znany autor. Tutaj mogłabym całe tomy pisać na temat przeliczania ilości sprzedanych egzemplarzy na wartość książki. Osobiście wolę więc zaczytywać się w tych mniej znanych, ale pasujących w moje gusta powieściach. Przeczytawszy jednak pozycje "Tylko ty!" oraz "To tylko plotki", obydwie napisane przez Jill Mansell, nie mogłam przejść obojętnie obok nowej powieści tej autorki, która na dodatek urzekła mnie delikatną i dziewczęcą okładką. 

Siadając w swoim ulubionym miejscu, bez żadnego stereotypowego kubeczka jakże pięknie pachnącej herbatki albo co gorsza kawki, trzymamy w dłoni książkę. Wiadomo. Zwykła pozycja. Otwierając ją, kartkując, czujemy się niepewnie. Zastanawiając się, czy nie tracimy czasu na na kiepską pozycję coraz bardziej pogrążamy się w lekturze. Gdzieś podświadomie obliczamy jaki jest procent tego, że się zawiedziemy. W tym wypadku, jeśli ktoś czytał już jakąkolwiek książkę tej autorki, to pewnie nawet nie ma takiej wątpliwości. Lekkie paluszki Jill Mansell śmigają po klawiaturze delikatniej niż podmuch najlżejszego wiatru, dzięki czemu czytając pozycję z gatunku  Chic Lit sami mamy wrażenie, że się unosimy. Zaczytujemy się w historii, która mogłaby przydarzyć się każdemu z nas i podoba nam się zdobywanie materiału na książkę z prosto z życia. 

Jeśli fabuła z dobrego, ziemskiego życia, to bohaterowie raczej nie z księżyca. Zbliżający się do trzydziestki przystojniak-ośmiornica, który swoje macki obwija wokół każdej kobiety i urocza rysowniczka komiksów do gazet, która swoje serce oddaje w opiekę niewłaściwym osobnikom. Odmienne wartości, miasta, a nawet zupełnie różne punkty widzenia, które zależą od punktu siedzenia. Dzieli ich sporo, przeciwieństwa przyciągają i... stają się sąsiadami, którzy pożyczają od siebie mleko. 

" - Zamierzasz urządzać tu hałaśliwe całonocne imprezy i zakłócać spokój?
- Istnieje taka możliwość.
- Bogu dzięki! - ucieszyła się Molly."

Jill Mansell pisze książki, które chwytają za serce. Pisze tak, byśmy zrozumieli, że warto zamknąć na chwilę oczy i pomyśleć nad samym sobą. Niektóre książki są jak bajki. Zapowiadają się miło, a w naszych oczach widać wręcz wesołe iskierki. Wtem nadchodzą burzowe chmury, które mogłyby potokiem łez wycisnąć z czytelnika całą słoną wodę - nie taki jednak ich cel. "Nie traćmy ani chwili" pokazuje, że czasem trzeba opaść na dno, by móc się od niego odbić i przeżyć zakończenie, o którym nie śniło się nawet królewnie z najbardziej wspaniałej bajki. 

Nie ocenianie książki po okładce jest w momencie zetknięcia się z tą książką naprawdę trudną sprawą. Przynajmniej dla kobiety, bo mężczyźni mają trochę inny gust. Pastelowe kolory, bluszczyk, uroczy rysunek domku - czego chcieć więcej od powieści, która ma rozgrzać serca czytelników? Nawet widok najbardziej ulewnego deszczu w chwili, gdy po ciężkim dniu mamy wrócić do domu i przemoczeni klniemy jak szewc - "Nie traćmy ani chwili" doda nam otuchy. Niektórzy mogą przerazić się objętością książki, jednak duża czcionka sprawia, że książkę można przeczytać dość szybko i co najważniejsze - komfortowo. 

 "- Jest zachwycona?
- Zachwycona to niedopowiedzenie roku - odparł Vince z przekąsem"

W kilku słowach na koniec mogę dorzucić, że się nie zawiodłam. Fabuła była ciekawa, bardzo realistyczna. Pozycję chłonęłam z zaciekawieniem, mając nadzieję, że nigdy się nie skończy.Gdy jednak już doszło do tej ostatniej strony - wszystkie moje wątpliwości jako czytelnika zostały rozwiane. Nie musiałam doszukiwać się ukrytego dna w końcowym zdaniu, autorka nie urwała gwałtownie żadnego wątku - było tak, jak sobie życzyłam.
Ocena ogólna: Queen Dee 10/10 Small Metal Fan --/--

Za możliwość przeczytania książki dziękuję
Wydawnictwu Literackiemu

czwartek, 20 lutego 2014

Recenzja książki "Jad" - S.B. Hayes

Tytuł: "Jad"
Tytuł oryginalny: "Poison Heart"
Autor: S. B. Hayes
Wydawnictwo: Zielona Sowa
Ilość stron: 395
Opis wydawcy: Jad to trzymający w napięciu thriller psychologiczny o nastoletniej Katy, jej wchodzeniu w dorosłość, pierwszych miłosnych uniesieniach oraz zazdrości. W tle przewijają się mroczne sekrety, które kryje przeszłość, a Katy ma przeświadczenie o obecności w jej życiu sił nieczystych.Problemy zaczynają się, gdy w miasteczku pojawia się olśniewająca Genevieve. Dziewczyna jest w tym samym wieku co Katy i jest do niej niewiarygodnie podobna. Ma taki sam gust, jeśli chodzi o modę, podobny kolor włosów, rysy twarzy i figurę. Ona także interesuje się sztuką i posiada wielki talent. Po krótkim czasie pobytu w nowej szkole Genevieve zaskarbia sobie przyjaźń koleżanek Katy i wkrótce za cel obiera sobie rozkochanie w sobie chłopaka Katy, Merlina. W ten sposób w Katy rodzą się nienawiść i zazdrość, budzące w niej agresję, która z kolei rzutuje na jej relacje z przyjaciółkami i nowym chłopakiem. Jednocześnie dziewczyna przekonuje się, że jej rywalka działa z pełną premedytacją i wyrachowaniem. Podczas rozmowy twarzą w twarz Genevieve informuje Katy, że pojawiła się w jej życiu tylko po to, aby je zniszczyć. Dziewczyna postanawia zawalczyć o swoje szczęście i na własną rękę rozpoczyna śledztwo prowadzące do ustalenia bolesnej prawdy.
Nasza opinia: Gdy na półce z książkami do przeczytania ląduje pozycja, która niezmiernie nas ciekawi, to jesteśmy wniebowzięci. Czasem prawie skaczemy z radości, niekiedy nawet zaklaszczemy, no i długo pozycji sobie tam nie potrzymamy. Ciekawość zacznie zżerać nas powolutku od środka i już jesteśmy ugotowani. Są jednak przypadki, które potwierdzają regułę. Takim była pozycja "Jad", która na swoją kolej czekała trochę czasu, czego przyznam szczerze - żałuję.

