środa, 31 lipca 2013

Recenzja książki "Nie mogę powiedzieć ci prawdy" - Lauren Barnholdt

Tytuł: "Nie mogę powiedzieć ci prawdy" 
Tytuł oryginalny: "The thing about the truth"
Autor: Lauren Barnholdt
Wydawnictwo: Jaguar
Okładka: miękka
Opis wydawcy: Kelsey nie pozwoli na to, by jeden błąd zrujnował jej życie. Owszem, wyleciała z poprzedniej szkoły, a jej dawni przyjaciele zamilkli, ale to jeszcze nie koniec świata. Teraz, w nowym liceum, dziewczyna koncentruje się przede wszystkim na nauce i stara się nie powtarzać dawnych błędów.
Isaaca wyrzucono z tylu szkół, że on sam nie potrafi ich policzyć. Jako syn senatora jest pod wnikliwą obserwacją. Concordia High to jego ostatnia szansa – jeśli i tu zawiedzie, wyląduje w placówce z internatem.
Już przy pierwszym spotkaniu Kelley i Isaac wywierają na sobie ogromne wrażenie. Ona ma go za utytułowanego dupka. On traktuje ją jak zadzierającą nosa snobkę. Ale mija trochę czasu i niechęć przeradza się w fascynację. Problem w tym, że świat nie jest doskonały. Kelley i Isaac mają swoje sekrety i choć są w sobie naprawdę zakochani, jest coś, co może zrujnować ich związek – prawda.
Nasza opinia: Aby dobrze zrozumieć tę książkę trzeba sobie odpowiedzieć na pytanie, co jest najważniejsze w związku między dwojgiem ludzi. Według mnie jest to zaufanie i szczerość. To właśnie z nich buduje się fundamenty w związku. Więc gdy jednego z tych składników zaczyna brakować, wszystko zaczyna się burzyć, nie tylko same fundamenty - co jak widać jest poważną rzeczą. Można z tego wyciągnąć łatwy wniosek - ludzie w związku powinni zabiegać o siebie nawzajem i nie okłamywać drugiej strony, a wtedy... Cóż.. Wtedy wszystko będzie łatwiejsze.

"- Co się stało?
- Między nami? Hmm, okłamałaś mnie. I zostałaś przyłapana na kłamstwie. - [...] Nie przejąłbym się oszustwem aż tak bardzo, gdybym jej nie kochał. A kiedy się kogoś kocha, wymaga się prawdy. Tak to po prostu działa. Inaczej wszystko się psuje."

   Autorka wzięła sobie za zadanie przedstawienie nastoletniemu czytelnikowi co tak naprawdę jest ważne w związku między dwojgiem ludzi. A przynajmniej ja tak zrozumiałam przekaz książki, który jest mimo wszystko dość jasny. Czy jej się to udało? Myślę, że tak. Sytuacja, którą przedstawiła w książce była wiarygodna i bez problemu utożsamiłam się z bohaterką pozycji, rozumiejąc jej rozumowanie. Z drugiej strony, żeńskiej części czytelniczej dla której jest przeznaczona ta pozycja, byłoby chyba trudno się nie zgodzić z odczuciami bohaterki i trudną decyzją, którą podjęła.
   Historia przedstawiona w książce była wręcz banalna. Owszem, autorka miała pomysł na książkę. Wprowadziła nutę tajemniczości, co z pewnością trzymało w napięciu. Jednak cała fabuła książki była bardzo prosta i szła jedną linią. Sama nie wiem, czy były jakiekolwiek wątki poboczne. W sumie to zauważyłam jeden - z dawną przyjaciółką Kelsey, bo tak nazywa się główna bohaterka książki. Jednak autorka w ogóle go nie kontynuowała. Wprowadziła w pewnym momencie załamanie przyjaźni, bohaterka przyjaciółce niby nie przebaczyła, a potem nagle prosi ją o ważną rzecz. Czyli co? Jednak jej przebaczyła? Wiem, że emocje nastolatek są skomplikowane, jednak to mogłoby być lepiej wyjaśnione.

"Nikt nigdy nie pojmie relacji między nastoletnimi dziewczętami. W jednej sekundzie się kochają, w drugiej nienawidzą. Trzeba po prostu trzymać się od tego z daleka i zgadzać się ze wszystkim, co mówią."

   Sam podział książki był dość skomplikowany. Bez uporządkowanego ładu rozdziały były przedstawiane przez Kelsey albo Isaac'a. W teraźniejszości obydwoje z bohaterów mieli rozmowę z kuratorem, jednak wielkość fabuły osadzona była w niedalekiej przeszłości, która miała związek z tym, co działo się w w teraźniejszości. Przez całą książkę chodziło o tą nieszczęsną dla bohaterów konwersację, która napędzała całą akcję pozycji. Podekscytowany czytelnik przewraca ostatnią stronę książki by dowiedzieć się jaki będzie ich dalszy los i zakończenie rozmowy, i... i nic? Jak to nic? Halo?! Ja chce się tu czegoś dowiedzieć! Ale niestety mogę płakać, błagać, grozić - a nie dowiem się jak to się skończyło, bo efekty rozmowy zostaną podane bohaterom następnego dnia, który nie jest opisany. Okej, może przesadzam i efekt rozmowy nie jest aż tak ważny, ale chciałabym go znać! Czy o dużo proszę? Czy to naprawdę tak wiele?
   Ale skupmy się na postaciach, które muszę przyznać że trafiły mi do gustu, co było zaskoczeniem, bo ich wstępne zachowanie można uznać za irytujące. Szufladkująca od momentu poznania Isaac'a bohaterka, a także rozpuszczony syn senatora, który jest głównym bohaterem książki "nie mogę powiedzieć ci prawdy". Każda z postaci miała swoje wady, popełniała błędy, miała swoje tajemnice i problemy, dość popularne u nastolatków. Dzięki temu, że Lauren Barnholdt nie przedstawiła ich jako idealnych, bez problemu wczułam się w ich sytuację. 

"Spoglądam na dziewczynę, która siedzi obok mnie. Tak wpatruje się w chłopaka, że omal nie spadnie z krzesła. Biedactwo. Nie wie, co ją czeka. A poza tym wydawało mi się, że nie znosi prepsów. Najwyraźniej nie dotyczy to bardzo przystojnych prepsów o idealnych fryzurach [...]."

   Tak jak już wspomniałam, fabuła książki nie jest rozbudowana i choć wszystko nakręca tajemnica, której już w połowie książki możemy się domyślić - pozycja ma przekaz i co do tego nie ma wątpliwości. Kłamstwo ma krótkie nogi i jeśli raz skłamiemy, to będziemy musieli je ciągnąć, co doprowadzi do tego, że będziemy musieli skłamać kolejny raz. Stworzy się z tego nić kłamstw i kłamstewek, w którą potem sami wpadniemy, a wszystko wyjdzie na jaw. Warto więc po przeczytaniu książki zadać sobie pytanie, tak jak wtedy, gdy ma się dopiero zamiar sięgnąć po książkę i choć bedzie inne - tak samo ważne. Wtedy zadałam sobie pytanie "co jest najważniejsze w związku?", a teraz "czy warto kłamać, skoro potem to i tak wyjdzie na jaw, nie ważne jak bardzo będę próbować ten moment odwlec?".
  Podsumowując, nie wiem czy książkę polecić czy nie. Z jednej strony ma ona ważne przesłanie, które do mnie trafiło i ciekawych, wiarygodnych bohaterów. Z drugiej jednak fabuła jest bardzo prosta i trudno mi było czytać tę książkę z zapartym tchem. Myślę  że warto tę książkę przeczytać, jednak nie jest to jakaś obowiązkowa pozycja.
Ocena ogólna: Queen Dee 7/10 Small Metal Fan --/--

Recenzja książki "Podróże Tappiego po Szumiących Morzach" - Marcin Mortka

Tytuł: "Podróże Tappiego po Szumiących Morzach"
Autor: Marcin Mortka
Ilustracje: Marta Kurczewska  
Wydawnictwo: Zielona Sowa
Ilość stron: 160
Opis wydawcy: Czy znasz już wikinga Tappiego i mieszkańców Szumiącego Lasu?
Wiking Tappi kocha Szepczący Las i swoich przyjaciół. Ale od ostatniej przygody w Lodowej Zatoce marzy wciąż o dalekich podróżach. Buduje więc z przyjaciółmi okręt i razem z Chichotkiem rusza na wyprawę po Szumiących Morzach.Na morzu spotyka ich wiele niesamowitych przygód. Poznają też nowych przyjaciół, choćby trolla Burczka, wieloryba Zadumka, olbrzyma Głazka i elfkę Świetliczkę. Na ich drodze staje także zły czarodziej Torgul oraz olbrzymi smok Naburmulak. Wtedy robi się odrobinę groźnie… Na szczęście jednak Tappi ma wielkie serce i wielu przyjaciół, dzięki którym z każdej opresji wychodzi cało.
Nasza opinia: Wiking Tappi postanawia wyruszyć wraz ze swoim przyjacielem Reniferem Chichotkiem na wyprawę po Szumiących Morzach. Buduje statek ze Smoczym Łbem na dziobie - jak na wikinga przystało – i mimo strachu Renifera wypływa. Po drodze spotka go wiele przygód, nauczy się wielu rzeczy i pozna nowych przyjaciół. Jeśli czujecie się już zainteresowani przeczytajcie resztę mojej recenzji drugiej części przygód Tappiego – wikinga z Szepczącego Lasu.

Tappi nosi długą brodę, ma też ogromne brzuszysko, wielki nochal, ale mimo to nikt się go nie boi. Wystarczy bowiem spojrzeć w jego roześmiane oczy, by dowiedzieć się, ze jego serce jest równie wielkie jak brzuch, a uśmiech jest tak ciepły, że ma moc topnienia lodu.”

