Autor: Maciej Frączyk (Niekryty Krytyk)
Ilustracje: Robert Sienicki
Ilustracje: Robert Sienicki
Wydawnictwo: Zielona Sowa
Ilość stron: 144
Opis wydawcy: Kontynuacja bestsellerowej książki Macieja Frączyka, czyli Niekrytego Krytyka – polskiego władcy YouTube, krytyka filmów, seriali, gier, książek i reklam, a także internetowych celebrytów. Nie przejdziemy do historii to druga część Zeznań Niekrytego Krytyka, w której autor w satyryczno-żartobliwy, charakterystyczny dla siebie sposób mierzy się z tematami ważnymi, takimi jak: sens i cel istnienia, religia, polityka, sztuka. To pierwsza na polskim rynku publikacja literacka oparta na formule show typu „stand up”. Nowatorski koncept, rzeczywistość opisana językiem w stylu „pulp”, zaskakujące spojrzenie na dokonania ludzkości od zarania dziejów po XXI wiek i potężna dawka humoru czynią z książki eklektyczną bombę.
Nasza opinia: Po przeczytaniu "Zeznań Niekrytego Krytyka" miałam bardzo duży niedosyt. Pierwszą część połknęłam - niestety tylko w przenośni, choć gdyby książki były jadalne to pewnie i dosłownie bym to zrobiła - tuż po kupieniu w parę godzin. Zabijcie mnie, ale nie powiem Wam, czy to były dwie godziny, czy pięć. Wiedziałam, że Frączyk pisze kolejną część i niecierpliwie jej wyczekiwałam, jednak zanim ją przeczytałam, musiała trochę poczekać sobie na półce i co jakiś czas grzbiet tylko smutno do mnie mówił: "Nie przeczytasz mnie? To nawet nie 200 stron... Znajdziesz czas...". Tylko proszę, nie dzwońcie po psychiatrę, to tylko taka metafora.
Wiedziałam, że na Maćku się nie zawiodę. Od kilku lat (chyba trzech) śledzę jego poczynania na YouTubie, słucham audycji w radiu, czasem sprawdzam co się dzieje na Facebooku, no i oczywiście czytałam jego pierwszą książkę. Mimo wiary w niego, przed otworzeniem książki targały mną wątpliwości. Słyszałam pogłoski, że druga część "Zeznań Niekrytego Krytyka" jest gorsza. Przez te obawy książka musiała trochę poczekać na półce. Pierwszy tom przeczytałam od razu, drugi musiał czekać ponad 3 miesiące. To kolejny dowód na to, że muszę przestać słuchać ludzi...
Ledwo zaczęłam czytać, przyszła do mnie Queen Dee. Ona zawsze pojawia się w najmniej spodziewanych momentach. Po prostu tak ma. Potrafi nie odzywać się przez tydzień, a później przyjść i śmiać się ze mną przez kilka godzin. W każdym razie jak zwykle odbiegam od tematu. QD nie przepada za Niekrytym Krytykiem, nigdy nie oglądałyśmy go razem, ona co najwyżej czasem słucha go w Zetce. Tak więc przyszła, siedzimy, rozmawiamy... Moja kochana przyjaciółka zbiera się już do wyjścia. Tuż przed tym pada pytanie kto pisze recenzję i jaką. Powiedziałam, że pewnie niedługo dam "Nie przejdziemy do historii", bo właśnie czytam. Akurat książka leżała obok. QD sięgnęła, otworzyła w środku, najpierw ponarzekała na czcionkę, a chwilę później zaczęła parskać śmiechem. Ciężko było jej wtedy zabrać książkę, ale obiecałam, że pożyczę jak przeczytam i się udało.
Uwielbiam humor Maćka, dlatego zrozumiałe jest to, że jego żarty mnie bawią. Znam osoby nie przepadające za nim i wiem, że nawet jeśli będę zachwalać tę książkę, oni i tak po nią nie sięgną, bo nie lubią Niekrytego. Jestem to w stanie zrozumieć. Nie można nikomu narzucać swoich poglądów, jednak uważam, że obydwie części "Zeznań..." są warte przeczytania i każdy znajdzie w nich coś dla siebie.
