środa, 30 kwietnia 2014

Z innej półki #8 - "Książeksy", "second bookendy" i "książkolandy"


Ludzkie podejście do używanych ciuchów.
Szczerze powiedziawszy nie mam znajomego, który kupuje w ciucholandzie. Odnoszę wrażenie, że raczej woleliby głodować przez tydzień, niż kupić bluzkę z lumpeksu (albo się przyznać do korzystania z ofert takich sklepów). Sama jakoś nie muszę przechodzić na dietę z maksymalnym efektem jojo, by kupić spodnie z centrum handlowego, a przy okazji i kilka innych ciuchów. Ale naprawdę lubię i szanuję second handy. Przede wszystkim często są w nich ciuchy, których nie można kupić gdziekolwiek indziej. Wiecie, po prostu przechodząc przez pasy nie zobaczę dziesięciu dziewczyn w tej samej bluzie i butach.

Książki, które nowością już nie pachną.
Podobnie jest z książkami. Znam osoby, które czytają w parkach, centach handlowych bądź miejscach publicznych. Bo to jest dla nich wygodne, czego nie mogę pojąć. Wśród wrzeszczącej zgrai potworów (czyt. dzieci), drącej się za nimi gromady bogów (rodziców, którzy zawsze wiedzą lepiej i muszą być najgłośniejsi) i biegających ekspedientach i ochroniarzach po pięćdziesiątce wrzeszczących "złodziej!". Co śmieszne #1 - złodziej zawsze jest łapany przez przechodnia. Co śmieszne #2 i odnosi się do tematu - znajomi czytających w takich miejscach zawsze biorą to, co uznawane jest za "dobrą i poważną" lekturę. No bo w końcu to wstyd wyjść z jakimś romansikiem! Na dodatek zawsze mają minę jak, za przeproszeniem, kot srający na puszczy. No bo ktoś ich i tak może przyłapać na czytaniu i ich poziom "fejmu" (czyt. punkty sławy jak w popularnej grze symulującej życie) spadnie! Co oni biedni wtedy zrobią? Bo ja bym chyba skoczyła z okna. Chociaż nie, w Polsce to budynki są za niskie. Tabletki jak łyknę to mnie odratują, jak się podetnę to nawrzeszczą na mnie, że zajmuje łazienkę, nożem w serce nawet nie ma co marzyć, a strzelając pewnie nie wyceluję...  Kompletna porażająca porażka


Nie czytam, bo jest drogo.
Dużo moich znajomych nie czyta albo czasem i przejrzy, ale książek nie kupuje. Bo są drogie. Zgodzę się z tym, jednak w ich powstanie zamieszany jest tabun ludzi. Autor, redaktor, korektor, grafik, tłumacz, drukarz i wydawca. Jeszcze koszt papieru, prawa do wydania książki (np. która pojawiła się już wcześniej w innym kraju)... Wszystko kosztuje, a książka nie jest łatwą, ani tanią sprawą. Na dodatek wszyscy z w/w osób chcą nieźle zarobić. Z tych też powodów wchodząc do sieciowych, masowych księgarni aż się słabo robi. Nie mówię, że nigdy nic nie kupiłam w takich przybytkach, ale staram się tego unikać. 

Dlaczego kupuję w "książkolandach"?
Przede wszystkim mam tą radość, że znalazłam jakąś perełkę. Jeśli jednak ma się znajomości, nie jest o nią trudno. Wpadając tam prawie codziennie mając po drodze, można właścicielki dobrze poznać i któregoś dnia się zdziwić, gdy wyjmą spod lady takie cudeńko, że aż można się ślinić. Dzięki temu i umiejętnościom grzebania można wygrzebać nowe książki z niedawną datą premiery, które były nieudanym prezentem i kupić je za trzy razy niższą cenę niż normalnie. Nie jest też tak, że nie stać mnie na nowe książki albo po prostu żal mi na nie pieniędzy. Po co mam wydawać więcej, skoro mogę kupić więcej za mniej? Owszem, brzmi jak reklama kiepskiego marketu, ale taka jest prawda. Dzięki temu mogę oglądać więcej książek na mojej półce i wydawać tyle samo.

Jak znaleźć dobry sklep z książkami z drugiej ręki?
Cechami dobrego (według mnie) "książeksu" są książki rozstawione na półkach (a nie w pojemnikach, jak to często bywa z ciuchami), ceny są niskie, a stan pozycji dobry. Chyba każdy zdaje sobie z tego sprawę. Najpierw trzeba znaleźć jakikolwiek sklep z używanymi książkami. Można popytać czytających znajomych, ludzi na forach, blogerów książkowych, którzy mieszkają w tym samym mieście. Część osób nie chce zdradzać adresów, bo... nie chcą by ktoś załapał jakąś perełkę, gdy oni mieli na to okazję. Rozumiem to. Ale warto popytać kilku osób, któraś na pewno wyjawi tajemnicze miejsce, gdzie ukrywa się raj każdego książkoholika. 

Czy warto szukać okazji w internecie?
Z kupowaniem przez internet jest jak z praniem prześcieradeł i czerwonych ciuchów. Z jednej strony zaoszczędzisz na wodzie, a z drugiej będziesz musiał się pogodzić ze spaniem na różowym. Często można na stronach internetowych bądź u blogerów znaleźć książki po niskiej cenie. Najczęściej jednak książka kosztuje mniej niż jej wysyłka, na dodatek często jest niszczona przez rzucanie przesyłkami na poczcie (nie wiem co innego mogą robić, gdy książki czasem się tak niszczą, że głowa mała).

2 komentarze:

  1. Powiem krótko:

    Święte słowa.

    A co do poczty, to rzeczywiście, nie wiem co oni robią tam z książkami, ale ich stan sugeruję, że listonosze grają w koszykówkę paczkami z książkami. A przynajmniej takie odnoszę wrażenie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Muszę rozejrzeć się za jakimś książkolandem w Trójmieście :) Bo w Gdyńskim antykwariacie książkowym ciężko znaleźć coś interesującego w korzystnej cenie (ok. 5zł taniej na używanej książce to żaden biznes dla mnie). Co do second handów, jak najbardziej je popieram i wolę je niż standardowe sklepy, gdzie inni mogą kupić te same ubrania co ja, a poza tym ich jakoś też często nie jest najlepsza.
    Pozdrawiam,
    Zuz

    OdpowiedzUsuń

Komentarze zawierające linki do blogów bądź podlinkowany tekst zostają natychmiastowo usunięte. W zamian proponujemy współpracę bannerową, po szczegóły zapraszamy na mail.