   „Podróże Tappiego po Szumiących Morzach” uczą, lecz nie wprost, co jest jak dla mnie największą zaletą bajek. Mały człowiek dowiaduje się o dobrych manierach na przykładach bohaterów. Z książki Marcina Mortki wyniosą wiedzę m.in. o tym, że nie można kłamać, trzeba pomagać innym, a czasem trzeba się przy tym poświęcić, warto słuchać rad przyjaciół, nie ufać nieznajomym. Niby oczywiste, a nie zawsze dociera to do dzieciaków. Bardzo podobało mi się przedstawienie postaci, które są bardzo dobrze nakreślone. Przykładowo Zły Czarodziej Torbul wyciera nos w rękaw, rzuca kapcie w kąt, marudzi i wykorzystuje innych. Książka pokazuje także, że każdy ma uczucia.

My smoki nie mamy przyjaciół. Wszyscy nazywają nas bestiami, oskarżają o złe czyny i straszą nami dzieci. Mam dosyć takiego traktowania! Obraziłem się i koniec!”

   Spodobało mi się również to, że bohaterowie mają imiona ukazujące ich charakter np. Kruk Paplak, Wieloryb Zadumek. Niby dość popularne w książkach dla dzieci, ale mimo wszystko jest to dobry zabieg, dzięki któremu maluch może łatwiej wyobrazić sobie daną postać. Bezpośrednie zwracanie się do czytelnika, zawsze sprawia, że książkę czyta się przyjemniej.

Jeśli chcesz się dowiedzieć, co się wydarzyło dalej, opatul się cieplej kołdrą i poproś Mamusię lub Tatusia o przewrócenie kartki...”

   Wydanie według mnie jest bardzo dobre. Okładka jest twarda i solidna, co jest ważne przy książkach dla dzieci. Strony są dosyć grube i mocno zszyte, a kartki białe z dużą czcionką, dzięki której dzieci uczące się czytać mogą próbować swoich sił bez pomocy rodzica. Ilustracji jest niewiele. Są ładne, lecz czarno-białe, małe i niezbyt szczegółowe (na początku każdego rozdziału jest jedna większa). Dlatego jest to książka dla maluchów, które nie potrzebują ich już tak bardzo i potrafią same wyobrażać sobie akcję bajki. Na górze każdej strony jest zdobienie przedstawiające statek na morzu pełnym fal, chmury i ośmiornicę. W książce znajdziemy także spis treści, którego często mi brakuje, a przy literaturze dziecięcej, którą często się przerywa, bo mały słuchacz zaśnie, lub się znudzi, wyjątkowo się przydaje. Każdy rozdział ma tytuł, co według mnie również jest ważne, ponieważ wprowadza dziecko w historię, którą niebawem usłyszy.

Opowieść pierwsza,
w której znów spotykamy się z Tappim i poznajemy jego wielkie marzenie”

   „Podróże Tappiego po Szumiących Morzach” nie są kolejną książką zapychającą wolny czas. Przygody wikinga i jego przyjaciół uczą i bawią, bardzo przyjemnie się o nich czyta. Rodzice i dzieci powinni być zadowoleni. Myślę, że najlepszy wiek czytelnika to 5-8 lat. Starsi będą zmęczeni morałami, a młodsi brakiem obrazków. Z czystym sercem mogę polecić tę książkę wszystkim, którzy nie wiedzą co sprezentować maluchowi na przełomie przedszkola i podstawówki.
Ocena ogólna: Small Metal Fan 9/10 Queen Dee --/-- 

Za możliwość przeczytania dziękuję
serwisowi wydawnictwa Zielona Sowa

wtorek, 30 lipca 2013

Recenzja książki "Dziewczyny atomowe" - Denise Kiernan

Tytuł: "Dziewczyny atomowe"
Tytuł oryginalny: "The girls of atomic city"
Autor: Denise Kiernan
Wydawnictwo: Otwarte
Ilość stron: 418
Opis wydawcy: Poznajcie Celię, Toni, Jane, Kattie, Virginię i wiele innych pięknych, młodych kobiet, które przyjechały z odległych zakątków Ameryki do pracy w mieście, którego nie było na mapach. Nie wolno im było mówić o tym, co robią. Rozpoczęły wyścig z czasem, aby uratować swój kraj. Zmieniły losy wojny i świata. Na zawsze. Bestsellerowa książka o zwykłych niezwykłych kobietach.
Nasza opinia: Chyba każdy wie o wybuchu bomby atomowej w Hiroszimie i Nagasaki. Jednak czy każdemu znana jest historia powstania "gadżetu", bo właśnie tak właśnie nazywana była bomba atomowa przez autorkę? Jest dużo opinii na temat zbombardowania tych dwóch miejsc Japonii. Niektórzy uważają, że było to dobre - w końcu to przyczyniło się do zakończenia wojny, a niektórzy że złe - bo człowiek nie powinien robić takiej krzywdy drugiemu człowiekowi. Pewnie każda z tych opinii ma ziarno prawdy i warto wziąć to pod uwagę.

"Bomba atomowa, którą pomogliście nam zbudować z wielkim oddaniem i przywiązaniem do patriotycznych obowiązków, stanowi  najbardziej niszczycielską broń, jakiej jeden kraj użył kiedykolwiek przeciwko drugiemu."

   Książka opowiada o losie osób (głównie kobiet), które pomagały w eksperymentach i tworzeniu gadżetu, jednak o tym nie wiedząc. Czy można coś tworzyć, nie wiedząc co to ma być? Jak widać można. Praca nad uranem, a także chemicznymi reakcjami była niebezpieczna. W każdym momencie coś przecież mogło pójść nie tak...
  Do pracy powołano mnóstwo osób, a samo miasteczko w którym mieszkali tylko robotnicy początkowo było budowane dla trzynastu tysięcy osób, a w krytycznym momencie było tam prawie osiemdziesiąt tysięcy ludzi! Dla ludzi, którzy byli informowani tylko o tym, ze dzięki pracy pomogą wygrać Ameryce drugą wojnę światową wybudowano nowe miasto, nowe społeczeństwo, w którym każdy miał ten sam cel jakim było zakończenie wojny. Jednak warunki mieszkalne nie były dobre, szczególnie dla ciemnoskórych, którzy mieszkali w barakach. Z resztą - życie w Oak Ridge dla nikogo nie było komfortowe. Trzeba było utrzymywać w tajemnicy to, co się tam robiło, bądź co się usłyszało. Dopiero po zakończeniu wojny wszystko się uspokoiło i można było powiedzieć coś więcej - choć nadal nie wszystko.

"Dzisiaj już cały świat zna tajemnicę, którą przez tyle miesięcy pomagaliście nam ukrywać. Cieszę się, iż mogę dodać, że japońscy generałowie poznali jej efekty lepiej niż my sami."

   Gdy pracownicy  placówek w końcu dowiedzieli się nad czym pracowali, zaczęli świętować. Każdy cieszył się z drobnej roli, jaką wykonał pracując w placówce. Jednak dla niektórych było to dużym obciążeniem. Pomoc w wygraniu bomby to jedno, a przyczynienie się do zabicia około 140 tysięcy ludzi w Hiroszimie, a potem kolejnych 40 tysięcy w Nagasaki. Przygotowana była także trzecia bomba, ale nie było konieczności jej użycia - Japonia się poddała.

"Pewna młoda pracownica [placówki] K-25 odłączyła się w pewnym momencie od świętujących ludzi i zaszyła w swoim pokoju w bursie. Usiadła, rozmyślając o własnej, drobnej roli, jaką odegrała w zbombardowaniu Japonii, i zaczęła płakać."

   Jak prezentuje się wydanie książki? Stosunkowo dobrze, choć białe strony bardzo dobrze odbijały promienie słoneczne, dzięki czemu musiałam się zaopatrzyć w okulary przeciwsłoneczne podczas czytania. Okładka była bardzo cienka i wyginała się podczas trzymania książki, przez co dodatkowo była nieporęczna.
   Autorka bardzo umiejętnie podeszła do napisania tej książki. Kilka lat spędziła nad zadawaniem skrupulatnych pytań osobom związanym z całym projektem. Z pewnością przeczytała także mnóstwo dokumentów, artykułów z gazet, czy z uprzejmości ludzi mogła zobaczyć ich pamiątki z tamtego okresu.  Dzięki tej książce mamy więc możliwość poznać rzeczywiste wydarzenia z punktu widzenia pracujących tam kobiet. Denise Kiernan nie szczędzi także opisów tego, co robiły w wolnym czasie, zakazów jakie obowiązywały pracowników i przeszłości każdej z bohaterek.
   Autorka bardzo dobrze ujęła w tej pozycji zarówno sam proces powstawania tzw. gadżetu, jak i codzienne życie bohaterek. Znajdziemy tutaj opis powstawania nowego miejsca, którego nie ma na mapach, a także to, w jaki sposób się rozwija. Poznamy zachowania kobiet, które w poszukiwaniu lepiej płatnej pracy i możliwości zakończeniu wojny zaczęły podejmować się zadań, z którymi nigdy nie miały styczności, a także nie znały ich celu. Czego jednakże się nie podjęły, by ratować swoich ukochanych i braci, którzy walczyli na froncie?

"- Nie wstyd pani, że pomogła pani zbudować bombę, która zabiła tylu ludzi? [...]
- No cóż, oni zabili mi brata."

