niedziela, 23 lutego 2014

Recenzja książki "Nie traćmy ani chwili" - Jill Mansell


Tytuł: "Nie traćmy ani chwili"
Tytuł oryginalny: "Don't want to miss a thing"
Autor: Jill Mansell
Wydawnictwo: Literackie
Ilość stron: 467
Opis wydawcy: Dexter dowiaduje się o śmierci siostry. Musi zaopiekować się siostrzenicą. Czeka go wyboista droga, pełna wyrzeczeń i obowiązków. Koniec z imprezami, wyjazdami, modnymi klubami i kobietami na jedną noc. Od teraz jedyną kobietą w jego życiu jest malutka Delphi, która potrafi dać w kość, jak tylko potrafią maluchy. Dexter wie, że nic już nie będzie takie, jak dawniej. Wyprowadza się z dzieckiem do wiejskiego domu pod Londynem. Tęskni za dawnym życie singla. Jest przerażony odpowiedzialnością, która na niego spadła i strachem przed niesforną i pełna energii dziewczynką. Na szczęście są wokół empatyczni sąsiedzi, którzy zawsze przybywają na czas, ratując niewyspanego, umęczonego i niedoświadczonego rodzica. Czy Dexter podoła wyzwaniom samotnego ojca? Czy znajdzie kobietę, która pokocha jego i Delphi? Odpowiedzi trzeba poszukać w komiksowych historyjkach, które rysuje do gazet przemiła Molly. Jest inteligentna, śliczna i uzdolniona. Niestety, zakochuje się w niewłaściwych mężczyznach. Trzymamy kciuki i liczymy na szczęśliwe zakończenie!
Nasza opinia: Jestem osobą, która rzadko zwraca uwagę na autora. Krytycznie zerkam przez ramię tym, którzy kupują książkę, która zupełnie im nie pasuje, ale muszą ją przeczytać, bo napisał ją, no wiem, znany autor. Tutaj mogłabym całe tomy pisać na temat przeliczania ilości sprzedanych egzemplarzy na wartość książki. Osobiście wolę więc zaczytywać się w tych mniej znanych, ale pasujących w moje gusta powieściach. Przeczytawszy jednak pozycje "Tylko ty!" oraz "To tylko plotki", obydwie napisane przez Jill Mansell, nie mogłam przejść obojętnie obok nowej powieści tej autorki, która na dodatek urzekła mnie delikatną i dziewczęcą okładką. 

Siadając w swoim ulubionym miejscu, bez żadnego stereotypowego kubeczka jakże pięknie pachnącej herbatki albo co gorsza kawki, trzymamy w dłoni książkę. Wiadomo. Zwykła pozycja. Otwierając ją, kartkując, czujemy się niepewnie. Zastanawiając się, czy nie tracimy czasu na na kiepską pozycję coraz bardziej pogrążamy się w lekturze. Gdzieś podświadomie obliczamy jaki jest procent tego, że się zawiedziemy. W tym wypadku, jeśli ktoś czytał już jakąkolwiek książkę tej autorki, to pewnie nawet nie ma takiej wątpliwości. Lekkie paluszki Jill Mansell śmigają po klawiaturze delikatniej niż podmuch najlżejszego wiatru, dzięki czemu czytając pozycję z gatunku  Chic Lit sami mamy wrażenie, że się unosimy. Zaczytujemy się w historii, która mogłaby przydarzyć się każdemu z nas i podoba nam się zdobywanie materiału na książkę z prosto z życia. 

Jeśli fabuła z dobrego, ziemskiego życia, to bohaterowie raczej nie z księżyca. Zbliżający się do trzydziestki przystojniak-ośmiornica, który swoje macki obwija wokół każdej kobiety i urocza rysowniczka komiksów do gazet, która swoje serce oddaje w opiekę niewłaściwym osobnikom. Odmienne wartości, miasta, a nawet zupełnie różne punkty widzenia, które zależą od punktu siedzenia. Dzieli ich sporo, przeciwieństwa przyciągają i... stają się sąsiadami, którzy pożyczają od siebie mleko. 

" - Zamierzasz urządzać tu hałaśliwe całonocne imprezy i zakłócać spokój?
- Istnieje taka możliwość.
- Bogu dzięki! - ucieszyła się Molly."

Jill Mansell pisze książki, które chwytają za serce. Pisze tak, byśmy zrozumieli, że warto zamknąć na chwilę oczy i pomyśleć nad samym sobą. Niektóre książki są jak bajki. Zapowiadają się miło, a w naszych oczach widać wręcz wesołe iskierki. Wtem nadchodzą burzowe chmury, które mogłyby potokiem łez wycisnąć z czytelnika całą słoną wodę - nie taki jednak ich cel. "Nie traćmy ani chwili" pokazuje, że czasem trzeba opaść na dno, by móc się od niego odbić i przeżyć zakończenie, o którym nie śniło się nawet królewnie z najbardziej wspaniałej bajki. 

Nie ocenianie książki po okładce jest w momencie zetknięcia się z tą książką naprawdę trudną sprawą. Przynajmniej dla kobiety, bo mężczyźni mają trochę inny gust. Pastelowe kolory, bluszczyk, uroczy rysunek domku - czego chcieć więcej od powieści, która ma rozgrzać serca czytelników? Nawet widok najbardziej ulewnego deszczu w chwili, gdy po ciężkim dniu mamy wrócić do domu i przemoczeni klniemy jak szewc - "Nie traćmy ani chwili" doda nam otuchy. Niektórzy mogą przerazić się objętością książki, jednak duża czcionka sprawia, że książkę można przeczytać dość szybko i co najważniejsze - komfortowo. 

 "- Jest zachwycona?
- Zachwycona to niedopowiedzenie roku - odparł Vince z przekąsem"

W kilku słowach na koniec mogę dorzucić, że się nie zawiodłam. Fabuła była ciekawa, bardzo realistyczna. Pozycję chłonęłam z zaciekawieniem, mając nadzieję, że nigdy się nie skończy.Gdy jednak już doszło do tej ostatniej strony - wszystkie moje wątpliwości jako czytelnika zostały rozwiane. Nie musiałam doszukiwać się ukrytego dna w końcowym zdaniu, autorka nie urwała gwałtownie żadnego wątku - było tak, jak sobie życzyłam.
Ocena ogólna: Queen Dee 10/10 Small Metal Fan --/--

Za możliwość przeczytania książki dziękuję
Wydawnictwu Literackiemu

4 komentarze:

  1. Oglądałam kiedyś film o podobnej fabule ;) Ogólnie lubię takie klimaty, ale no właśnie, filmowe. Nie wiem czy skusiłabym się na ta książkę, chociaż opis jest zachęcający, niemniej jednak na razie sobie odpuszczę.

    OdpowiedzUsuń
  2. No proszę, książka ideał. Fajnie tak czytać, by wszystko było po naszej myśli. Nieczęsto się to zdarza :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Skoro taka ciekawa, to koniecznie muszę przeczytać :)

    Pozdrawiam,
    W.

    OdpowiedzUsuń

Komentarze zawierające linki do blogów bądź podlinkowany tekst zostają natychmiastowo usunięte. W zamian proponujemy współpracę bannerową, po szczegóły zapraszamy na mail.