Tytuł oryginalny: "The Look"
Autor: Sophia Bennett
Wydawnictwo: Egmont
Ilość stron: 359
Opis wydawcy: Ted nie jest może klasyczną pięknością, ale ma w sobie to coś, co sprawia, że pewnego dnia zostaje zaproszona na próbne zdjęcia do jednej z najlepszych w Londynie agencji modelek. Kiedy świat zawodowego modelingu staje przed nią otworem, Ted musi zmierzyć się z nie lada wyzwaniem... Czy blichtr i rywalizacja okażą się ważniejsze niż wsparcie chorej na raka siostry i rodzące się uczucie do przystojnego Nicka?
Nasza opinia: Większość małych dziewczynek chciało być kiedyś księżniczkami. Chodzić w długich balowych sukniach, nie potykać się na schodach będąc ubraną w piętnastocentymetrowe czarne różowe szpilki... Kiedy ten etap mija dużej ilości dziewczyn przechodzi on w chęć zostania modelką. Drogie ciuchy, sława i blask fleszy. Ted jednak do nich nie należy. Nie chciała być modelką, a otrzymuje taką szansę. Może z niej skorzystać i mieć opinię nadętej snobki, albo nie brać w tym udziału i dalej być niezauważalną, nudną nastolatką jak każda, którą mija na ulicy.
"Wyglądam jak jajo przebrane za pirata."
Przyznam, że zaciekawiła mnie możliwość zobaczenia, jak to jest zostać modelką. Sama w jakiś sposób się tym interesuję, choć zdecydowanie nie polega to na czytaniu brukowców i patrzenie na "śmieszne wywrotki" gwiazd i modelek. Jakbyśmy patrzyli na "brum, brum!" który przewozi piasek i nagle wysypał mu się on w złe miejsce, albo jeszcze lepiej - cała przyczepka mu się wywróciła. Z takiej gazetki nigdy się nic ciekawego nie można dowiedzieć i szczerze mówiąc nie do końca rozumiem co jest w nich takiego, że schodzą w kioskach jak świeże bułeczki.
Wydawało mi się, że Ted nie można nie lubić. Z nią po prostu t r z e b a się utożsamić. Jednak z kolejnymi stronami zaczęła mi się wydawać coraz mniej wyrazista. Przestała być intrygująca i niesamowita niczym rzeźba, którą trzeba podziwiać. Stopiła się, granice się rozmyły i była zupełnie bez wyrazu. W końcu nie mogłam jej zrozumieć, w pewnych sytuacjach postępowałabym zupełnie inaczej, a ona sama zaczęła mnie irytować i nudzić. Dużo bardziej do gustu przypadła mi jej siostra, która moim zdaniem była naprawdę silną psychicznie dziewczyną, którą mogłabym podziwiać.
Kojarzycie książkę "Projekt C"? Czytałam. Bardzo polubiłam. Język autorki przypadł mi do gustu, bo jest lekki. Sophia Bennett pisze książki dla młodzieży, więc i język jest dostosowany do odbiorców - to jest duży plus, bo jakby czuła się nastolatka czytając książkę, z której niewiele rozumie ze względu na terminy, które co chwilę musi sprawdzać w słowniku? Odpowiedź jest jedna: kiepsko. Bo nie da się czuć wtedy komfortowo i pochłaniać książkę z przyjemnością.
"Na zdjęciu wyglądałam jak klucha. Beztroska, szczęśliwa klucha. To moje ulubione zdjęcie. Pozostanie ze mną na zawsze."
Mimo lekkiego stylu, w jakim została napisana ta książka, nie czytało mi się jej najlepiej. Musiałam się wręcz zmuszać, żeby doczytywać rozdziały, a akcja wlokła się nawet nie jak żółw, tylko pies z kulawymi łapami. Wszystkimi. Można by z radością kopnąć ją w tyłek (ale rannych psów nie bijemy), to może zaczęła by się toczyć szybciej. Pewne wątki były bez znaczenia, wypełniały jedynie kartki czcionką. Tak nie wygląda dobra książka. Tak nawet nie powinna wyglądać kiepskiej jakości książka.
Sophia Bennett poruszyła temat ciężkiej choroby, jaką jest nowotwór. Już po samej informacji w opisie książki na temat tej choroby myślałam, że się po prostu wzruszę. Będzie mi w jakiś sposób smutno, że jednej osobie daje się szansę, a drugiej ją odbiera. W końcu życie nie jest sprawiedliwie. Co mnie zaskoczyło i niestety w mało przyjemny sposób - podczas lektury nie targały mną żadne silne emocje.
Rozczarowującą mnie sprawą okazała się relacja Nicka i Ted. Napisali sobie SMS'a, nawrzeszczeli na siebie, a potem się lubili. Pytam się: jak?! Tak nie wyglądają kontakty między ludźmi, chyba że sobie plują na siebie nawzajem! Aby zbudować chociażby fundamenty pod znajomość trzeba sobie powiedzieć minimum trzy miłe słowa, a w tej książce pomiędzy nimi tyle nie padło...
Podsumowując nie wiem co powiedzieć. Po przeczytaniu książki oceniłabym ją na 6/10, a po napisaniu recenzji pod wpływem emocji wyszła mi gorsza ocena, która chyba została udowodniona. Oczekiwałam od autorki "Projektu C" dużo więcej, niż otrzymałam. Może to też wynikać z bardzo wysokiej poprzeczki, którą ustawiłam. Widać to po tym, że książkę udało mi się dostać po promocyjnej cenie na Targach Książki w Warszawie (to przecież ponad pół roku temu było!), a sięgnęłam po nią dopiero teraz, bo nie chciałam się na niej zawieść.
Ocena ogólna: Queen Dee 4/10 Small Metal Fan --/--
Bardzo dobra, szczera opinia ;) Czytałam książkę i odniosłam podobne wrażenia.
OdpowiedzUsuńWcześniej ,,Look" mnie nie zainteresował i teraz widzę, że to dobrze, bo nic nie straciłam :)
OdpowiedzUsuńOd początku nie mam ochoty na tą książkę,kompletnie mnie do siebie nie przekonuje :)
OdpowiedzUsuńMiałam w planach przeczytanie tej książki ale może odpuszczę sobie i przeczytam projekt C.
OdpowiedzUsuńKurczę książkę mam na półce, ale nie ciągnęło mnie do niej, teraz wiem dlaczego :)
OdpowiedzUsuńMiałam nadzieję, że wypadnie lepiej, bo planowałam jej lekturę, aczkolwiek teraz ją sobie chyba odpuszczę - nie znoszę wolnej akcji bądź całkowitego jej braku...
OdpowiedzUsuń