   Czy można z zapartym tchem czytać książkę o powstawaniu bomby atomowej? Ja jestem zaskoczona, ale jak widać - można! Denise Kiernan nie podała nam suchych faktów. Doskonale połączyła to z kulturą, codziennym życiem i realiami powstawania całego miasta od nowa, dzięki czemu wyszła z tego wciągająca historia. Autorka podając w pełni historyczne fakty potrafiła zaintrygować swoją opowieścią mnie, jako osobę która głęboko w tym temacie nie siedzi. Być może to jej leki styl pisania przyczynił się do tego, że historia zaczęła mnie wciągać. Byłam po prostu ciekawa, jak musiało wyglądać życie osoby, która nie wiedziała gdzie, ani po co jedzie pracować.  
Poznajcie urzekającą historię "atomowych dziewczyn", które pomogły wygrać wojnę!
Ocena ogólna: Queen Dee - 8/10 Small Metal Fan - --/--

Za możliwość zapoznania się z historią dziewczyn atomowych dziękuję
Wydawnictwu Otwartemu

Recenzja książki "Cień i kość" - Leigh Bardugo

Cień i kość - Leigh BardugoTytuł: "Cień i kość"
Tytuł oryginalny: "Shadow and Bone"
Autor: Leigh Bardugo
Wydawnictwo: Papierowy księżyc
Ilość stron: 265
Opis wydawcy: Ravka, niegdyś potężna i dumna, jest dziś otoczona przez wrogów i rozdarta przez Fałdę Cienia: pasmo nieprzeniknionej ciemności, w której czają się przerażające potwory. Niespodziewanie pojawia się nadzieja: samotna, młodziutka uciekinierka jest kimś więcej, niż się wydaje…
Alina Starkov nigdy w niczym nie była dobra. Kiedy jednak pułk, z którym podróżuje przez Fałdę, zostaje zaatakowany, a jej najlepszy przyjaciel Mal odnosi ciężkie rany, Alina musi coś zrobić. Odkrywa w sobie uśpioną moc, która ratuje Malowi życie – moc, która może też okazać się kluczem do wyzwolenia wyniszczonego przez wojnę kraju.
Potęga ma jednak swoją cenę.
Przemocą oderwana od wszystkiego, co jej znane, Alina trafia na dwór królewski, aby uczyć się na Griszę, członkinię władającej magią elity pod wodzą tajemniczego Darklinga.
W tym pełnym przepychu świecie nic nie jest takie, jakim się wydaje. Podczas gdy światu grozi ciemność, a całe królestwo liczy na nieujarzmioną i nieprzewidywalną moc Aliny, dziewczyna będzie musiała się zmierzyć z sekretami Griszów… i własnego serca.
Nasza opinia: Alina Starkov dorastała razem z przyjacielem Malem w sierocińcu. Teraz razem z nim służy w Armii. On jako tropiciel, ona kartografka. Pewnego dnia podczas przeprawy przez Fałdę Cienia załogę atakują wilkry. Gdy Alina próbuje ratować Mala okazuje się, że ma niezwykłą moc. Zaczynają ją nazywać Przyzywaczką słońca, staje się Griszą, a naród pokłada w niej nadzieje, że położy kres Fałdzie Cienia. Czy spełni oczekiwania ludu i go uratuje?

-Długo na ciebie czekałem, Alino – powiedział. -Ty i ja zmienimy świat.”

   Od bardzo dawna nie czytałam fantasy. Jakoś się nie składało. Kiedyś bardzo lubiłam ten gatunek, jednak chyba z niego wyrosłam. Wszędzie ostatnio widziałam recenzje zachwalające „Cień i kość”, dlatego przy czytaniu książki i pisaniu tej recenzji pomyślałam, że chyba będę pierwszą, u której ta powieść nie znajdzie się w ulubionych. Jedna rzecz mnie dziwi. Skoro jest tyle pozytywnych opinii, czemu tej książki nie ma nigdzie na top 10, czy w bestsellerach w księgarniach? Dopiero po zagłębieniu się w regał z fantastyką w poszukiwaniu „Hobbita” zauważyłam kilka wciśniętych pomiędzy inne tytuły egzemplarzy książki „Cień i kość”.

-Dygoczesz – powiedział.
-Nie jestem przyzwyczajona do tego, że ludzie chcą mnie zabić.
-Naprawdę? Ja już prawie nie zwracam na to uwagi.”

   Książka bardzo długo się rozkręca. Pierwszą połowę czytałam przez dwa tygodnie i samo wracanie do tej powieści mnie męczyło. Po połowie akcja zaczyna nabierać tempa, lecz też nie pędzi zawrotnie. W „Cieniu i kości” jest wiele 'wypełniaczy', które nie mają najmniejszego wpływu na fabułę i gdyby się ich pozbyć książka byłaby – choć krótsza – ciekawsza. Pod koniec jest wiele zwrotów akcji i momentów wzruszających do łez. Jednak zastanawiam się, czy warto męczyć się ze 130 stronami nudy, dla niewiele lepszych kolejnych tylu.
   Podziwiam autorkę za to, że stworzyła nowy świat. Stworzenia żyjące w nim (np. wilkry), nowe miejsca (np.Os Kervo, Morze Prawdziwe, Ravka), język ravczański (inspirowany rosyjskim i mongolskim), zakony. To naprawdę jest coś wartego docenienia.
   Alina po odkryciu swojej mocy staje się Griszą. Mieszka razem z innymi w Pałacu, ma własną sypialnię z wygodnym łóżkiem i łazienkę oraz piękne kefty (rodzaj ubrania), a jej zdrowie i uroda są naprawiane dotknięciem ręki. Uczy się także historii Griszów oraz walki i panowania nad swoją mocą.

Kiedy ogień się pali, zużywa drewno. Trawi je, pozostawia jedynie popiół. Moc Griszy nie działa w ten sposób. (...) Używanie naszej mocy nas umacnia. Krzepi nas, a nie pożera. Większość Griszów wiedzie długie życie.”

   Nie mogę napisać zbyt wiele o wydaniu, ponieważ mam tzw. szczotkę, czyli egzemplarz do recenzji przed redakcją i korektą. Podoba mi się projekt okładki jest klimatyczny i zachęcający. Narracja jest pierwszoosobowa. Zazwyczaj ułatwia to czytanie, jednak ta powieść stanowi wyjątek.
   Zastanawiałam się nad tytułem, na początku nie miał większego sensu, jednak po zastanowieniu się okazało się, że jest to pewien skrót myślowy. Cień od Fałdy cienia i kość od poroża rzadko występującego jelenia, które może stać się wzmacniaczem, pomagającym pokonać cień.
   „Cień i kość” nie należy do najgorszych książek jakie czytałam, ale na pewno nie jest również z tych najlepszych. Wolno się rozkręca, ale za to świat jest dobrze wykreowany. Polecam osobom lubiącym fantasy, lecz nie spodziewających się zawrotnej akcji. Jest to niewątpliwie książka dla cierpliwych.
Ocena ogólna:  Small Metal Fan 7/10 Queen Dee --/--

Za możliwość przeczytania dziękuję
Wydawnictwu Papierowy Księżyc

sobota, 27 lipca 2013

Zapowiedź książki "Tajemnice Gwen Frost" - Jennifer Estep

Pewnie mieliście już styczność z trylogią "Akademia Mitu". Jeśli tak, to z pewnością z niecierpliwością czekacie na tom kończący tą całą opowieść i nic w tym dziwnego. Już za kilka dni będziecie się więc mogli przekonać, jak potoczyły się losy Gwen i czy podjęła dobre decyzje!

Opis trzeciej części trylogii
W Akademii Mitu wszyscy znają Gwen Frost jako Cygankę, która dzięki psychometrii jest w wstanie znaleźć zgubę i która chodzi z Loganem Quinnem, najbardziej atrakcyjnym chłopakiem w szkole. Gorąco pragną ją zabić żniwiarze chaosu. Zamordowali jej mamę i uwzięli się także na nią. Okazuje się, że pożądają sztyletu z Helheimu, który ukryła matka Gwen tuż przed śmiercią. Artefakt obdarzony jest wielką mocą i żniwiarzom wydaje się, że dziewczyna wie gdzie go szukać – tymczasem to nieprawda. Magia Cyganki jest zbyt słaba, aby to ustalić. Jedno jest pewne: żniwiarze jej nie darują. Czeka ją walka na śmierć i życie.

Premiera 30 lipca!

Recenzja książki "Przygody Tappiego z szepczącego lasu"

Przygody Tappiego z Szepczącego Lasu - Marcin MortkaTytuł: "Przygody Tappiego z szepczącego lasu"
Autor: Marcin Mortka 
Wydawnictwo: Zielona Sowa
Ilość stron: 160
Okładka: twarda
Opis wydawcy: W pięknym, magicznym Szepczącym Lesie mieszka sympatyczny wiking Tappi. Ma wielu przyjaciół, równie magicznych jak on. Jest renifer Chichotek i kruk Paplak, myśliwy Haste i kowal Sigurd, są Elfy i pradawne duchy lasu – Dziadek Wodospad, Dąb Starodziej… Ale jest też zły jarl Surkol, który mieszka na Ostatnim Morzu, w zamku wzniesionym na grzbiecie wieloryba, i który zamyka Sigurda w lochu. Tappi i jego przyjaciele ruszają niezwłocznie w niebezpieczną podróż, aby uwolnić przyjaciela. Po drodze spotyka ich wiele przygód, z których szczęśliwie wychodzą cali… Magiczny Las pomaga tym, którzy mają dobre serca… Jeśli masz ochotę zajrzeć do Chaty Tappiego, posłuchać bajek Gawędziarza, jakie opowiadał w pewną, gwieździstą noc, poznać olbrzyma Głabrzycha i sprawdzić, jaki czar rzuciła na niego Skrzypicha, a nawet pobawić się w berka z Wichrem, zapraszamy do Szepczącego Lasu…
Nasza opinia: Chyba każdemu z nas wikingowie kojarzą się ze z groźnymi rozbójnikami, którzy potrafili mordować całe osady z zimną krwią. Mieli oni Chełmy z rogami, długą brodę oraz toporki. Każdy ich się bał i czuł przed nimi respekt. Jednak Tappi jest inny i nie przypomina wikingów, których znamy z historycznych opowieści. Jest on co prawda bajkowy, ma długą brodę, hełm i jest potężny oraz silny – ale jest on bardzo przyjazny i w jego dużym sercu jest dużo miejsca na coraz to nowych przyjaciół!

