wtorek, 11 marca 2014

Recenzja książki "Kamienie Liry. Potomek" - A. E. Olss

"Kamienie Liry. Potomek" Tytuł: "Kamienie Kiry. Potomek"
Autor: A. E. Olss
Wydawnictwo: Novae Res
Ilość stron: 764
Opis wydawcy: Ariel to niezwykła dziewczyna, która żyje i uczy się w szkole z internatem w Anglii. W dniu swoich szesnastych urodzin jej życie wywraca się do góry nogami. Zaczyna widzieć przyszłe wydarzenia, głównie te złe, dostaje w prezencie złoty kamień, który okazuje się magiczny, a jej jedyna przyjaciółka umiera. Kiedy zjawia się tajemniczy kruk i zaczyna z nią rozmawiać, wszystko nabiera zawrotnego tempa, a ona sama na zawsze musi porzucić mundurek uczennicy, wkroczyć w obcy świat i stać się tym, kim od zawsze było jej pisane zostać.
Nasza opinia: Z opisu książka nie wygląda na oryginalną. Dziewczyna -> super moce -> zmiana w życiu. Znany wszystkim szablon, który ostatnio ma wielką popularność. Trzeba jednak przyznać, że skoro takie książki się sprzedają - coś musi w nich być. Ciekawa fabuła, duże pole do popisu dla autora... Można się wyszaleć pisząc taką pozycję (z resztą nie tylko taką). Nie mniej jednak pomysł na "Kamienie Liry" wydawały mi się oklepany, a pozycja dla każdej nastolatki. Okazało się inaczej, z czego jestem trochę zadowolona, ale też niepewna przyszłości książki.

Pierwszym zaskoczeniem była piękna ilość ściętych drzew, jaka była potrzebna na wydanie tej książki (to tak trochę mało poważnie...). Po grubości wywnioskowałam, że ma jakieś czterysta stron maksymalnie (to nie ja jestem tą, która zawsze sprawdza ilość na stronie wydawnictwa). Jakież więc było moje zdziwienie gdy okazało się, że pozycja ma ich prawie dwa razy więcej niż sądziłam i na dodatek jest pierwszym tomem serii! Przyznam, że byłam przerażona. Tak jakbym była dzieckiem i dostała pluszowego misia, który zmienił się w krwiożerczego niedźwiedzia-potwora!

Sięgając za powieść liczyłam na lekką pozycję, która przypadnie do gustu dużej ilości nastolatek. Szczękę musiałam więc zbierać z podłogi, gdy książka zaczęła się od wojowników, królów, rzezi i innych krwawych, śmiertelnych rzeczy. Muszę przyznać, że to mi się spodobało. Nie sięgam po pozycje, które są jedną wielką średniowieczną batalią (szybciej sama coś skrobię w tych klimatach), ale połączenie tego z młodzieżówką bardzo mi się podobało. Tutaj właśnie pojawia się miejsce na moje wątpliwości. Do jakiej liczby serc czytelników trafi ta pozycja? Czy ludzie będą chcieli sięgnąć po książkę, która jest takim połączeniem? Myślę że część osób może poczuć się tym rozczarowana choćby dlatego, że oczekiwała czegoś innego. Zamierzając wcielić się w nastolatkę z internatu w Anglii mogę nie mieć ochoty na śledzenie bitew, zdrad i jednego wielkiego chaosu, który jest w zupełnie innym klimacie.

Dlaczego autorzy piszą o krukach? Jasne, fajne ptaszki. Czemu więc nie o wróbelkach? Gołębie zabierają im jedzenie, małe osobniki więc giną - z tego może powstać coś ciekawego, nie? A może po prostu coś, co nie stoi obok siebie na każdej półce w księgarniach. Gdzie się nie obejrzymy to kruk. Z prawa, z lewa, z góry i z dołu. Wszędzie. Wszędzie te kruki. Dawnej były symbolem inteligencji i wróżb, strzegły tajemnic przyszłości. W średniowieczu natomiast zmienił się pogląd na te upiorne ptaki - wierzono, że zwiastowały śmierć lub chorobę. Chyba trzeba im przyznać, że mogą wcisnąć się praktycznie do większości książek, co zaczęło mnie powoli irytować.

Ariel. To imię kojarzy mi się z małą syrenką i nigdy nie przestanie. Wesoło pluskająca sobie w oceanach istotka przeniosła się do murów zamku i uczęszcza do szkoły z internatem. Przerażająca sprawa. To imię po prost powinno być zakazane w innym użyciu! Nie wiem czy inni też tak mają, ale ja do imion podchodzę poważnie i cóż... Syrenka rozmawiająca z krukiem to coś, od czego może się wręcz zakręcić w głowie. Zbyt dużo dziwnych elementów.