Czytając kilka zdań wstępu z tylnej okładki już wiemy, że "Jad" raczej nie jest lekturą na przyjemny, słoneczny dzień kiedy ptaszki radośnie ćwierkają. Główna bohatera jest  takim śpiewającym wesoło ptaszkiem, który cieszy się ze słoneczka. Jednak niebo zasłaniają chmury, a śpiew zaczyna przypominać irytujący pisk. Może jednak warto przeczytać tę książkę w słoneczny dzień? Przyzwyczajeni do zbrodni w mroku, tajemniczych historii wieczorami, nie potrafimy się cieszyć z dobrego thrilleru gdy świeci słońce, a na niebie nie ma żadnej chmurki. Pewnie nie jest to udowodnione naukowo, ale wystarczy popatrzeć na samego siebie. Myślę, że odwlekałam przeczytania tej pozycji właśnie ze względu na odpowiedni nastrój i moment. Z przyzwyczajenia, które chcę przełamać. 

Już z samego opisu książki wynika, że wesołe i monotonne życie Katy zakłóca olśniewająca Genevieve. Z dużą starannością wstrzykuje jad w każdy element życia normalnej, rudej nastolatki. Powoli cała mozolnie ułożona układana zaczyna się sypać. Odważna dziewczyna łapie się więc wszystkiego, jak każdy tonący. Nawet brzytwy. Próbuje zrozumieć kim może być jej prześladowczyni, której serce jest wręcz zatrute jadem. Autorka podrzuca w ten sposób czytelnikowi kilka podpowiedzi i gdy już taki osobnik sobie myśli "phi, wiem jak się skończy, jak można napisać coś tak przewidującego? Jestem taki fajny i wiem wszystko, buahaha!", to nagle okazuje się, że to wszystko było zagrane specjalnie, a prawda jest zupełnie inna. Prościej mówiąc: nasze czytelnicze ego zostaje zdeptane i trzeba zaczynać całe śledztwo od początku.

Sama Katy jest stereotypową nastolatką. W ten sam sposób się zachowuje. Z jednej strony jest szablonowa, a z drugiej zaskakująca. Potrafi wymusić na sobie jakąś zmianę, która może jej pomóc i dogryźć w ten sposób Genevieve. Tak naprawdę zmienia się także mimowolnie. Staje się doroślejsza i poważniejsza, a nierozważna nastolatka myśląca o przystojnych chłopakach idzie w las! Za to ją podziwiam, choć wiem, że robimy to cały czas. Z każdą sekundą się zmieniamy, bue hesteśmy w stanie tego cofnąć i choć nie zauważamy tego - tak się właśnie dzieje. Katy jednak zrobiło to bardzo sazybko z powodu Genevieve. Zrzuciła dawną skórą i teraz rozpoczyna nowe życie, w którym jest silniejsza.

Nie jestem pewna, czy wszyscy daliby sobie radę z tak podstępną osobą, jaką jest dziewczyna z zatrutym sercem (tak bardzo poetycko...). Nie rozumiem jednak, czemu nie zgłosiła swojego problemu np. szkolnemu psychologowi, czy nawet matce. Na jej miejscu wierciłabym rodzicielce, które zareagowała dziwnie na imię mojej prześladowczyni, dziurę w brzuchu tak długo, aż powiedziałaby mi prawdę.

Zaskoczył mnie fakt, że utożsamiłam się z obydwiema dziewczynami. Choć z wyglądu są niemal identycznie, to z charakteru różnią się diametralnie. Genevive miała wszystkie brakujące cechy panny Rivers, a razem się doskonale uzupełniały. Jeśli więc czegoś nie znalazłam w jednej, to dostawałam to w drugiej. Podane jak na tacy i to na dodatek z serwetką! Jak można nie polubić takiego rozwiązania? Cała ta przepychanka między nimi wyglądała jak walka dwóch żywiołów np. ognia i wody. Blisko siebie trudno im było funkcjonować, ale nie mogłyby istnieć bez siebie nawzajem.

Muszę jednak przyznać, że zirytowało mnie pozostawienie nieodgadnionych kilku wątków. Jakby nagle autorka je ucięła albo po prostu zapomniała. Ale my, czytelnicy, zwracamy na takie rzeczy uwagę. Aż biją po tych naszych biednych i zmęczonych oczętach. Z chęcią  zdradziłabym o jakie dokładnie wątki mi chodzi, ale wiadomo... odkryłabym kilka kar, a lepiej żebyście zrobili to sami sięgając po tę powieść. 

Muszę coś nabazgrać o wydaniu, bo... mi się nie podoba. Okładka w moich oczach wygląda dziwnie. Widzimy dziewczynę w sukience, rude włosy i oczywiście ciemne chmury, które zebrały się nad głowami głównych bohaterek. Jednak jakie odniesienie ma to do całej książki? Spoglądając na tytuł czujemy się jeszcze bardziej zagubieni. Jak już mamy ten "jad" to i wąż by się przydał. Czemu nie można było zostawić tytułu jako zatrutego serca? Wtedy miałoby to odnośnik do przebiegłej Genevive i nie kojarzyłoby się z gadami. Sama pozycja wydaje się gruba jak na swoje ledwo czterysta stron, a jej przeczytanie bez zgięcia grzbietu jest niestety prawie niemożliwe.