„A ze wszystkich ludzi na świecie Tappi najbardziej lubi dzieci. Chcesz wiedzieć dlaczego? A to dlatego, że dzieci nie potrafią się martwić, ale za to doskonale znają się na słodyczach, przez co Tappi świetnie się z nimi dogaduje.”

    W książeczce poznajemy dwanaście różnych opowieści o dzielnym, przyjacielskim wikingu, który zawsze jest pomocny. Dowiaduje się on o niebezpieczeństwach, jakie czyhają gdy coś się zrobi w górach, czy lesie. Dziecko dzięki takiemu przekazowi z pewnością zrozumie wiele rzeczy, m.in. że w lesie nie wolno głośno śpiewać, a w górach krzyczeć – bo można spowodować lawinę. Nie trzeba także od razu próbować komuś zabrać tego, co jest Ci potrzebne – można wykorzystać inną rzecz i może sprawdzić się nawet lepiej, a nie sprawisz komuś przykrości! W książeczce dziecko dowie się także, że warto pomagać innym czy to ludziom, czy zwierzętom. Z pewnością gdy będziesz ich potrzebował, to choć jedna osoba Ci pomoże.
Książeczka jest także napisana w taki sposób, że czytać może ją zarówno rodzic dziecku, jak i samo dziecko. Duże litery na białych stronach umożliwiają dziecku czytanie, a spora ilość tekstu na stronach umożliwia rodzicowi komfortowe czytanie, bez wachlowaniu stronami w wypadku gdy jakaś książeczka ma po jedno zdanie na stronie. Same opowieści są dość długie, średnio zajmują dziesięć stron w książce, a dodatkowo czasem pojawiają się w książce czarno-białe ilustracje, które pomogą dziecku lepiej wyobrazić sobie Tappiego oraz jego przyjaciół.
    Samo wydanie książki jest bardzo dobre pod względem dzieci. Twarda okładka zabezpieczy książeczkę przed majstrowaniem dziecka, a także nie będzie dało się jej wygiąć i przez to mniszyć – gdyby oczywiście dziecko wpadło na taki pomysł. Kolorowa okładka, słodcy bohaterowie i ciekawy opis zachęci nie tylko dziecko, ale także rodzica!
   Myślę, że większości dzieci spodoba się pogodny wiking, który może zmierzyć się ze smokiem, czy lodowym olbrzymem. Przy okazji dowie się ono jak powinno się zachowywać, a także tego, że jeśli będzie się pogodnym to można zdobyć więcej przyjaciół. Dzięki aż dwunastu historyjkom, a także ich długości dziecko będzie mogło przez wiele dni poznawać historię wikinga – a potem jeszcze do nich wrócić! Myślę także, że z książki zadowolony będzie zarówno chłopiec, jak i dziewczynka – choć dziewczynki wolą księżniczki od wikingów, czyż nie?
Ocena ogólna: Queen Dee 9/10 Small Metal Fan --/--

Za możliwość przeczytania książki dziękuje
Wydawnictwu Zielona Sowa

czwartek, 25 lipca 2013

Recenzja książki "Dość już łez" - Linda Howard

Tytuł: "Dość już łez"
Tytuł oryginalny: "Cry no more"
Autor: Linda Howard
Wydawnictwo: G+J
Ilość stron: 367
Okładka: miękka
Opis wydawcy: Milla po porwaniu jej maleńkiego synka ma w życiu tylko jeden cel – odnalezienie dziecka. Całe swoje życie podporządkowuje tragedii. Rozstaje się z mężem i zakłada organizację, która pomaga rodzinom znajdować ich zagubionych bliskich. Jej obsesyjną potrzebą pozostaje jednak odnalezienie własnego syna.
Po dziesięciu latach daremnych poszukiwań do pomocy wynajmuje tajemniczego Diaza, podejrzanego człowieka znanego jako łowca. Ten samotny wilk, z którym wbrew swojemu rozsądkowi nawiąże gorący romans, pomoże jej odnaleźć odpowiedzi na pytania, które zadawała sobie od lat.
Nasza opinia: Być matką to trudna sprawa, sama nie mogę sobie tego wyobrazić, bo nigdy dziecka nie miałam. Jednak, gdy dziecko przyjdzie na świat, mama jest się bardzo szczęśliwa. Cieszy się, że może trzymać dziecko przy piersi, zmieniać mu pieluchy i bawić się jego małymi stópkami. Jak duży może być jednak ból, gdy twoje dziecko zostanie porwane? Osoba, która nie straciła dziecka nigdy sobie tego nie wyobrazi i taka jest prawda. Nie wiemy jak to jest być poparzonym, gdy nie wylejemy na siebie wrzątku. Więc gdy tracisz dziecko, a na dodatek nikt nie rozumie co czujesz, co robisz? Godzisz się z tą myślą, czy próbujesz znaleźć dziecko i dowiedzieć się prawdy? Mało osób jest w stanie walczyć, ale Milla właśnie do tej małej grupy należy.
     Mąż Milli postanawia pomóc swoim kolegom i pracować przez rok w szpitalu, w Meksyku. Wkrótce w tym przybytku urodził mu się syn - Justin. Jak co dzień szedł do pracy, jednak zakończył ją zupełnie inaczej niż przewidywał. Czy na jego miejscu wpadła by mi do głowy myśl, że mogę w dniu jak co dzień ratować życie swojej żonie? Z pewnością nie. A jednak życie układa tragiczne scenariusze. Jego żona została zaatakowana na targu, a nóż przeciął jej wątrobę na pół. Na szczęście udało się w porę wszystko zszyć i Milla przeżyła. Jednak Justin został porwany. David rzucił się więc w wir pracy uciekając przed tym, za to Milla postanowiła odszukać syna. Za wszelką cenę. Założyła więc organizację, która pomaga ludziom odnaleźć swoich bliskich. Uratowali już bardzo dużo osób, jednak Justin nadal był zaginionym. Czy Milla pogodzi się z faktem, że może go już nie znaleźć?

"Patrzyła tępo przed siebie.
- Mówiłam ci, że pchnięto mnie nożem. Straciłam nerkę.
- Całe szczęście, że miałaś drugą.
- Byłam przywiązana do obydwu - syknęła."

     Linda Howard od pierwszej strony wrzuca nas w wir uczuć kobiety, która straciła swoje dziecko i chce je odnaleźć. Najpierw kilka stron o tym, jak się zaczęło, a potem skok i już jesteśmy dziesięć lat później, w których odważna istota płci pięknej nie zaprzestaje poszukiwać swojego dziecka. Niestety wszystko w jej życiu skupiło się na poszukiwaniach. Nie pamięta kiedy ostatnio miała chłopaka, a z mężem rozwiodła się dziewięć lat temu. Stara się nie utrzymywać kontaktu z rodzinom, która nie zna jej bólu i każde zaprzestać poszukiwań. Żyje więc poświęcając się organizacji, a także towarzysząc swoim przyjaciołom. 

"Siedem lat temu powołała do życia organizację Poszukiwaczy. Część z nich była zwykłymi najemnymi pracownikami, ale większość stanowili wolontariusze. Zbierali i mobilizowali się w jednym celu: szukania zaginionych i porwanych dzieci."

     Styl pisania autorki jest naprawdę dobry. Prosty i lekki, dzięki czemu czytelnik ma zapewnione przyjemne czytanie. Warta akcja i dużo ciekawych wydarzeń nie pozwalają czytelnikowi oderwać się od książki. Sama fabuła miała dużo wątków pobocznych i choć w pewnym momencie stało się to trochę nude - z ciekawością przeglądałam kolejne strony tej powieści. Brakowało mi jednak kontynuacji kilku faktów, albo ich szybkie zakończenie. Co stało się np. z True Gallagherem? Czemu wątek jego i wspólników tak szybko się zakończył? Fabuła była dobrze rozplanowana i ten wczesny koniec bardzo mi nie zawadzał - jednak chciałam się do niego przyczepić, bo według mnie powinien trwać trochę dłużej. Sam koniec powieści nie był jakoś bardzo zaskakujący - jednak z pewnością wzruszający. Bardzo mi się podobał, bo autorka dobrze go zakończyła. Czytelnik mógł sobie coś do niego dodać, jednak miał jakieś podpowiedzi autorki i było to coś, co niestety rzadko widuje się w książkach, a wychodzi bardzo dobrze.
    Samo wydanie książki jest dobre. Beżowe strony sprawiły, że z relaksem mogłam czytać je w słońcu. W sumie nawet dość mała czcionka i wąska interlinia nie przeszkodziły mi w przyjemnym czytaniu tej książki. Przyznam jednak, że moim zdaniem szata graficzna okładki została nieco skopana. Samo zdjęcie jest ładne i ciekawe, tekstura tła przypomina tkaninę, jednak według mnie wszystko zepsuła dużej wielkości czerwona czcionka. Zasłania ona zdjęcie i przez to mało zachęca do sięgnięcia po powieść. Myślę więc, że można było inaczej podejść do okładki - a wszystko byłoby dobrze.
     Podsumowując. Uważam, że książka jest bardzo dobrym połączeniem swego rodzaju romansu z książką sensacyjną, czy kryminalną. Myślę, że dzięki wartkiej akcji, ciekawej akcji i wydarzeniach - książka na długo zapadnie mi w pamięć, tak jak jej bohaterowie. Pozycja "Dość już łez" wciągnęła mnie bez reszty i była bardzo ciekawą lekturą. Szczególnie spodobało mi się zakończenie, choć rozwinięcie akcji także było niczego sobie, a historia która mogła się wydarzyć naprawdę była poruszająca. 
Ocena ogólna: Queen Dee 9/10 Small Metal Fan --/--

Za możliwość przeczytania książki dziękuję
Wydawnictwu G+J

środa, 24 lipca 2013

Versatile Blogger Award nr.1

Zostałyśmy ostatnio nominowane do Versatile Award i dzięki temu będziecie mieć szansę poznać nas jeszcze lepiej. 

