wtorek, 26 lutego 2013

Recenzja książki "Intruz" - Stephenie Meyer

Tytuł: "Intruz"
Tytuł oryginalny: "The Host"
Autor: Stephenie Meyer
Wydawnictwo: Dolnośląskie
Ilość stron: 557
Okładka: No cóż, taka jak oryginalna - czyli tak jak powinno być i przede wszystkim przyciąga wzrok! To spojrzenie...
Opis wydawcy: Przyszłość. Nasz świat opanował niewidzialny wróg. Najeźdźcy przejęli ludzkie ciała oraz umysły i wiodą w nich na pozór niezmienione życie. W ciele Melanie jednej z ostatnich dzikich istot ludzkich zostaje umieszczona dusza o imieniu Wagabunda. Wertuje ona myśli Melanie w poszukiwaniu śladów prowadzących do reszty rebeliantów. Tymczasem Melanie podsuwa jej coraz to nowe wspomnienia ukochanego mężczyzny, Jareda, który ukrywa się na pustyni. Wagabunda nie potrafi oddzielić swoich uczuć od pragnień ciała i zaczyna tęsknić za mężczyzną, którego miała pomóc schwytać. Wkrótce Wagabunda i Melanie stają się mimowolnymi sojuszniczkami i wyruszają na poszukiwanie człowieka, bez którego nie mogą żyć.
Nasza opinia: Książkę przeczytałam w ciągu jednego dnia, nie przerywając żadnych obowiązków czy czegoś takiego. Przyznam, że grubość była trochę przerażająca - ale lubię gdy mam gruby tom, a nie jakiś 'flak', bo wtedy tak szybko się kończy, a wszystko dzieje się tak szybko - za szybko. Treść mnie wciągnęła - a jakże, jednak brakowało mi... W sumie nie wiem czego. Po prostu nie czułam powiązania z bohaterką. Jakbym sama stała obok, ale widziała i wiedziała to co ona. Nie czułam się nią i przyznam, że to było trochę dziwne uczucie. Jednak czytając targały mną emocje bohaterów, nie tylko Wagabundy w ciele Melanie, ale także innych. Czułam to co oni i często bardzo szybko zmieniałam emocje ze smutku na radość. To, jak zakończy się ta historia było nieco przewidywalne (ale dopiero w chwili  bliskiego zakończenia), więc akcje śledziłam z zapartym tchem. Uważam, że środek akcji można by nieco skrócić, bo mi się lekko dłużył  - no ale cóż, ja to mam wymagania co do długości zupełnie inne niż wszyscy. Książkę warto przeczytać, nawet jeśli nie jest się do niej pewnym - bo naprawdę może zaskoczyć!
PS. Nie wiadomo czy będą dalsze części... Sama się zastanawiam czy bym je chciała! Bo mimo, że przywiązałam się do bohaterów - to akcja wydaje się być skończona - choć czy ja wiem? Byle autorka napisała kolejną jeszcze lepiej, a nie gorzej!
Ocena ogólna: Queen Dee - 10/10 Small Metal Fan - --/--

Za książkę dziękuję Grupie Wydawniczej Publicat! :)

6 komentarzy:

  1. Czytałam książkę już jakiś czas temu, jakoś zaraz po premierze, ale nie pamiętam dokładnie o co chodziło. Wiem, że mi się bardzo podobała, ale szczegóły niestety mi poumykały. Przed premierą filmu, albo wkrótce po na pewno przypomnę sobie historię. Jestem ciekawa czy i tym razem będzie mi się tak bardzo podobać ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja również czytałam książkę już dawno temu, jednak nie podzielam entuzjazmu wobec niej. Pierwsze 200/250 stron ciągnęło się mozolnie i niestety dopiero koniec mnie porwał.

    OdpowiedzUsuń
  3. Mam ją w planach, bo chcę się przełamać do twórczości pani Meyer. W "Zmierzchu" widać potencjał, ale niewykorzystany ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Czytałam i książka ogromnie mi się podobała :) O wiele lepsza od "Zmierzchu". Również nie wiem, co mam myśleć o kontynuacji. Jeśli będzie, boję się, ze autorka zepsuje tak świetną historię. Z drugiej strony, z chęcią poznałabym dalsze losy bohaterów :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Mam ją, ale poległam już na początku. Zaczyna się cholernie nudno. Wiem, że to nienajlepszy pomysł, ale chyba najpierw obejrzę film, a jeśli mnie on zachęci, to sięgnę po książkę.
    aleja-zapomnienia.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń

Komentarze zawierające linki do blogów bądź podlinkowany tekst zostają natychmiastowo usunięte. W zamian proponujemy współpracę bannerową, po szczegóły zapraszamy na mail.