Podsumowując mogę powiedzieć, że nie nazwałabym tej książki thrillerem. Chociaż gdy niektóre pozycje z gatunku paranormal romance nazywa się horrorem, to nic mnie już nie powinno zdziwić. Podobały mi się zaskakujące zwroty akcji i chociaż czasem się to wszystko wlokło - warto było poczekać na moment, w którym się rozkręci.
Ocena ogólna: Queen Dee 8/10 Small Metal Fan --/--

Za możliwość przeczytania książki dziękuję
Wydawnictwu Zielona Sowa

środa, 19 lutego 2014

Dwustu wielbicieli Królewny Rozdawajki, czyli Konkurs z okazji 200 obserwatorów

Na swoim białym rumaku przygalopowała do nas Królewna Rozdawajka! A czemu? Ponieważ niedawno stuknęło nam 200 obserwatorów, a wieści w książkowym świecie roznoszą się dość szybko :)

Bardzo Wam dziękujemy za czytanie naszego bloga, komentowanie i takie tam. W wyrazie wdzięczności organizujemy rozdawajkę. Niedawno były walentynki, więc z tego powodu nagrody będą troszkę walentynkowe, co Wy na to? :)

Konkurs


Regulamin konkursu:
1. Konkurs trwa od 19. do 27. lutego, godziny 23.59.
2. Organizatorem konkursu są założycielki bloga MyBooks - Nasze recenzje.
3. Wyniki konkursu zostaną opublikowane na blogu do 28. lutego godz. 22
4. Zwycięzca nie będzie informowany o wygranej mailowo. Od publikacji wyników na blogu ma 2 dni na skontaktowanie się z nami. W przypadku braku kontaktu zostanie wyłoniony inny zwycięzca, lub nagroda nie zostanie przyznana.
5. Nagrodą jest książka wybrana przy zgłoszeniu.
6. Nie odpowiadamy na zgubienie przesyłki przez Pocztę Polską.
7. Nagroda zostanie wysłana w ciągu 5 dni roboczych od podania adresu przez zwycięzcę.
8. Zgłoszenie do konkursu należy pozostawić w komentarzu pod tym postem.
9. Zwycięzca zostanie wybrany przez zespół bloga MyBooks - Nasze Recenzje.
10. Użytkowników anonimowych prosimy o podanie pseudonimu i adresu e-mail w zgłoszeniu!
11. Konkurs odbędzie się przy zgłoszeniu co najmniej 10 osób.
12. Biorąc udział w konkursie automatycznie uczestnik zgadza się z regulaminem.

Obserwatorzy

Żeby wygrać wystarczy napisać, co Wam się kojarzy z walentynkami, miłością. Sposób przekazania dowolny. Coś zabawnego, krótkie zdanie, wierszyk, opowiadanie... Tak jak Was palce poprowadzą po klawiaturze komputerowej ^^

Książki do wyboru:
-"Namiętność" - Jeanette Winterson
-"Jak upolować faceta. Po pierwsze dla pieniędzy." - Janet Evanovich

Wzór zgłoszenia:
Zgłaszam się! :)
Mail:
Odpowiedź na pytanie konkursowe:
Wybieram książkę:

Powodzenia! :)

wtorek, 18 lutego 2014

Recenzja książki "Chłopcy 2. Bangarang" - Jakub Ćwiek

"Chłopcy 2. Bangarang" - Jakub Ćwiek
Tytuł: "Chłopcy 2. Bangarang"
Autor: Jakub Ćwiek
Ilustracje: Iwo Strzelecki
Wydawnictwo: Sine Qua Non (SQN)
Ilość stron: 304
Opis wydawcy: Wrócili!
Dzwoneczek i jej banda wyrośniętych, wiecznie niedojrzałych Chłopców po raz kolejny pokazują, że nie da się oddzielić dobrej zabawy od solidnych kłopotów. I nieważne, czy to klubowy Zjazd, motocyklowa wycieczka do pobliskiego miasta czy pozornie leniwe popołudnie w opuszczonym Lunaparku – każdy dzień to nowa przygoda, a na końcu czai się ta największa. I najbardziej przerażająca. Śmierć…
Droga znowu wzywa, nie ma odwrotu ani chwili na oddech. Tylko co jeśli tym razem wiedzie wprost do znienawidzonej dorosłości?
Nasza opinia: Zagubieni Chłopcy, których znamy z "Piotrusia Pana" J.M. Barriego. Z pewnością nie są już tacy sami jak kiedyś. Z dzieciństwa znamy ich jako dzieci, które nie chciały dorosnąć i mieszkały w Nibylandii razem z Piotrusiem i Dzwoneczkiem. Teraz żyją w różnych miejscach na świecie. Ciałem są już dorośli, jednak wewnątrz wciąż są niedojrzali i w głowie im tylko zabawa. Odziani w skórzane kurtki z naszywkami z rozbitym zegarem mieszkają wraz z mamą - Dzwoneczkiem w opuszczonym lunaparku i dobrze się bawią, w tym tomie jednak dorosłość będzie próbowała ich dosięgnąć...

Zwykle nie czytam kontynuacji, ponieważ wiele razy się na nich zawiodłam. Często są robione na siłę i nie ma w nich nic interesującego. Z tego powodu do "Chłopców 2" zabierałam się jak pies do jeża. Otwierając książkę, byłam pełna obaw. A co jeśli będzie gorsza? Co będzie jak Ćwiek mnie zawiedzie? Te pytania kołatały się w mojej głowie i trzymały mnie z dala od książki. Kiedyś jednak musiałam wreszcie ją przeczytać.

Wdech, wydech. "Wszystko będzie dobrze..." - uspokajałam się w myślach. Czytam. Czytam i coraz bardziej zagłębiam się w wykreowany świat Zagubionych Chłopców. Uff... Odetchnęłam z ulgą. Na szczęście tym razem się nie zawiodłam.

Jak to u Ćwieka - wszystko opisane jest mocnym językiem, jednak on w niczym nie przeszkadza. Tak, jak wspominałam w recenzji pierwszego tomu, to jest niemożliwe, żeby gang motocyklowy nie używał języka potocznego i wulgaryzmów. No po prostu nie. To nie tacy ludzie, poza tym klimat i wiarygodność wiele by na tym straciła. Tłumaczenie się, że książka komuś nie przypadła do gustu, tym, że język jest zbyt mocny, a pewne sceny zbyt brutalne mnie nie przekonuje.