A oto zasady tej rozrywki:
1. Podziękować nominującemu blogerowi u niego na blogu.
2. Pokazać nagrodę Versatile Blogger Award u siebie na blogu.
3. Ujawnić 7 faktów dotyczących samego siebie.
4. Nominować 15 blogów, które jego zdaniem na to zasługują.


Oto siedem faktów dotyczących Queen Dee:
1. Jestem weganką. 

2. Obecnie mam różowe włosy. 
3. Lubię bawić się materiałem i ciąć bluzki, by były jedyne w swoim rodzaju. Dlatego najczęściej mało na mnie materiału, a dziur w nim samym - sporo.
4. Ostatnio zaczęłam wracać do bajek Disney'a i próbuję zrozumieć ewolucję bohatera, a także dowiedzieć się czegoś więcej. Ciekawostką jest na przykład to, że podczas tworzenia filmu "Bambi" w studio był mały jelonek, a twórcy patrzyli na to jak się porusza, by to dobrze odzwierciedlić w filmie.
5. Lubię książki, w których występują hybrydy człowieka i zwierzęcia. Pisze opowiadania, ostatnio wzięłam się za coś nowego i jak zwykle pojawia się tam hybryda, jednak tym razem może dużo bardziej magiczna i nienaturalna. Być może kiedyś uda mi się napisać coś na tyle ciekawego, że będzie się dało to opublikować. ;]
6. Nie lubię Mangi, Anime, ani Japonii (która nie leży w Ameryce, mimo dość powszechnego wierzenia).
7. Często słucham: Lindsey Stirling, Swedish House Mafia, David Guetta, Paramore, Hey Monday, Green Day.

Oto siedem faktów dotyczących Small Metal Fan:
1. Gram na gitarze i pianinie oraz od niedawna śpiewam. Muzyka jest nieodłączną częścią mojego życia.
2. Obecnie mam niebieskie włosy. Takie jesteśmy kolorowe :D Chciałabym mieć kiedyś tęczowe, ale to na razie tylko plany.
3. Często wracam do bajek Disney'a. Będąc starsza mam na nie inne spojrzenie, ale ich magia i piękna muzyka pozostają niezmienne. Mogłabym całymi dniami na przemian oglądać filmy, słuchać soundtracków i śpiewać. Magia Disney'a to jest to co kocham.
4. Uwielbiam zieloną herbatę <3
5. Lubię spędzać czas z dala od miasta, spacerując po lasach, łąkach i polach.
6. Oglądam My Little Pony: Friendship is Magic od niedawna staram się także rysować postaci z serialu. Najbardziej lubię Rainbow Dash, której humanizację widzicie obok :)
7. Moi znajomi są dla mnie najważniejsi, przez co na okrągło o nich mówię. Niektórych doprowadza to do szału. :D


Nie nominujemy nikogo. Uważamy, że właściwie każdy blogger zasługuje na wyróżnienie. Jeżeli ktoś ma ochotę wziąć udział w zabawie, to niech się czuje przez nas nominowany. :)

niedziela, 21 lipca 2013

Zapowiedź książki "Piąta Fala" - Rick Yancey

Piąta fala - Rick Yancey
Jeśli ktoś z Was czeka tak samo jak ja na tę książkę, to oznacza że z zapałem odlicza dni do jej premiery. Książka porusza temat zagłady świata poprzez zaatakowanie nas przez kosmitów, a także temat człowieczeństwa, którego poszukuje się w takim momencie w każdym człowieku. Szkoda tylko, że ludzie zbierają się jedynie w momencie, gdy niebezpieczeństwo im zagraża. Książki nie mogę się doczekać, a jej fragment który miałam okazję przeczytać tylko jeszcze bardziej mnie zachęcił do przeczytania tej pozycji! :)
"Hospes, hostis - każdy obcy to wróg"

Wystarczyły cztery fale kosmicznej inwazji, by z siedmiu miliardów ludzi ocalała zaledwie garstka. Rozrzuceni w różnych miejscach okupowanej planety walczą o przetrwanie. Od wymarłych miasteczek, przez płonące metropolie, po obozy uchodźców i tajne bazy wojskowe - każdy z bohaterów powieści Yanceya próbuje przetrwać i zrozumieć, co się stało i kim są kosmici, który postanowili wymordować całą ludzkość.

Pierwszy tom doskonałej sagi Ricka Yanceya przywodzi na myśl dokonania klasyków literatury i kina science fiction, ale prezentuje całkowicie świeży i nowy obraz kosmicznego konfliktu.

Premiera 14 sierpnia! 

sobota, 20 lipca 2013

Recenzja książki "Kocham Nowy Jork" - Isabelle Laflèche

Kocham Nowy Jork - Isabelle LaflècheTytuł: "Kocham Nowy Jork"
Tytuł oryginalny: J'adore New York
Autor: Isabelle Laflèche
Wydawnictwo: Literackie
Ilość stron: 336
Opis wydawcy: Catherine, trzydziestoletnia prawniczka z Paryża, rozpoczyna pracę na Wall Street w nowojorskim oddziale swojej firmy. Szybko przekonuje się, że biurowe życie pełne jest dworskich intryg. Złośliwe zlecenia koleżanek z pracy, drobne wpadki, podejrzane spojrzenia – we wszystkich kłopotach nie zawodzi jej optymizm i perfumy Diora w torebce. Kocham Nowy Jork to dynamiczna, wciągająca opowieść o nowoczesnej kobiecie, która zdobywa wielki świat. Jak to robi? Przede wszystkim nigdy nie przestaje być sobą.
Nasza opinia: Książka kojarzy mi się z baśnią dla dorosłych czytelników, w której księżniczka jest zamknięta w wieży, strzeżona przez smoka, a na ratunek ma jej przyjść jedynie książę na białym rumaku (ogry się nie liczą!). Tak właśnie wygląda historia Catherine, która została w pewnym momencie zamknięta w wieży o nazwie 'firma prawnicza', strzeżona przez własną ambicję i plany na przyszłość. Czekająca na księcia z bajki, nie zauważa osoby która jest dużo bardziej warta jej uwagi. Czym jest więc jest ta powieść? To połączenie baśni dla dorosłych, francuskiego szyku oraz reali dużych prawniczych korporacji.
    Catherine jest bardzo złożoną postacią. Z jednej strony chce pracować jako prawniczka, z drugiej jednak nie. Jednak chce zarobić dużo pieniędzy i zostać partnerem, do czego dąży od kilku lat. Znajduje oparcie w przyjaciółce i asystencie, jednak dużo więcej osób staje się jej wrogami. Wiążę się ona także z jednym ze swoich klientów mając nadzieje, że związek się uda. Ma oczywiście jakieś zastrzeżenia i wie, że nie powinna się wiązać przy takim nawale pracy w jakiekolwiek uczuciowe sprawy. Także jej matka ją kocha, a jednak robi jej kłótnie. Przyznam, że nie zrozumiałam trochę pomysłu autorki na odwiedziny matki u Catherine. Przybyła, dała córce reprymendę po czym odjechała.... Może nie zrozumiałam jaki to miało wpływ na dalszą akcję? Nie wiem, ale na razie nie zrozumiałam jeszcze jakiegoś większego sensu tych odwiedzin.

"Chyba nie chcesz być uważana za kogoś, kogo bardziej interesuje moda i zakupy niż praca? Przekazałem Ci sprawę Diora po to, żebyś mogła się wykazać wiedzą i umiejętnościami prawniczymi, a nie po to, żebyś mogła chadzać na wyprzedaże."

    Przyznam, że choć w wielu miejscach postąpiłabym tam jak bohaterka - nie które mogłabym rozegrać inaczej, choć nie wiem czy lepiej, czy gorzej. Nie rozumiałam także jej nie których 'akcji' i tego, że nie stawiała się nie którym osobom, choć bez problemu mogła to zrobić. Zamiast tego chodziła za przełożonymi jak pudelek na smyczy. Mogła by pokazać trochę swój charakterek.

"- Muszę wiedzieć, gdzie są najlepsze pralnie chemiczne w okolicy. Możesz to dla mnie sprawdzić? Na dziś.

Pralnie chemiczne? Słucham? Czy po to kończyłam prawo i przez ostatnie sześć lat harowałam jak wół, żeby teraz szukać pralni chemicznych?
- Czy mogę to zapisać na rachunek któregoś z klientów? - mruczę pod nosem."


