czwartek, 26 września 2013

Recenzja Książki "Lista Marzeń" - Lori Nelson Spielman


Tytuł: "Lista marzeń"
Tytuł oryginalny: "The life list"
Autor: Lori Nelson Spielman
Wydawnictwo: Rebis
Ilość stron: 416
Opis wydawcy: W życiu trzydziestokilkuletniej Brett Bohlinger wszystko jest poukładane: ma dobrą pracę, jej partnerem jest ambitny, przystojny prawnik, a po śmierci matki ma odziedziczyć pakiet większościowy firmy wraz ze stanowiskiem dyrektora. Jednak testament zmienia całe jej życie. Okazuje się, że matka zaplanowała dla niej zupełnie nową drogę życiową. No, może nie całkiem nową, bo zgodną z listą idealistycznych dziewczęcych postanowień, którą Brett spisała kiedyś jako nastolatka. Czy aspiracje i marzenia z dzieciństwa i wczesnej młodości mogą pasować do dorosłej kobiety?
Nasza opinia: Dużo nastolatek robi listę celów czy marzeń. Często są to jakieś błahostki, ale są to także rzeczy trudne do wykonania. Co się jednak stanie, gdy staniesz przed koniecznością spełniania punktów z tej listy po kilkunastu latach od jej napisania? Z pewnością nie będzie to proste, jednak w spełnienie młodzieńczych marzeń może nam przynieść szczęście, którego się nie spodziewaliśmy...

Zacznę od pomysłu, który jest bardzo dobry i już mówię dlaczego. Przede wszystkim jest naturalny. Wiele dziewcząt spisuje swoje marzenia na kartce, a potem o tym zapomina. Nie dzieje się to jedynie w filmach, których niestety jest o takiej sytuacji sporo. Nie jest to oklepany temat, jednak dość prosty i łatwy w wykonaniu. Przynajmniej według mnie, jako osobę patrzącą z zewnątrz. No bo czy trudno wymyślić listę kilku życzeń i napisać o ich wykonywaniu? Raczej nie. Jednak w książce nie mamy historii żywcem ściągniętej z Hollywood, a coś co może się stać każdej napotkanej na ulicy osobie, której taka lista może zmienić życie.

Przyznam, że w książce odnalazłam się od razu. Z bardzo prostego powodu, a mianowicie Brett Bohlinger - głównej bohaterki. Jeśli myślicie że kiedykolwiek spotkaliście tak sympatyczną, wrażliwą, pomocniczą i lekko naiwną postać, to się po prostu mylicie! Pani Bohlinger jest osobą, która uważała się za szczęśliwą w każdym calu. Przynajmniej do śmierci swojej matki, która zwolniła ją z pracy, a także nie dostała swojej części majątku. Wcześniej ma bowiem wykonać listę marzeń, którą napisała jako nastolatka. Dopiero wtedy zaczyna zauważać, że wcale nie jest szczęśliwa! Odkrywa to, czego bez pomocy swojej matki by nie odkryła, a ona musi podążyć za pewnymi mądrymi słowami: "Czasem trzeba spaść na dno, aby móc się do niego odbić, bo złe chwile też są w życiu potrzebne, aby móc docenić te dobre".

Lori Nelson Spielman zrobiła coś bardzo dobrego, a mianowicie wybrała sobie odbiorców książki i to do nich dobrała język. Jest to o tyle ważne, że czytelnik szybciej książką rzuci niż przyzwyczai do specjalistycznego, wątłego stylu autora. Czytając książkę można więc zauważyć, że autorka stara się dobrze opisywać odczucia by przeciętny czytelnik nie miał problemu z wczuciem się w bohaterkę i przyznam, że jeszcze nie spotkałam osoby która przeczytałaby tą książkę i nie polubiła sympatycznej Brett ze słodkim imieniem. Sama wciągnęłam się w książkę tak bardzo, że nie docierały do mnie słowa ludzi, którzy do mnie mówili i słusznie, bo nie powinni czytającemu przeszkadzać!

Jak kształtuje się wydanie? Nawet, nawet. Przeszkadzające są rażące po oczach białe strony, dzięki czemu podczas czytania nawet przy małym świetle czuje się jakbym próbowała nocą odczytać tablicę rejestracyjną samochodu jadącego na długich światłach. Jeśli ktoś próbował to wie, że mało jest to przyjemne. Podoba mi się jednak przyjemna dla oka okładka przyciągająca uwagę, a także opis na tyle okładki co ostatnio wychodzi z mody (co nie jest dobre), a zamiast tego są tylko kawałki opinii czy recenzji.

Podsumowując uważam, że książkę powinna przeczytać każda kobieta, która kiedykolwiek napisała taką listę marzeń. Chociaż w sumie każdy może - ja właśnie biorę się za pisanie takiej listy i kto wie, może za kilkanaście lat też będę musiała ją spełnić? Aha i dodam tylko, że przy czytaniu warto mieć trochę chusteczek - książka wzrusza, smuci i pociesza. Trudny mix orzeszków do zgryzienia...
Ocena ogólna: Queen Dee 10/10 Small Metal Fan --/--

Za możliwość przeczytania książki dziękuję
Wydawnictwu Rebis

8 komentarzy:

  1. Jak tylko zobaczyłam okładkę parę tygodni temu bodajże, wiedziałam że MUSZĘ przeczytać tą książkę. :) Opis tylko utwierdził mnie w przekonaniu, że czeka mnie naprawdę interesująca pozycja. Twoja recenzja i najwyższa ocena niezwykle mnie cieszą. :)
    Pozdrawiam!
    Sherry

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo interesująca recenzja. Książka idealna dla nastolatek.

    OdpowiedzUsuń
  3. Może kiedyś się skuszę, aczkolwiek na razie nie mam na nią ochoty..

    OdpowiedzUsuń
  4. Książka bestseller :) Jednak nie moje gusta :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Po tej opinii mam jeszcze większą ochotę na przeczytanie tej pozycji ;) Też stworzyłam kiedyś podobną listę, jeżeli dobrze pamiętam, to nawet niejedną xD Na pewno ciekawe jest czytanie o kimś, kto postanowił wprowadzić swoją w życie ;)
    Ja także zwróciłam uwagę na to, że coraz częściej na okładkach zamiast informacji o książce, znajdują się fragmenty opinii czy "polecenia" znanych osób (w tym innych pisarzy). Całkowicie zgadzam się, że to nie jest dobre, bo chciałabym wiedzieć, o czym mniej więcej jest książka, a nie czytać jaka jest wspaniała i wciągająca - to stwierdzę sama, kiedy przeczytam. Można to stosować jako dodatek, ale nie jako główną część opisu.

    OdpowiedzUsuń
  6. Jak tylko pojawiła się zapowiedź tej książki, od razu wiedziałam, że muszę ją mieć. I teraz widzę, że się nie myliłam! Szkoda, że kieszenie mam puste, bo w przeciwnym razie poleciałabym natychmiast do księgarni i zażądała otwarcia w niedzielę w celu kupna...

    OdpowiedzUsuń

Komentarze zawierające linki do blogów bądź podlinkowany tekst zostają natychmiastowo usunięte. W zamian proponujemy współpracę bannerową, po szczegóły zapraszamy na mail.