Pierwsze opowiadanie jest o Zjeździe. Przyjeżdżają Chłopcy z różnych stron kraju i świata. To od razu powinno nam wyraźnie powiedzieć, że wiele będzie się działo. W tym czasie Dzwoneczek jedzie do Warszawy załatwiać sprawy związane z kredytem na remont lunaparku. W tym rozdziale nie ma zbytnio chwili na śmiech, w dużym stopniu wybijają się problemy związane z dorosłością i jest bardzo brutalny.

Drugie opowiadanie napisane jest z perspektywy pana Propera, czyli po prostu kota w krawacie należącego do Kruszyny - jednego z Chłopców. Bardzo zaskoczyło mnie to rozwiązanie, ale jak najbardziej w dobrym znaczeniu. Ta opowieść była bardzo kocia i nieprzewidywalna, jednak według mnie za krótka. Brakowało mi w niej czegoś, choć sama nie wiem, co dokładnie można by tam dodać.

Jeśli chodzi o opisywanie poszczególnych opowiadań to by było z mojej strony tyle. Uważam, że te dwa pierwsze po prostu wymagały krótkiej wzmianki w mojej recenzji, a żeby dowiedzieć się o reszcie po prostu musicie przeczytać. Z każdym opowiadaniem dzieje się coraz więcej, wszystkie wciągają i nie pozwalają się oderwać.

"-Wszyscy żyjemy na Drodze (...) Czasem robimy postoje, ale zwykle jesteśmy w ruchu, nie? Czy wy, czy ja... wszyscy. Każdy albo od czegoś ucieka, albo za czymś goni."

W tym tomie jest zdecydowanie bardziej refleksyjnie. Jest wiele powrotów do przeszłości Dzwoneczka i Chłopców. Zakończenie jest smutne. Sam autor w posłowiu stwierdza, że nie chciał tak ich zostawić, ciężko mu się nawet pisało, bo wiedział co się wydarzy. Napisał też, że będzie kolejna część. Nie wiem jak Wy, ale ja się cieszę. Jeżeli ta była lepsza od poprzedniej, to kolejna może będzie jeszcze lepsza?

Wreszcie pojawia się rozwinięcie wątku Piotrusia, którego bardzo mi brakowało. W poprzedniej części można było się tylko dowiedzieć, że Chłopcy nim teraz gardzą i odcięli się od niego. Teraz dowiadujemy się, co Piotruś robił i stosunek Zagubionych Chłopców do niego staje się jasny.

W "Chłopcach 2" Dzwoneczek odgrywa zdecydowanie większą rolę jako matka dla Chłopców, troszczy się o nich i wiele razy można zauważyć u tych wielkich, umięśnionych facetów posłuszeństwo i szacunek dla mamy.

"-Dobra, dobra. Nie smęć mi tu, tylko powiedz, że masz jakieś piwo.
Na twarz Paragona wrócił szeroki uśmiech. Teraz jej chłopiec był dokładnie taki, jakim go zapamiętała. Był... Kukuryku!
-Cóż by był ze mnie za syn, gdybym się nie przygotował na przyjazd mamy, co? - zapytał."

Wydanie jest bardzo dobre. Okładka nie jest podatna na zniszczenia, strony są dość grube z wyraźną czcionką i przyjaznym dla oczu kolorem. Książkę da się otworzyć szeroko, nie martwiąc się o wygięcie grzbietu. Jest też czerwona wstążka - zakładka.

Jeśli chodzi o ilustracje to zdecydowanie bardziej podobały mi się te w pierwszym tomie. Tamte miały coś w sobie i zachęcały mnie jeszcze bardziej do czytania. Te tutaj są nijakie. Nie pokazują nic szczególnego. Jak czyta się dany rozdział to pomagają w wyobrażeniu sobie lepiej tego, co się dzieje, ale kiedy przed przeczytaniem przeglądałam ilustracje nic szczególnego mi nie pokazały.

Podsumowując, chyba muszę powiedzieć, że drugi tom "Chłopców" był lepszy od pierwszego. Pojawiło się więcej informacji o przeszłości Chłopców, dzięki czemu pewne rzeczy stały się bardziej jasne i jeszcze bardziej zżyłam się z tym nietypowym gangiem. Wszystko było jakby bardziej dopracowane i wyraziste, a może od przeczytania pierwszego tomu stałam się bardziej tolerancyjna? Nie wiem. Wiem, że "Chłopców 2. Bangarang" mogę polecić każdemu, kto czytał pierwszy tom. Zdecydowanie ta kontynuacja nie należy do tych, na których można się zawieść.
Ocena ogólna: Small Metal Fan 9+/10 Queen Dee --/--



Za możliwość przeczytania dziękuję
Wydawnictwu Sine Qua Non (SQN)


Książka przeczytana w ramach wyzwania Uporać się z własnymi zbiorami.

sobota, 15 lutego 2014

Recenzja książki "Przetrwać w czasie" - Hanna Maria Janina Kasperska

Przetrwać w czasie - Hanna Maria Kasperska
Tytuł: "Przetrwać w czasie"
Autor: Hanna Maria Janina Kasperska
Wydawnictwo: Novae Res
Ilość stron: 89
Opis wydawcy: Sonia jest piękną młodą kobietą i obiektem pożądania kilku wysokich rangą oficerów. Dziewczyna bawi się mężczyznami, flirtując po kolei z każdym z nich. Po upojnej nocy spędzonej z Armandem wyjeżdża za granicę. Tam spotyka Leo, który podstępem wywozi ją do willi Zorbiego – obrzydliwego, tłustego Araba. Sparaliżowana strachem dziewczyna nie potrafi zareagować. Zorbi przetrzymuje Sonię, a dziewczyna podejrzewa, że zamierza sprzedać ją do burdelu. Boi się, że zostanie zgwałcona. Postanawia uciec…
Nasza opinia: Zawsze zaczynam od wstępu. Wiecie, kilka zdań owijających w bawełnę. Tutaj... nie ma co owinąć. Najprościej w świecie. Jeśli więc miałabym nakreślić kilka słów tak jak autorka całą książkę to... byłoby niewątpliwie ciekawie i z pewnością nikt nie dotrwałby do końca tego tekstu. Nikt, nawet ja, bo nie dałabym rady go napisać nie wyrywając sobie wszystkich włosów z głowy.

