Tytuł oryginalny: "Stolen away"
Autor: Alyxandra Harvey
Wydawnictwo: Akapit Press
Ilość stron: 323
Okładka: miękka
Opis wydawcy: Przez siedemnaście lat Eloise Hart nie miała pojęcia, że kraina Faery w ogóle istnieje. Do czasu, aż została porwana i uwięziona w Twierdzy Lorda Strahana, króla tej krainy. Strahan miał rządzić tylko przez siedem lat, jak nakazuje tradycja Faery, a potem oddać koronę następnemu władcy. On jednak nie chce oddać władzy, a obu światom zagraża chaos. Jedyną osobą, która może go powstrzymać, jest ciotka Eloise, Antonia. Eloise staje się więc kartą przetargową w rękach króla. Będzie potrzebować pomocy swoich najlepszych przyjaciół: Jo i Devina oraz pozostałych elfich jeńców na dworze Strahana. Z całym światem Faery przeciw niej, Eloise, jej protektor, elf Lucas i tajemniczy Eldris muszą powstrzymać Strahana, podczas gdy oba światy pogrążają się w chaosie.
Nasza opinia: Po przeczytaniu opisu tej książki od razu wpadło mi do
głowy, że jest to młodzieżowa wersja książki „Gra o Ferrin”. Sama nie wiem
czemu, bo nie ma tutaj aż tak wielu podobnych wątków w fabule. Jednak samo
trzymanie jako zakładnika i okrutny król krainy są jak najbardziej wspólnym
czynnikiem tych dwóch pozycji. Chciałam się jednak zapoznać z historią siedemnastoletniej
Eloise i przekonać się, czy książki są podobne. Okazało się, że owszem, są –
ale nie jest to nic złego.
W książce mamy narrację z punktu widzenia dwóch przyjaciółek
– Jo oraz Eloise, których losy się przeplatają. Dużo bardziej wolałam jednak
Eloise, która była bardziej racjonalna od swojej przyjaciółki. Sama Jo mnie
denerwowała, najbardziej jej uległość i ufność. Także przeszkadzało mi jej
zachowanie, w pewnym sensie jednak typowym dla nastolatek. Podobał jej się
prawie każdy chłopak, a za tymi przystojniejszymi biegała, co było żenujące.
„ (…) Zatrzepotała rzęsami w stronę chłopak, którego nie
znałam. Miał długie ciemne włosy i nawet z tyłu wyglądał jak gwiazda rocka,
typ, za którym szaleją wszystkie dziewczyny. Jęknęłam. Jo już była stracona. (…)
Obcy facet rzucił za siebie plastikowy kubek, oddalił się od ogniska i wszedł
między drzewa.
- O, nie! Nie pozwolę, by mi zniknął z oczu! – powiedziała Jo. – Poczekajcie tu,
idę po niego.
I opuściła ramiączko stanika.”
Inni bohaterowie, którzy pojawili się w książce także byli
ciekawi. Są interesujący już od razu, bo są elfami, a co za tym idzie mają
różne zdolności związane z naturą – w tym przypadku przybierania postaci
zwierząt. Jest tam wiele klanów, a w każdym z nich są elfy potrafiące zmienić
się w inne zwierzęta jak jelenie, sarny, żuki, łabędzie, psy, jastrzębie,
motyle, etc. Lucas ma za zadanie chronić Eloise przed okrutnym władcą Faery,
jednak średnio mu się to udaje. Na dodatek od razu robi na dziewczynie złe
wrażenie – w swoim średniowiecznym stroju wygląda jak aktor z kiepskiego
teatru. Denerwowało mnie także zachowanie matki Eloise, która zachowywała się
dość dziwnie. Gdy dowiedziała się o tym, że jej córka została porwana przez
elfy dała jej szlaban ‘na zawsze’, a potem jak gdyby nigdy nic poszła do pracy.
No przepraszam, ale ja zachowałabym się nieco inaczej, a przynajmniej nie dała
dziecku szlabanu. Jednak Meg była dla mnie najciekawszą postacią, choć pojawiła
się pod koniec książki. Była to elfka z klanu sarn, która pomagała głównym
bohaterom doprowadzić ich działania do końca i była moją ulubioną postacią w
powieści „Wykradziona”.
„Łania wydała prawie ludzki odgłos, a po chwili rozbłysła i
przemieniła się w dziewczynę. Widząc to, omal się nie udławiłam.”
Samo wydanie książki jest dobre. Lekko beżowe strony,
szeroka interlinia i prosta czcionka ułatwiają czytanie i sprawiają, że książkę
przyjemnie czyta się nawet w słońcu, bo promienie nie odbijają się od stron co
dzieje się gdy kartki są białe. Zawiodła mnie trochę strona graficzna, bo
okładka mogłaby być dużo lepsza. Ta nie przyciągnęłaby mojego wzroku.
Książkę czytało mi się ze średnią przyjemnością. Denerwowała mnie większość bohaterów, fabuła
była prosta, bez żadnych intryg, a akcja wlokła się i brakowało w niej dynamiczności.
Czekałam na rozwój wypadków, a styl pisania Alyxandry Harvey lubię – więc z
łatwością przez książkę przebrnęłam. Z pewnością nie jest ona wybitną
powieścią, ale dla osób które nie wymagają aż tak wiele od książki – myślę, że
jest w sam raz.
„Wykradziona” jest dość kiepską powieścią w stylu paranormal
romance, jednak wygląda jak coś co ‘lekko nie wyszło’ a i tak poszło do druku.
Myślę, że gdyby autorka przeczytała ją kilka razy to sama uznałaby że coś
wymaga poprawki. Pomysł jest ciekawy, jednak realizacja mogłaby być lepsza. Nie
wiem, czy mogę z czystym sumieniem ją polecić, ale jeśli już to osobom które
zbyt wiele od niej nie będą wymagać i po przeczytaniu się nie zawiodą.
Ocena ogólna: Queen Dee 4/10 Small Metal Fan --/--
Chyba nie dla mnie. Tym razem raczej nie przeczytam :)
OdpowiedzUsuńOstatnio ma już dość gatunku paranormal romance, więc książkę sobie z przyjemnością odpuszczam, a jak widzę po recenzji, dobrze robię, bo nie jest warta uwagi. :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
Lubię tą autorkę, dlatego trochę szkoda, że ta książka jej nie wyszła.
OdpowiedzUsuńNie słyszałam o tej książce, a podczas czytania recenzji cały czas miałam wrażenie, że to książka dla dzieci, nie dla młodzieży. Sama nie wiem dlaczego to mi się ubzdurało... W każdym razie raczej po nią nie sięgnę. Nie tym razem :)
OdpowiedzUsuńTrochę za dużo ostatnio książek tego typu, więc jednak sobie odpuszczę..:)
OdpowiedzUsuńNie wiem, nie wiem. Chyba tylko jak mi pomysłów na czytanie czegoś innego zabraknie, ale końca stosika na razie nie widać:)
OdpowiedzUsuńTej autorki mam wypożyczoną z biblioteki inna książkę "Księżniczkę wampirów". Bardzo jestem ciekawa jej twórczości. :)
OdpowiedzUsuńMoże przeczytam, ale nie w najbliższym czasie.
OdpowiedzUsuńin-corner-with-book.blogspot.com