   Książkę wręcz pochłonęłam. Nie wiem, czy można to inaczej nazwać. Strony zmieniały się bardzo szybko, licznik z zawrotną prędkością nabijał coraz większe cyfry. A ja... Cóż... Ja tego nie czułam. Płynęłam przez tę historię, rozkoszowałam się tym co sobą niosła. Zagłębiałam się w mieszankę paryskiej mody i nowojorskiej kancelarii, zakupów i noszenia ciuchów najdroższych marek. Czy to połączenie mi się podobało? Bardzo! Było to wiarygodne i czułam się tak jak Catherine - prawniczką, która podąża za marzeniami. Jednak czy wielbicielka mody, która kocha oglądać wystawy może przerzucić się na zakupy online? Oczywiście, że nie! Więc zapnijcie pasy i ruszajcie w porywającą powieść Isabelle Laflèche!
   Samo wydanie książki jest naprawdę dobre. Beżowe strony spełniły swoją rolę i nie odbijały światła słonecznego. Czarna, prosta czcionka była doskonale widoczna i umożliwiła mi bezproblemowe, szybkie czytanie. Warto także zrobić na okładkę, która jest jedną z ładniejszych jakie widziałam. Prostą, lecz widoczną czcionkę można uznać za elegancką. W tle widać drapacze chmur, a teczka połączona z rajstopami i szpilkami to coś po prostu pięknego! Obok takiej okładki nie mogłam oczywiście przejść obojętnie, a jej styl oddaje całkowicie książkę!
   Podsumowując, mogę szczerze powiedzieć, że książka wciągnęła mnie bez reszty w świat elity prawniczej i drogich ciuchów. Choć można by było podać kilka podobnych tytułów, książka jest jedyna w swoim rodzaju! Jest wiarygodna, czujemy się tak jak główna bohaterka, a jak wiadomo - czasem trzeba trafić na samo dno, by mieć się od czego odbić. Jeśli więc poszukujecie idealnej kobiecej powieści na jeden wieczór - to jest wasz ideał!
Ocena ogólna: Queen Dee 9/10 Small Metal Fan --/--

Za możliwość zapoznania się z książką dziękuję
Wydawnictwu Literackie

piątek, 19 lipca 2013

Recenzja książki "Uwolnij swój język. Jak zacząć konwersację i zdobyć przyjaciół"

Tytuł: "Uwolnij swój język. Jak zacząć konwersację i zdobyć przyjaciół"
Tytuł oryginalny: "How To Start A Conversation And Make Friends: Revised And Updated"
Autor: Don Gabor
Wydawnictwo: Sensus
Okładka: miękka
Opis wydawcy: Nim zaczniesz rozmawiać, plotkować i wykładać swoje racje, przez chwilę bądź cicho i przysłuchuj się temu, o czym i jak mówią inni. Kto z nich ma charyzmę i potrafi porywać tłumy? Kto jedną dowcipną ripostą rozluźnia atmosferę w pokoju? Kto uwodzi słowem i roztacza czar? A kto może to zrobić? Jak to kto? Ty!
Porozumiewasz się ze światem w procesie komunikacji - werbalnej, niewerbalnej, elektronicznej. Dlaczego więc nie uczynisz ze swoich rozmów sztuki i nie zaczniesz nawiązywać pozytywnych relacji między słowami?
Nasza opinia: Prawie każdy człowiek potrzebuje konwersacji zarówno w świetle biznesowym, jak i prywatnym. One potrzebne są zawsze, bo cały czas ich używamy. Często jednak nie wiemy jak dobrze je zacząć, bądź zakończyć i jesteśmy wtedy lekko zagubieni. Nawet blogger będąc na Targach musi wiedzieć jak zacząć rozmowę z wystawcą, jak osiągnąć w konwersacji zamierzony cel i jak pozostawić siebie w pamięci rozmówcy. Każda rzecz zależy od umiejętności konwersacji, więc powinno się wiedzieć jak dobrze ją rozpocząć – a w tym może pomóc właśnie książka Dona Gabora.
Niedługo przede mną wyjazd. Taki jak każdy inny, jednak może pomóc otworzyć mi dobre drzwi na dalszą przyszłość. Przy pierwszym spotkaniu osób, które tam będą warto zrobić na nich dobre wrażenie. A jak wiadomo dobre pierwsze wrażenie można zrobić tylko raz. Potem chciałoby się także dobre wrażenie podtrzymać i po zakończeniu wyjazdu kontynuować znajomość, czy to prywatnie czy bardziej biznesowo. Gdy zobaczyłam tę książkę i jej podtytuł ‘jak zacząć konwersację i zdobyć przyjaciół’ pomyślałam, że jest to coś idealnego dla mnie – po prostu strzał w dziesiątkę. Książka więc trafiła w moje ręce i bardzo mi zależało, żeby przeczytać ją przed wyjazdem. Przecież właśnie taki był jej cel – abym mogła zrobić dobre wrażenie.
Don Gabor w swojej książce używa cennych wskazówek i zwraca uwagę na mowę ciała. Przytoczę zarys jednej z jego koncepcji ‘OCIEPL’. O to Otwarte ręce, C =Ciepły uśmiech, I = Inspirujące potakiwanie, E = Ekstrawertyczne spojrzenie, P = Pochylenie, L = Lekki dotyk. Warto zauważyć, że często stoimy w pozycji ze skrzyżowanymi rękami, co tworzy wizerunek osoby zamkniętej na kontakt. Potem dziwimy się jednak „czemu nikt ze mną nie rozmawia?”. Po prostu przez twoją mowę ciała nie chce zacząć z tobą konwersacji – wydaje jej się, że nie chcesz z nią rozmawiać i dajesz jej to w jasny dla niej sposób do zrozumienia.

„Ćwiczenie umiejętności konwersacyjnych w czasie zapoznawania się z tekstem umożliwi Ci szybkie wykorzystanie wszelkich zamieszczonych tu wskazówek w codziennym życiu oraz poprawi Twoje zdolności komunikacyjne.”

Przyznam jednak, że nie jestem tak śmiała jak autor tego poradnika. Gdy wchodziłabym do restauracji i ktoś właśnie by z niej wychodził, nigdy nie zapytałabym tej osoby np. „Czy to dobry lokal?”. W mojej głowie powstaje wizja tej sytuacji i widzę wyraźnie jak osoba patrzy na mnie jak na kosmitę po czym kręcąc głową odchodzi bez odpowiedzi, dając mi do zrozumienia że jestem w jakiś sposób gorsza i jak śmiałam zadać jej takie pytanie. Cóż, może autorowi w Ameryce udaje się wtedy zacząć konwersację, ale mi w Polsce raczej by się to nie udało.
Chciałabym także zwrócić uwagę na bardzo dobre wydanie książki i zacząć od okładki. Przyznam, że bardzo mi się ona podoba. Kobieta na okładce ma ładne oczy, a sama grafika okładki i ten brak ust jest czymś, co od razu przyciągnęło moją uwagę. Jak zwykle w poradnikach strony są białe (uch, oczy mnie nadal bolą gdy spróbowałam poczytać książkę w słońcu), a czcionka prosta i czytelna dzięki czemu nie mam problemu z zobaczeniem tekstu i tym, że czcionka może być wyblakła. Bardzo ciekawe także są rysunki, które przedstawiają najważniejsze wskazówki mistrza konwersacji i z pewnością są czymś, co każdy wzrokowiec zapamięta.

„Tej książki nie musisz czytać od deski do deski. Zacznij od przejrzenia spisu treści, oceń, które tematy szczególnie Cię interesują, a następnie zacznij lekturę właśnie od nich.”

Czy książkę mogę polecić, oraz czy wskazówki Dona Gabora na coś się przydały? Odpowiedzi na to pytanie chyba będę mogła udzielić po tym, jak wrócę z wyjazdu. J Jednak z tego co mogę powiedzieć teraz to uważam, że przedstawione przez autora ćwiczenia mi się przydadzą także w codziennym życiu, a ich zastosowanie przynosi mi korzyści, o które wcześniej musiałam zabiegać długo dłużej. 
Ocena ogólna: Queen Dee 9/10 Small Metal Fan --/--

Za możliwość zapoznania się z tą pozycją dziękuję
Wydawnictwu Sensus

czwartek, 18 lipca 2013

Zapowiedź książki "Password" - Mirjam Mous

Jeśli ktoś z Was czytał książkę "Boy 7" to pewnie z grafiki okładki i nazwiska autorki skojarzy sobie tę książkę z pozycją "Password". Książki są z tej samej serii, jednak nie opowiadają tej samej historii, nie są także swoją kontynuacją. Można więc spokojnie sięgnąć po książki nie czytając wcześniejszej części, bądź nie kontynuując ich (nie trzeba czytać całej serii żeby się dowiedzieć o tym jak się skończy). Wrażenia SMF po przeczytaniu "Boy 7" były pozytywne i nie może się doczekać spotkania z nowymi bohaterami!

Mick, wchodząc do pokoju swego najlepszego przyjaciela Jerro, dostrzega, że ten leży nieprzytomny. Szybko powiadamia pogotowie. Ponieważ nie należy do rodziny, nie wolno mu towarzyszyć w karetce. Lecz gdy chwilę później w szpitalu chce się czegoś o nim dowiedzieć, spotyka go coś osobliwego.Na Stefana czeka pod szkołą nieznany mężczyzna. Chłopiec mu nie ufa, więc odchodzi. Czego ten facet od niego chce? Stefan rozpaczliwie próbuje zgubić śledzącego go człowieka.Życiorysy trzech chłopców splatają się ze sobą w szczególny sposób. Przedziwne wydarzenia następują jedno po drugim, a Jerro i Stefan znajdują się w wielkim niebezpieczeństwie. Natomiast Mick  dochodzi do szokującej prawdy... 

"Budynek szpitala składał się z szarych kamieni i mnóstwa szkła. Mick przemknął niepostrzeżenie obok portiera i skierował się w stronę recepcji. Przed ekranem komputera siedziała kobieta. Na jej przednim zębie z prawej strony migotał diamencik.– Dzień dobry – powiedziała. – W czym mogę pomóc?– Przed chwilą przywieziono tu karetką mojego przyjaciela – Mick wciąż nie mógł złapać tchu po szaleńczym pędzie na rowerze. – Jerro Prins. Chciałbym się dowiedzieć, jak się czuje.– Hmmm –  kobieta kliknęła coś na komputerze. – Jerro Prins mówisz?– Tak –  Mick skinął głową tak mocno, że miał wrażenie, jakby mu miała odpaść.– Przykro mi, nikogo o tym imieniu i nazwisku do nas nie przywieziono."