Gdy zobaczyłam okładkę "Przetrwać w czasie" uznałam, że może być ciekawa. Oprawa ze strony gwaficznej nawet mi się podoba, choć jest po prostu kiczowata. Odpowiada temu, co dzieje się w całej powieści i to mi się podoba. Nie jest wzięta z kosmosu. Za to opis jest do bani. Zdradza wszystko, jest po prostu całkowitym i rzeczowym streszczeniem tej ulotki, bo osiemdziesięciu stron nie da się według mnie nazwać książką. Czy nie można było przerwać na tym, że spotkała przystojnego mężczyznę o imieniu Leo?

W opisie jest także napisane, że "boi się że zostanie zgwałcona". Tutaj nie rozumiem już nic. W końcu w 'książce' i opisie jest odnośnik do tego, że obawia się o sprzedanie do burdelu. Tam owszem, może tak się stać - ale Zorbi raczej nie daje jej do zrozumienia "chce Cię zgwałcić, przychodź!". Nie rozumiem także po co w ogóle zdradzać, że bohaterka zostanie przekazana do tłustego araba, który widzi w niej możliwość zysku. Jaki to ma sens? Zniechęca tylko czytelnika i uchyla rąbek ostatniej tajemnicy, która jeszcze by coś trzymała - jakieś napięcie może?

Mimo wszystko po książkę sięgnęłam z entuzjazmem, który obumarł po kilku pierwszych stronach. Chciałam jednak dotrzeć do tego tłustego araba, ucieczki... Miałam nadzieję, że wtedy akcja się rozwinie. O ja głupia. Sam pomysł był fajny, ale wykonanie zupełnie się zwaliło. Autorka miała duży problem z utrzymaniem czytelnika w napięciu, więc czytając książkę byłam wręcz znudzona. O obgryzaniu paznokci z napięcia nawet nie pomyślałam, a akcja mimo że w pewnych momentach szybka - zostawiała czytelnika za sobą. 

"Wdepnęłam w gówno - pomyślała. I muszę uważać, aby się na nim nie poślizgnąć."

Przewracając kolejne strony miałam wrażenie, że czytam streszczenie książki. Emocje bohaterów, ich zachowania, opisy - to wszystko miało dopiero zostać dodane. Na dodatek prawie dostawałam zeza widząc w książce... zdjęcia. Niestety takie obrazki nie zastąpią brakujących kilku słów na temat wszystkich miejsc. Zastanawia mnie czy w ogóle można się wciągnąć w taką książkę. Śledzić wydarzenia i cieszyć się zwrotami akcji (których tutaj nie było). 

Nie mniej jednak, książkę przeczytałam. Uważam to trochę za stracony czas, ale niech będzie.  Czasem trzeba przeczytać coś kiepskiego. Muszę jednak przyznać, że minę miałam bezcenną w chwili, gdy bohaterka próbowała uciec. Mam ją nawet uwiecznioną na zdjęciu, ale chyba wstydzę się ją pokazać. Sonia, nasza mądra dziewczyna, zadzwoniła do mężczyzny który zawiózł ją do tłustego araba, żeby teraz ją od niego zabrał, bo będzie miał kłopoty... 

"Uciekłam od Zorbiego, nie mam dokumentów, więc zgłoszę to policji... Pan wie, czym to grozi, ale nie mnie, tylko panu."

Pani Hanna Maria Janina Kasperska ma styl prosty. Bardzo, bardzo, bardzo, mega prosty. Jeśli ktoś jest ciekawy jak wygląda książka złożona jedynie ze zdań pojedynczych to polecam zapoznanie się z lekturą. 

"Pani Berta czekała na lotnisku. Wśród zgromadzonego tłumu ludzi dostrzegła ją Sonia. Podążyła w jej kierunku. Podeszła do niej. - Witam panią - rzekła."

Podsumowując uważam, że nie mogę bardziej złożyć do kupy tego tekstu. Ta ulotka jest po prostu szablonem, na którego podstawie można napisać coś ciekawego. Czekając na tego tłustego araba byłam bardzo ciekawa, a gdy doszło co do czego, to Sonia była u Zorbiego cholerne dwie strony! Oczywiście, przecież w ciągu takiego czasu to ona już wiedziała, że ją zgwałci i sprzeda. Bogowie brońcie czytelników przed takimi pozycjami...
Ocena ogólna: Queen Dee 2/10 Small Metal Fan --/--


Za możliwość zapoznania się z książką dziękuję
Wydawnictwu Novae Res

Ciekawe pozycje na luty

W pewnym teatrze lalek
Do teatru lalek przybywa nowa marionetka Perełka. Jest niedoświadczona i nigdy nie występowała na scenie. Do roli aktorki pomagają jej przygotować się nowi przyjaciele: Kamilla, Babcia, Miś i Kaczka. Plejada marionetek, jawajek i pacynek wiedzie na pozór beztroskie życie, co rusz wcielając się w nowe kreacje. Okazuje się jednak, że aktorstwo niesie ze sobą wiele wyzwań, a teatr jest czymś więcej niż pracą – jest całym ich światem!

Jeśli chcecie zobaczyć, czy wasze maluchy polubią książkę możecie zapoznać je z pierwszymi stronami tej pozycji tutaj.

Premiera książki: 23 lutego nakładem wydawnictwa Dreams.


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Królestwa Nashiry
Kontynuacja przygód Talithy, córki hrabiego Królestwa Lata, i losów Nashiry – mitycznego świata, któremu grozi zagłada.