Z samym krukiem miałam spory kłopot. Przedstawił się tym samym imieniem, co inna postać, a potem okazało się, że jest kimś innym (co wyjaśniało dziwne zachowanie w pewnych momentach gdy myślałam, że ma rozdwojenie jaźni). Nie mniej jednak te całe kruki okazały się dość interesujące, dodały jeszcze więcej magii całej pozycji i sprawiły, że była ona jeszcze bardziej specyficzna.

Muszę jednak napisać, że w niektórych momentach pozycja mi się dłużyła, co z drugiej strony nie jest dziwne skoro gdyby wyrwać wszystkie kartki i je ułożyć obok siebie to wyszłoby jak stąd do Chin, albo i dalej. Minus był taki, że można było z łatwością domyślić się jak potoczy się akcja, a książka skończyła się w momencie, na który czekałam te całe osiemset stron i miałam ochotę rwać włosy z głowy.

Śmieszną sprawą jest także wydanie książki. Dziewczyna, która pojawiła się na okładce zajmuje także pierwsze miejsce w drugim tomie trylogii o łowczyni demonów - "Przypływie". Nie miałam z tym jednak większego problemu, gdyż okładki się od siebie znacznie różnią w innych aspektach, a wyobrażając sobie bohaterów nie patrzę na tych z oprawy powieści. Mało komfortowe są jedynie białe strony, które wręcz dają po biednych oczach czytelnika.

Pisząc ostatnich zdań kilka próbuję sobie przypomnieć wszystkie sprawy, o których miałam napisać. Mój wierny przyjaciel notatnik zaginął w akcji (na zawsze pozostaniesz w moim sercu [*]), więc muszę się zdać sama na siebie. Nie przeciągając - książka mi się podobała. Okazała się dla mnie wielkim zaskoczeniem, a takie pozycje sobię cenie. Mam tylko nadzieję, że dane mi będzie zapoznać się z drugim tomem tej serii by zaspokoić swoją ciekawość co do dalszej historii bohaterów.
Ocena ogólna: Queen Dee 8/10 Small Metal Fan --/--

Za możliwość zapoznania się z książką dziękuję 

7 komentarzy:

  1. Okładka śliczna, wnętrzność bardzo interesująca :)
    zapraszam do mnie, zaczytan-a.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzoooo chaotyczna jak dla mnie ta recenzja.
    Dopiero pod koniec ostatniego akapitu dowiedziałam się, czy książka ci się spodobała czy też nie xd
    Mnie na starcie odepchnęła liczba stron, więc nie wzięłam się za tę książkę - ale cieszę się, że tobie przypadła do gustu :)

    OdpowiedzUsuń
  3. O jej! Zastanawiałam się skąd znam tą dziewczynę z okładki. Oczywiście z okładki książki "Przypływ" która wyszła nakładem wydawnictwa DREAMS. Dziwne *.*
    Recenzja bardzo przekonywująca! :)
    Pozdrowienia :*

    OdpowiedzUsuń
  4. W sumie ciężko mi stwierdzić, czy pozycja by mi się spodobała, ale wygląda na rzeczywiście dosyć specyficzną.
    A mi się podoba imię Ariel :3

    B.

    OdpowiedzUsuń
  5. Myślałam o tej książce, żeby ją przeczytać, ale odstraszyła mnie jej objętość, tym bardziej, że nie mam teraz zbytnio czasu na dodatkowe lektury. Najpierw muszę uporać się z tym stosikiem, który uzbierałam, dlatego mimo twojej pochlebnej oceny jednak spasuje.

    OdpowiedzUsuń
  6. Przyznam, że wyczekiwałam jakiejkolwiek recenzji tej powieści :) Teraz żałuję, że się na nią nie zdecydowałam kiedy miałam na to sposobność :) Twoja recenzja rozbudziła moją ciekawość :D

    Co do Ariel, to mam tak samo jak Ty :P Zwłaszcza, że ostatnio oglądałam z córą "Małą syrenkę" :D

    OdpowiedzUsuń
  7. Pierwszy raz stykam się z tą książką. "Kamienie liry" będą następną pozycją, jaką koniecznie muszę przeczytać :)

    OdpowiedzUsuń

Komentarze zawierające linki do blogów bądź podlinkowany tekst zostają natychmiastowo usunięte. W zamian proponujemy współpracę bannerową, po szczegóły zapraszamy na mail.