Premiera 25 lipca!

Liebster Award nr.5

Po raz kolejny zostałyśmy nominowane do Liebster Award. Tym razem przez Kasię Przepiórkę z bloga zaczytanakasia.blogspot.com

Co zainspirowało Cię do stworzenia bloga?
QD: Myślę że przede wszystkim chodziło mi o to, aby więcej czytać niż obecnie i mieć do tego jakąś motywację.
SMF: Chęć dzielenia się opiniami o książkach i sugestia QD, żeby to robić.

Jaka jest Twoja ulubiona książka z dzieciństwa?
QD: W dzieciństwie nienawidziłam czytać i musiałam być do tego zmuszana. Nie mam chyba takiej ulubionej książki, bo bardzo mało ich czytałam.
SMF: W sumie było tego sporo, nawet więcej niż teraz, ale chyba "Tajemniczy ogród". :)

Której lektury szkolnej szczerze nienawidzisz?
QD: Najgorsza lektura była jeszcze w podstawówce i były to "Muminki", których od serca nienawidzę. Była to jedyna nieprzeczytana przeze mnie lektura...
SMF: "W pustyni i w puszczy" i "Krzyżacy". Nie jestem w stanie czytać Sienkiewicza...

Uprawiasz jakiś sport?
QD: Obecnie nie mam na to zbyt dużo czasu, w tym roku ogólnie zrobiłam przerwę w uprawianiu sportów, ale wcześniej jeździłam konno w stylu western (wiem, że nie wszyscy muszą wiedzieć o co chodzi); tańczyłam Hip-hop, New Age, Break Dance, Modern Jazz (osobno oczywiście, nie mieszałam styli).
SMF: Leżenie wyczynowe xD

Z czym wiążesz swoją przyszłość?
QD: Z oddychaniem? Nie wiem czy można jakoś odpowiedzieć na to pytanie szczerze i bez żartów...
SMF: Z życiem. Nie wiem jeszcze co chcę robić w przyszłości.

Jakie jest Twoje hobby (oprócz czytania książek)?
QD: Jeździectwo, taniec, różne plastyczne rzeczy...
SMF: Muzyka (we wszelkim słowa znaczeniu).

Jeżeli mógłbyś przenieść się w czasie, jaki byłby to okres w Twoim życiu?
QD: Nie chciałabym przenosić się w czasie.
SMF: Przedszkole, chociaż go nienawidziłam, ewentualnie 5 klasa podstawówki :D

Jak długo siedzisz przy komputerze?
QD: Powiem tak. Zawsze mam go obok siebie, ale czy cały czas z niego korzystam? Nie. Tylko wtedy gdy jest mi potrzebny i są to jakieś 3h dziennie.
SMF: Nie ma takich liczb na świecie :D Jakieś 2-3 godziny dziennie, ale to różnie.

Jakie miejsce na świecie najchętniej byś odwiedziła/odwiedził?
QD: Najchętniej Kubę.
SMF: Wszystkie. USA, Kenia, Brazylia, Grecja, Tajlandia, Nowa Zelandia...

Masz swój autorytet? Jeżeli tak to podaj.
QD: Nie mam.
SMF: Autorytet. Poważne słowo :D Jeśli się liczy to Ariana Grande jest dla mnie osobą, którą się inspiruję. Chciałabym być taka jak ona. Jest ładna, ma piękny głos, a z filmików na YT wnioskuję, że charakter też ma fajny.

Jakie jest Twoje największe marzenie?
QD: Mam mnóstwo małych marzeń, nie mam tego największego, czy najważniejszego.
SMF: Zwiedzić cały świat.


Chciałybyśmy nominować kilkanaście osób, które według nas zrobiły coś dobrego dla blogosfery. Nie są to jedyne osoby, które coś dobrego zrobiły - bo każdy z nas robi coś dobrego - jednak po prostu o nich chciałyśmy na chwilę obecną wspomnieć. Nie patrzymy na to czy są popularne, czy nie - ważne jest nie tylko to. Chciałabym także sprostować, że nominacje są czymś dodatkowym i mało blogów bierze w nich udział. 
Za pomysł i jego dobrą realizację. Ciekawe przepisy na smaczne dania i interesujące tytuły, po które większość osób chce sięgnąć - to jest to, co dzieje się na tym blogu.
- Wyznania książkoholiczki http://alone-with-books.blogspot.com/
Za pomysł na projekt "Języki nie gryzą", który pozwala nie tylko samej autorce uczyć się języków, a także pomysł na video-recenzję - czyli projekt ABLIE.
Za pomysłowe wyzwania, recenzje książek na które zawsze mamy chrapkę i ostatnio także pomysł na video-recenzję - czyli projekt ABLIE.
- Waniliowe czytadła http://waniliowe-czytadla.blogspot.com/
Za przemyślane video-recenzje, które są już znane nie tylko osobom w małym kręgu, ciekawie pisanymi recenzjami książek i dobre słowo. 
Za bardzo dobre i przemyślane video-recenzje, które można oglądać z zaciekawieniem, wyzwania, a także za to że na blogu możemy poznać zarówno książki dla męskiej części czytelniczej, jak i damskiej.
- Recenzentki książkowe http://recenzentki-ksiazkowe.blogspot.com/
Za fajne pomysły, ciekawe recenzje i humor.
- A także każdego, kto ma ochotę odpowiedzieć na zadane przez nas pytania - napiszcie o chęci odpowiedzenia w komentarzu - chętnie się z Waszymi odpowiedziami zapoznamy! :)

Nasze pytania:
1. Czy od razu chciałaś/eś założyć bloga książkami? Może wcześniej miałaś/eś jakiś blog?
2. Jaka jest Twoja najmilej wspominana lektura szkolna?
3. Jakiego gatunku książki najchętniej słuchasz, a jakiego najbardziej niechętnie?
4. Czy swoją przyszłość wiążesz z literaturą? 
5. Jakim chciałbyś/chciałabyś być zwierzęciem?
6. Jakiego gatunku muzyki słuchasz?
7. Co najbardziej lubisz jeść na śniadanie?
8. Czy jest jakaś potrawa, której bardzo nie lubisz?
9. Jaki bohater literacki bądź filmowy jest do ciebie najbardziej podobny z wyglądu?
10. Jaki bohater literacki bądź filmowy jest do ciebie najbardziej podobny z charakteru?
11. Jakiej książki nigdy nie skończyłeś czytać?

środa, 17 lipca 2013

Recenzja książki "Mofongo" - Cecilia Samartin

Mofongo - Cecilia SamartinTytuł: "Mofongo"
Tytuł oryginalny: "Mofongo"
Autor: Cecilia Samartin
Wydawnictwo: Bukowy Las
Ilość stron: 383
Opis wydawcy: Dziesięcioletni Sebastian, syn mieszkających w Kalifornii imigrantów z Portoryko, jak wielu jego rówieśników marzy o tym, by zostać piłkarskim królem strzelców. Niestety, ma wrodzoną wadę serca i nie może biegać ani grać w piłkę. Jedynym ratunkiem dla chłopca może być kolejna ryzykowna operacja. Wiedzą o tym nie tylko lekarze, ale i jego rodzice, którzy odkąd się urodził, drżą o życie syna. Rozdarty pomiędzy tym, czego pragnie, a troską najbliższych, często wyśmiewany przez kolegów z klasy, Sebastian znajduje schronienie w domku babci Loli, która po niedawnym wylewie przeszła swoistą przemianę. Babcia, kochająca wnuka i akceptująca go takim, jaki jest, wprowadza chłopca w tajniki portorykańskiej kuchni, okraszając każde danie ciekawymi rodzinnymi historiami. Sebastian z czasem odkrywa przyjemności, jakich dostarcza wspólne przygotowywanie i spożywanie posiłków, zdobywa nowych przyjaciół i przybiera na wadze, a co najważniejsze: zaczyna wierzyć, że wszystko jest możliwe. Spotkania przy babcinym stole stają się też swoistą terapią nie tylko dla dziecka, ale i dla jego skłóconych rodziców.
Nasza opinia:  "Mofongo" to historia rodziny z portorykańskimi korzeniami, z ich rodzimą kuchnią na drugim planie, której głównym bohaterem jest dziesięcioletni Sebastian – chłopczyk, który ma poważną wadę serca. Jego marzeniem jest granie w piłkę razem z kolegami, jednak to mogło by doprowadzić do jego śmierci – jego serce by tego nie wytrzymało. Jest to wrażliwa postać, o wielkim sercu, która jednak boi się o siebie i innych. Jest także bardzo mały, a ponieważ nie może uczestniczyć w życiu klasy, jest wyśmiewany przez swoich rówieśników. Z pewnością nie jest to dla niego miłe, mimo że każdy dorosły próbuje mu pomóc. Jego mama opiekuje się nim w domu, piękna nauczycielka w szkole… Jednak gdy rodzice zaczynają się kłócić, a szkolni koledzy go wyśmiewają – w żadnym z tych miejsc nie może znaleźć schronienia. Znajduje je dopiero w swojej babci - Loli, która po zawale bardzo się zmieniła. Po odwiedzeniu babci w szpitalu, Sebastian znajduje także drugiego mentora – starszą Panią, która była na tej samej sali co Lola.

„- Co się stało, babciu? – zapytał, patrząc na nią z niedowierzaniem.

Rozczesała palcami włosy, które teraz miały kolor galaretki truskawkowej.
- Podobają Ci się? – Zapytała z szelmowskim uśmieszkiem na ustach.”