We wszystkich czterech królestwach Nashiry wybuchają bunty niewolników, których nie jest w stanie stłumić wojsko dowodzone przez ojca Talithy, okrutnego hrabiego Megassę. W tym czasie Talitha wraz z Saiphem, swoim niewolnikiem i zarazem przyjacielem, odnajduje mężczyznę o imieniu Verba, który wie, jak uchronić Nashirę przed zagładą. Ale Verba jest obojętny na los Nashiry i ucieka w kierunku nieznanych ziem, podczas gdy Talitha i Saiph walczą u boku buntowników w wojnie, która z dnia na dzień staje się coraz bardziej krwawa. Wkrótce Talitha będzie musiała dokonać niezwykle trudnego wyboru: szukać Verby czy walczyć u boku rebeliantów, stając w szranki ze swoją rasą i przeszłością.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Świat według zołzy
Bądź odpowiedzialnie nieodpowiedzialna! Wyluzuj! To nie jest poradnik. Poradniki są dla grubasów i rozwodników. Jeśli szukasz książki, która powie ci, jak poradzić sobie z problemami, szukaj dalej. To nie książka o tym, jak być szczęśliwą. To książka o rządzeniu światem, o tym, jak stać się najbardziej pożądaną i najsilniejszą zołzą na świecie. Dzięki nam zrozumiesz, że jesteś cudowna i niesamowita. Staniesz się nieuchwytną dziewczyną, której pragną wszyscy! Zawsze będą się wokół ciebie kręcić faceci z pierwszej ligi. Pamiętaj, nie możesz godzić się na byle co. Zołzy dostają to, co najlepsze i najbardziej pożądane. Pamiętaj, zołzowatość to nie coś, co się posiada albo z czym się rodzi. To styl życia. Stan umysłu. Zołzowatość, w przeciwieństwie do urody, pochodzi z wnętrza. Ale o co tak naprawdę w tym wszystkim chodzi? Powiemy ci, jak kobieta może osiągnąć sukces w świecie zdominowanym przez mężczyzn. Damy ci pewność siebie i wiedzę potrzebną, by rządzić światem. Jeśli chciałaś być miła, wiesz już, że trafiłaś pod niewłaściwy adres. Powodzenia! Twoje Zołzy

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Nomen omen
Salomea Przygoda ucieka od zwariowanej rodziny, chcąc rozpocząć samodzielne życie. Gdy okazuje się, że jej stancja przypomina posiadłość z filmów grozy klasy B, prowadzona jest przez trzy siostry w dość podeszłym wieku i papugę, a w telefonie słychać głosy, Salka zaczyna zastanawiać się, czy to aby na pewno był dobry pomysł. Pojawienie się młodszego brata jedynie komplikuje i tak niełatwą już sytuację – zwłaszcza, gdy pewnego dnia próbuje utopić siostrę w Odrze.







~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Moje życie od teraz
To był najgorszy dzień w życiu Lucy. Serio, najgorszy z najgorszych. To wszystko już ją przerasta – chce uciec. Z domu, od własnych myśli i od własnego życia. Chce zostać zupełnie nową Lucy. Decyduje się więc na coś, co dawnej Lucy nie przeszłoby nawet przez myśl. Teraz jej życie już nigdy nie będzie takie samo. Czy będzie mogła mieć teraz chłopaka? Co powie przyjaciołom? Czy będzie miała odwagę przyznać się rodzinie? Jej życie jest teraz zupełnie inne. Każda chwila to dar. A tych chwil może nie być już zbyt wiele…

środa, 12 lutego 2014

Z innej półki #1 - Nie oceniaj książki po okładce

Z innej półki
Jeśli macie za sobą nasze podsumowanie stycznia to wiecie, że w lutym ruszamy z dniami dyskusyjnymi, które w magiczny sposób zmieniły nazwę na "Z innej półki". Dzisiaj pierwszy taki tekst, więc zżeramy się z ciekawości jak zareagujecie.

Powiedzenie dzieciństwa
Jestem pewna, że nie raz jako dziecku udało wam się usłyszeć reprymendę podsumowaną powiedzeniem nie oceniaj książki po okładce. Chociaż byłam bardzo wygadanym dzieckiem i nigdy buzi nie zamykałam w odpowiednim momencie, więc może i zdarzało się to tak często tylko mnie. Nie raz moi rodzice umierali ze wstydu, gdy powiedziałam przy opiekunce w przedszkolu, że jedna z koleżanek jest gruba więc i niemiła. Czy mam coś do puszystych osób? Oczywiście, że nie. Więcej ciałka do kochania. Jednak to nie mowa jest złotem, a milczenie. Czasem warto więc dać sobie spokój, zachować uwagę dla siebie.


Jeśli nie okładka, to co?
Często zastanawiam się, ile w tym przysłowiu jest prawdy. Zależnie od humoru patrzę na to inaczej. Ale zdołałam uzmysłowić sobie jedno - na wygląd zwraca się uwagę. Jeśli kogoś nie znamy, to po czym mamy go ocenić? Mamy go nie szufladkować? Niestety podświadomość jest sobie tą podświadomością i właśnie tak działa, że nakleja łatki każdemu. To jak wyglądamy jest najszybszym sposobem na ocenienie jego wartości w społeczeństwie. Można to także zauważyć już u zwierząt - po sposobie zachowania określają czy dany osobnik jest dominujący, czy uległy. Przy facecie w dresie zawsze każdy będzie się zachowywał inaczej niż przy mężczyźnie w garniturze. Taki strój po prostu wzbudza w każdym respekt.

Warto jednak zauważyć, że oceniamy wysoko to, co przypada nam i tylko nam do gustu. Jeśli więc chcemy uzyskać o danej rzeczy obiektywną opinię warto zebrać kilka słów od paru źródeł informacji. Jedna ocena nie pokaże właściwego wyniku, a kierując się nią jesteśmy właściwie głupcami. Podobnie jest z testowaniem różnych osób. Powiedz człowiekowi, żeby podniósł rękę jeśli jest mądry. Jeżeli to zrobił, to raczej nie jest. Osoba, która rozważa wszystkie możliwości zawsze zapyta którą właściwie rękę ma wtedy podnieść.

Po co ta cała oprawa?
Początkowo okładki były gładkie. Nawet głupiego szlaczka nie było, tylko sam kurz je dekorował. Podstawową rolą takiej twardej oprawy było chronienie cennych, zapisanych kartek. Chociaż nie przed nimi samymi, czy chętnym do czytania szlachcicem. Strony miały się nie podrzeć, nie zaginać i trzymać w kupie, bo kupy nikt nie ruszy. Mija trochę czasu, szlachciców już nie ma i ich majątku również. Książki wydawane są w dużych (chciałoby się) nakładach. Są więc łatwo dostępne, można je dostać w całym kraju, a nie tylko w stolicy. Czym więc okładki stały się potem? Przede wszystkim służą w celach estetycznych i informacyjnych. Są też obiektem, którego lubię się czepiać. Mam nadzieję, że kiedyś spotkam tę idealną...

Jaki wygląd powinien mieć ideał? 
Przede wszystkim pasujący graficznie do treści. Możemy się posłużyć okładką popularnej nawet na największym zadupiu książce, czyli Zmierzchu. Na okładce widzimy jabłko i trzymające je dłonie. W filmie można zauważyć, że jeden z bohaterów łapie ten owoc w taki sam sposób jaki mamy tam pokazany. Nie jest to jednak istotne wydarzenie. Jedni mówią, że autorka nie uczestniczyła w projektowaniu "opakowania" swojej książki i nie znaczy ono nic. Możemy jednak doszukiwać się drugiego dna i sięgać aż do biblii, gdzie jabłko było zakazanym owocem tak jak miłość wampira i śmiertelniczki. Nic to jednak nie znaczy dla czytelnika, który w sklepie widzi taką pozycję. Co to, o sadzie będą bredzić czy jak? Przecież okładka nie musi być kolorowa jak tęcza i zapełniona jak ul latem. 

Dobry make-up nie jest zły, ale czasem nie można dostrzec piękna przez warstwę tapety. Wtedy polecamy profesjonalną skrobaczkę do tapet firmy Nie chcąc stracić swej urody, nie przesadzaj - zostań młody!

Punkt informacja, czy może ochrona?
Na okładce książki znajdziemy także kilka przydatnych informacji. Każdy wie co znajdziemy na tym kawałku grubszego papierka - tytuł, autora, cenę detaliczną i oczywiście opis. Tutaj warto zwrócić uwagę na jedną ważną rzecz. Opis to nie streszczenie. Opis to po prostu opis. Zawiera kilka zdań, które powinny zachęcić potencjalnego czytelnika po sięgnięcie po tę właśnie książkę, a nie tą stojącą obok. Gdy z okładki dowiaduję się, że ojciec bohaterki umrze, co właściwie staje się na samym końcu książki, to robi mi się po prostu słabo. Po co? Po jaki chrust odsłaniać za dużo?

Pierwotnie, tak jak już pisałam, rolą okładki było chronienie wnętrza książki. Współcześnie wydanym pozycjom nie przeszkadza to wcale w wygięciu się stron i pozostawieniu okładki w nienaruszonym stanie. Czasem dzieje się też na odwrót - okładkę bardzo łatwo jest zdewastować. Jeśli więc chcemy by ładnie to wyglądało na półce, musimy się obchodzić z naszymi cudeńkami delikatniej niż z wydmuszkami. Po co więc w ogóle zakładać wtedy o tyle, że nawet nie dostrzegam, grubszą okładkę? Lepiej zacząć drukować tylko cegły z twardymi okładkami, na których każde wgniecenie prezentuje się lepiej, niż odblask gdy poświecimy go latarką.

Chwyt rodem z księgarni
Gdy wchodzimy do księgarni widzimy mnóstwo książek. Co więc decyduje o tym, którą książkę kupimy? Elementy manipulacji klientem przede wszystkim widać w najbardziej popularnej sieci księgarń w Polsce. Osobne miejsca dla nowości przyciąga klienta z samego progu. Jeśli nie znajdziemy tam nic ciekawego, to nasze spojrzenie leci do półki z bestsellerami. Jeśli wszystko już z niej mamy, to najczęściej poszukujemy dalej. Spojrzenia przyciągają karteczki "Polecamy" bądź "Tylko u nas!". Najczęściej wtedy jesteśmy już zgubieni. Jeśli jest się jednak wytrwałym w końcu dociera się do upragnionego regału i patrzy na co? Oczywiście na okładki. Ich wygląd ma przyciągać czytelników, do których kierowana jest ta pozycja. Dzięki temu nie biorą się za historie o księżniczkach chłopcy, o autach dziewczyny i nie ma negatywnych opinii.

Czasem jednak pod piękną fasadą kryje się gniot, a wewnętrzne piękno znajdujemy w najbardziej nieoczekiwanej pozycji. Czy warto więc zwracać uwagę na okładkę?

Nie oceniaj książki po okładce
~ Queen Dee

wtorek, 11 lutego 2014

Recenzja książki "Milion słońc" - Beth Revis

Milion słońc - Beth RevisTytuł: "Milion słońc"
Tytuł oryginalny: "A milion suns"
Autor: Beth Revis
Wydawnictwo: Dolnośląskie
Ilość stron: 368
Opis wydawcy: Misja trwa. Po obaleniu dyktatora na pokładzie „Błogosławionego” zapanowała radość. Nie trwa jednak długo, gdyż okazuje się, że załoga statku skrywała tajemnicę, która może przesądzić o losach wyprawy. Niespodziewanie nowa fala morderstw staje się zalążkiem buntu. Rozpoczyna się walka o przetrwanie. Amy rusza tropem tajemniczych wskazówek pozostawionych przez jednego z uczestników misji, a Starszy mierzy się z nowymi wyzwaniami, które stanęły przed nim jako przywódcą. Nikt nie zna odpowiedzi na pytanie, czy kiedykolwiek pasażerowie „Błogosławionego” dotrą do nowej Ziemi…
Nasza opinia: Jakiś czas temu miałam okazję przeczytać pozycję "W otchłani". Szczerze powiedziawszy kupiłam ją w księgarni będąc w innym mieście. Leżała na dziale nowości, a okładka przyciągała wzrok i nie mogłam przejść obok niej obojętnie. Opis zachęcił. Tak bardzo chciałam się dowiedzieć o co będzie chodzić, że zrezygnowałam na rzecz tej książki z tej, po którą się do księgarni udałam. Mimo zaciekawienia książka nie wywarła na mnie tak dużego wrażenia, na jakie oczekiwałam. Wracając do niej chciałam jedynie przypomnieć sobie jeden moment, który jako jedyny zapamiętałam. Chciałam jednak zapoznać się z dalszą częścią przygód o Amy oraz Starszym (czy on w ogóle miał jakieś prawdziwe imię?) żeby przekonać się, czy drugim tom zapadnie mi w pamięć na dłużej.