Książka jest opowieścią pełną portorykańskich dań. Czy kuchnia może przybliżyć do siebie ludzi? Owszem, jak najbardziej. Tak jak w wigilię, cała rodzina zbiera się przy stole, wszyscy opowiadają różne historie – to jest właśnie ta magia, która łączy ludzi i przepełnia ich miłością. W książce dostrzeżemy wiele detali związanych z portorykańską kuchnią – mamy wręcz wrażenie, że to nie bohater literacki, a my sami spożywamy opisywane potrawy. Wszystko jest bardzo realne, nie tylko sama kuchnia. Relacje rodzinne, kłótnie rodziców, a także ich pogodzenia – wszystko składa się na to, że książka jest jedną wielką, wiarygodną historią.

"Powiem ci, czym jest dla mnie niebo. Niebo to stół, taki jak tutaj, przy którym siedzą wszyscy moi bliscy. Delektujemy się wspólnie przygotowanym jedzeniem, śmiejemy się i opowiadamy sobie historie, przy których czasem zakręci się nam w oku łza, lecz przez większość czasu świetnie się bawimy."


Samą książkę czytałam z niemałą przyjemnością, choć zmuszona byłam do czytania w przerwach między zajęciami – więc często nie mogłam się skupić na samej historii portorykańskiej rodziny. Książka była jednak napisana lekkim językiem, a każde słowo było przez autorkę dobrze rozumiane – dzięki temu, powstała doskonała historia o rodzinnych problemach. Bardzo dobrze czytało mi się także samą książkę dlatego, że jest to w jakimś sensie to, do czego dążę. Nie odnosimy w niej wrażenia, że wszyscy się gdzieś śpieszą. Mają czas na rozmowy, wspólne posiłki i nikt nie zamyka się w swoim własnym świecie. Podczas czytania byłam więc wzruszona tymi momentami i choć nie uroniłam łzy – myślę, że jest to bardzo dobry przykład teraźniejszej relacji rodzinnej.

”Jak się to złoży wszystko razem, otrzymuje się mofongo – kulinarną asymilację, wspaniałą alchemię smaku i kultury, której nawet Korono Hiszpańska nie mogła pokonać.”

    Gdy już skończymy rozkoszować się tą historią, możemy przejści kilka kroków do kuchni i przygotować dla siebie coś, na co chyba każdy kto czyta tę książkę czyta – a mianowicie jakieś portorykańskie danie. Na końcu książki znajduje się kilka przepisów takich dań i choć jeszcze nie miałam ochoty ich skosztować – z pewnością niedługo to zrobię i podzielę się z wami tymi przemyśleniami. Z pewnością jednak mofongo smakuje wybornie! Książkę polecam przede wszystkim dorosłym czytelnikom, którzy zrozumieją przekaz jaki jest w tej książce. :)
Ocena ogólna: Queen Dee 10/10 Small Metal Fan --/--

Za możliwość przeczytania dziękuję
Wydawnictwu Bukowy Las

wtorek, 16 lipca 2013

Zapowiedź książki "Dziewczyna w stalowym gorsecie" - Kady Cross


Dziewczyna w stalowym gorsecieCzy jest ktoś, kto lubi epokę wiktoriańską i nie chcę przeczytać  książki "Dziewczyna w stalowym gorsecie"? Pewnie nie. Z resztą nawet Ci, którzy jakoś bardzo nie lubią epoki wiktoriańskiej znajdą w tej książce coś dla ciebie. Połączenie pięknej dziewczyny, brutalności, XIX wiecznej Anglii - to coś co z pewnością dostarczy czytelnikowi wielu przygód!


Skrzyżowanie epoki wiktoriańskiej z X-Menami
Szesnastoletnia Finley Jayne nie ma nikogo i niczego za wyjątkiem pewnej rzeczy, która znajduje się w jej wnętrzu.
Ciemna strona bohaterki sprawia, że jest ona zdolna zabić. W dodatku bardzo mocnym ciosem. Tylko jeden człowiek widzi magiczną aurę otaczającą dziewczynę.
Powieść osadzona w XIX wiecznej Anglii, która przenosi czytelnika w świat pełen przygód.
Opis ze strony wydawnictwa Fabryka słów

Premiera 30 sierpnia!

Recenzja książki "Heartland 3-4. Własna droga. Trudne decyzje." - Lauren Brooke

Heartland 3-4. Własna droga. Trudne decyzjeTytuł: "Heartland 3-4. Własna droga. Trudne decyzje."
Tytuł oryginalny: "Heartland 3-4. Breaking free. Taking chances"
Autor: Lauren Brooke
Wydawnictwo: Dolnośląskie
Ilość stron: 360
Okładka: broszurowa, miękka
Opis wydawcy: Heartland to wtulone pomiędzy wzgórza Wirginii schronisko dla koni, ale i coś więcej. To niezwykłe miejsce, gdzie przerażone i dotychczas źle traktowane zwierzęta uczą się od nowa ufać ludziom.
Amy opiekuje się chorym Pegazem, troszcząc się jednocześnie się o cały Heartland. Stara się postępować tak, jak uczyła ją mama, choć podążanie jej śladem wymaga wiele odwagi. Tymczasem do Heartlandu przyjeżdża nowy pracownik, Ben. Jego obecność sprawia, że zaczynają psuć się relacje między Amy i Tregiem - chłopakiem, który wraz z nią całkowicie poświęca się ratowaniu koni. Gdy dziewczyna uświadamia sobie, że odtrąciła przyjaciela, Treg postanawia opuścić Heartland na zawsze
Nasza opinia: Czytając już 3 i 4 część tej serii jesteśmy już coraz bardziej zżyci ze wszystkimi osobami powiązanymi z Heartlandem. Przyjaźń Trega i Amy będzie wystawiona na próbę, tak samo jak istnienie schroniska dla koni. Siedemnastolatka musi zaufać siostrze i jej pomysłom, by wyjść finansowo na prostą – jednak czy jej się to uda po tym jak żywi taką urazę do starszej siostry?
    Historia schroniska dla koni jest bardzo pozytywna. Czytając borykamy się z problemami bohaterów, czujemy się nimi i według mnie jest to coś, za co książka dostaje z góry co najmniej jeden punkt. Cieszymy się razem z nimi gdy uda się znaleźć nowy dom dla jakiegoś konia, smucimy, gdy pojawia się jakiś problem z koniem bądź schroniskiem. Autorka według mnie napisała jedyną w swoim rodzaju historię dla młodzieży, w której oddaje swoją pasje do koni która doskonale trafia do adresatów, którzy są nią zachwyceni. Brakowało mi jednak w niej opisu tego, co Amy i Treg robili z pozostałymi końmi. Lauren Brook skupiała się tylko na jednym bądź dwóch koniach a resztę pomijała – a mnie po prostu brakowało tego, że rzadko o nich wspominała i nie wiemy jakie są z nimi problemy.

„Heartland to centrum rekonwalescencji dla koni, które uratowano przed okrucieństwem i zaniedbaniem, dla koni, które wszyscy inni uważają za niebezpieczne i nie do ujarzmienia, które nie mają dokąd pójść i którym nikt inny nie potrafi pomóc.”

    Tak jak w pierwszym tomie wydanie jest bardzo dobre. Lekko beżowe strony i dość duża, prosta czcionka ułatwiają czytanie, a samą książkę dzięki temu szybko się czyta. Okładka przyciąga wzrok i od razu widać, że będziemy mieć do czynienia z końmi, choć tutaj widać to bardziej od westernowej strony – co bardziej mi się podobało niż w pierwszej części. Podoba mi się także grzbiet książki, który obrazuje kawałek konia. Po zebraniu całej kolekcji książek, która liczy dziesięć tomów, z grzbietów powstanie cała ilustracja przedstawiająca dwa konie. Bez problemu więc będzie można zlokalizować kolekcję książek opisujących historię heartlandu w naszej biblioteczce. Tak jak w pierwszym tomie, książka podzielona jest na dwie części, które w pierwszym wydaniu były w osobnych tomach.
    W tym tomie także poznamy działanie nowych suplementów i autorka zwróci naszą uwagę na coś, co bardzo przydaje się w Heartlandzie – na porozumienie człowieka i konia. Chodzi tutaj o to, by koń zaufał człowiekowi. Czy Amy uda się porozumieć z koniem? Czy uda jej się zrobić to tak dobrze jak jej mamie i to na dodatek przed publicznością? Myślę, że sami dowiecie się tego czytając tę książkę.
    Czy książka mi się podobała? Owszem. Lubiąc wszelkie zwierzęta, z ciekawością zagłębiałam się w koński świat oczami Amy, z chęcią poznawałam też różne interesujące techniki odprężające te duże zwierzęta, a także suplementy, które mogą im pomóc. Same historie koni, którym muszą pomóc nie jest codzienna, więc warto na nią zwrócić uwagę. Gdy główna bohaterka pomaga koniom odzyskać zaufanie, spogląda to ich historii, byłych właścicieli. Jej spostrzeżenia i umiejętności przypominają mi detektywistyczne – musi umieć zakładać jakieś fakty, by potem dojść do rozwiązania – jednak błąd może dużo kosztować.
    Warto zapoznać się z wciągającą historią o koniach, jaką w drugim tomie przedstawia Lauren Brooke. Jeśli ktoś interesuje się końmi – jest to dla niego idealna pozycja na wakacje. Choć głównie dla młodzieży – myślę, że odnajdzie się w niej także dorosła osoba. Nie jest to także jeździecki poradnik, a książka do poczytania. Przy okazji możemy się oczywiście dowiedzieć paru rzeczy, ale na pewno nie jest to typowy poradnik. Sama pozycja mnie wciągnęła i choć czasem miałam ochotę po prostu odpocząć od koni i przerywałam czytanie - chętnie do książki po jakiejś godzinie wracałam.
Ocena ogólna: Queen Dee 9/10 Small Metal Fan --/--

Za możliwość przeczytania książki dziękuję 
Grupie wydawniczej Publicat