Czytając "Milion słońc" zaczęłam się dosłownie gubić. Autorka miała doskonały pomysł z narracją z punktu widzenia zarówno głównej bohaterki, jak i bohatera, ale to wprowadziło zamieszanie. Fabuła była złożona i skomplikowana niczym najtrudniejszy labirynt. Z każdą stroną wchodziło się coraz dalej, odkrywało nowe korytarze i gubiło cel. Nie zaznaczaliśmy drogi powrotnej okruszkami chleba, więc nic nie prowadziło nas z powrotem. W pewnej więc chwili miałam wrażenie, że Amy jest też Starszym i wszystko wywróciło się do góry nogami. Czytałam rozdziały po dwa razy, szukałam wcześniejszych zdarzeń by wszystko sobie uporządkować i w pewnym momencie nawet uznałam, że będę musiała sobie zrobić plan wydarzeń. Z jednej więc strony dobrze czytało się pięciu stronicowe rozdziały, a z drugiej mijały tak szybko, że mimo nagłówków z imionami bohaterów miałam problem z tak szybkim przeskoczeniem z jednego "ciała" w drugie. 


Lubię się pobawić w detektywa. Naprawdę. Kiedyś nawet chciałam zostać super agentką do zadań specjalnych, ale wiadomo. Wyszło jak wyszło, czyli nijak. Na "Błogosławionym", czyli statku na którym toczy się akcja powieści, gdy dostajemy odpowiedź na jedno pytanie, z nieba spada nam na głowę pięć kolejnych. Żeby wejść bardziej klimatycznie można powiedzieć, że spada nam na głowę milion pytań z miliona słońc. Rzeczywiście fajnie jest, gdy czytelnik może odkrywać prawdę stopniowo razem z bohaterami. Czytając tę powieść miałam jednak wrażenie, że zlęknieni i mało zorganizowani bohaterowie mają większą pewność w rządzeniu wielkim statkiem niż ja, przewracając stronice "Miliona słońc".

-Ty durniu! - Wymierzyła mi kolejny cios. - Po co mi nowa planeta bez ciebie? (...) -Bez ciebie nowy świat nie byłby nic wart - wyszeptała.

Autorka ma jak dla mnie bardzo specyficzny język. Czytając pojedyncze zdania nic oryginalnego w nich nie widzimy, ale gdy już zaczniemy czytać, to rzuca się on w oczy. Jest to pozytywnym czynnikiem, bo gdybym dostała fragment tej książki to nie pomyliłabym jej z żadną inną. Trzeba jednak się do niego przyzwyczaić. Ja w pewnych momentach musiałam sobie dać chwilę na ochłonięcie. Zbyt dużo kosmicznych wieści może ziemską istotkę przytłoczyć, a ja wolałabym nie zostać jednak zgnieciona jak pierwszy lepszy robak. 

Relacja pomiędzy bohaterami jest skomplikowana. Szczerze powiedziawszy oczekiwałam tego, że coś do siebie poczują i nie będą dla siebie obojętni jak powietrze. Ich uczucia względem siebie są jednak bardziej zmienne niż emocje stereotypowej kobiety. W jednej chwili się nienawidzą, w drugiej są dla siebie oparciem. Niczym historia pisana życiem. Denerwowała mnie jednak tak duża zmienność. Ich relacja była za jaskiniowcami podczas gdy tajemnice rozwijającą się w zastraszającym tempie metropolią. Co zaskakujące - z Amy i Starszym nie działa powiedzenie, że trzeba upaść na dno, by móc się od niego odbić. Oni na nie upadają, ale nie mają wręcz siły na to odepchnięcie się. Oczywiście jakieś małe, szczęśliwe wzgórki znajdą po drodze ale chyba tylko po to by spaść z nich i zrobić sobie jeszcze większe kuku...

Zastanawia mnie dlaczego zmieniany jest nagle szablon okładek w drugich bądź trzecich tomach różnych serii. Do pięknej wersji pierwszej części tej powieści idealnie pasowała stara wersja drugiego. Co było więc powodem dla którego zastąpiono sprawdzony wygląd zupełnie nowym? Czy ma to zachęcić czytelników, czy jest zupełnie inny powód? Przyznam, że gdy trzymam sobie przed nosem "W otchłani" i "Milion słońc" nigdy bym nie pomyślała, że mogą być serią! Na dodatek ruda dziewczyna ma taką minę jakby właśnie dostała patelnią w twarz, a chłopak niewiele lepiej. Na szczęście zachowano idealną i komfortową czcionkę...

"Miłość nie jest miłością, jeśli nie ma się wyboru."

Podsumowując mogę powiedzieć że długo oczekiwałam na drugi tom z serii o "Błogosławionym". Muszę jednak przyznać, że jestem zawiedziona. Oczekiwałam czegoś więcej. Porywu akcji, który wstrząsnąłby czytelnikiem. Odpowiedzi na więcej pytań, rozwikłanie kilku tajemnic. Wypuszczenie kogoś z komory. Tak naprawdę ciekawie zrobiło się na ostatnich pięćdziesięciu stronach. Gdyby autorka upchnęła połowę "Miliona słońc" w pierwszym tomie, a kolejne sto pięćdziesiąt w obecnym tomie trzecim, to wyszłyby z tego dwa tomy ciekawej powieści. Teraz drugi wydaje mi się wstawką pomiędzy pierwszą częścią, a ostatnią.  
Ocena ogólna: Queen Dee 5/10 Small Metal Fan --/--

Za możliwość przeczytania książki dziękuję
Grupie Wydawniczej Publicat