Książka podzielona jest na pięć rozdziałów. Frączyk porusza w nich tematy ważne dla wszystkich ludzi, ale jednak młodych. Pierwsza część była ewidentnie kierowana do nastolatków. Myślę, że już osoba na studiach mogłaby czuć się poza grupą docelową i pozostałaby z niedosytem. Tematyka była związana z wyborami, spełnianiem marzeń, hejtermi itd. Po prostu widać, że w "Zeznaniach Niekrytego Krytyka" Maciek chciał przekazać jego największej grupie widzów coś ze swojego doświadczenia. Uważam, że wyszło mu całkiem nieźle, ale nie o tym teraz piszę (link do recenzji pierwszej części pod recenzją). Mimo tego, że w "Nie przejdziemy do historii" grupa docelowa nie jest tak wyraźnie zaznaczona, uważam, że jest skierowana do młodych ludzi. Powiedziałabym, że licealistów i studentów, choć mogę się mylić. Autor pisze o naszej kulturze, polityce, religii... i tym, jakim głupim gatunkiem są ludzie. W sumie zgadzam się z tym. Niszczymy miejsce, gdzie żyjemy i zabijemy się z powodu odmiennych poglądów. Żeby nie było, że ja jestem taka mądra, to przypomnę, że o tym w książce pisze Maciek Frączyk.
Jeżeli miałabym porównać tę książkę do innej twórczości Frączyka, to chyba najbliżej jej do jego radiowych audycji. Humor oczywiście w każdej jego działalności jest taki sam. Nieważne, chciałam wytłumaczyć, czemu "Nie przejdziemy do historii" ze wszystkich dzieł Maćka najbardziej przypomina "Historię świata wg Niekrytego Krytyka" puszczaną od poniedziałku do piątku w Radiu Zet. Już same tytuły mają wspólny mianownik - historię. W rozdziale o polityce historia jest opisywana przez autora niemalże w taki sam sposób jak w radiowych audycjach, tak samo jest w kolejnych rozdziałach. Tym o Ziemi, o religii... Nie będę Wam więcej mówić. Przeczytajcie sami.
Książki "Nie przejdziemy do historii" nie polecam czytać w tramwaju, autobusie, bądź innych miejscach publicznych. Czytałam, wracając do domu. Niby nic nadzwyczajnego. Każdemu zdarza się czytać czekając na kogoś, czy spędzając dłuższy czas w komunikacji miejskiej. Przy książkach Frączyka trzeba się jednak liczyć z tym, że ludzie będą na Was patrzeć jak na chorych psychicznie. Mówię Wam to z własnego doświadczenia, więc posłuchajcie. Usiadłam. Było wolne miejsce w tramwaju. To nie zdarza się często w naszej kochanej, rozkopanej Łodzi, więc oczywiste było, że skorzystałam z tak unikatowej okazji. Siadam. Czytam. Parskam śmiechem. Raz. Drugi. Trzeci. Czwarty. Hm, chyba ludzie się dziwnie patrzą. Parskam kolejny raz. Dobra, starczy. Dokończę w domu. Jeżeli lubicie być w centrum uwagi tramwaju sukces gwarantowany.
Tak, jak już ktoś mądry wspomniał w opisie zamieszczonym na okładce, mogę powiedzieć, że książka oparta jest na formule show typu stand-up. Trochę przemyśleń na temat codzienności, dużo żartów, trochę zmyślania i jest dobrze. Frączyk stoi na scenie i opowiada, a ludzie się śmieją i tak właśnie ma być. Uważam, że obie książki Maćka skłaniają do przemyśleń, ale w taki sposób, żeby tego nie zauważyć. Pomiędzy jednym, a drugim parsknięciem śmiechem człowiek zaczyna się zastanawiać nad swoją egzystencją i problemami świata. Coś cudownego, prawda? No dobra, nie tylko pomiędzy parsknięciami. Trochę częściej.
Podsumowując, "Nie przejdziemy do historii" toprawda, prawda i tylko prawda wymyślone historie, poglądy autora, tematy istotne dla młodych ludzi i duża dawka poczucia humoru Maćka. Frączyk porusza ważne (lub trochę mniej) tematy z naszego codziennego życia. Jest to książka, która jednocześnie jest lekka, skłania do przemyśleń, odpręża, bawi... Ma jedną wadę - jest za krótka. Mam nadzieję, że Niekryty już szykuje kolejną publikację i pojawi się jeszcze w tym roku, bo znów Maciek zostawił mnie z dużym niedosytem.
Ocena ogólna: Small Metal Fan 9/10 Queen Dee --/--Wiedziałam, że na Maćku się nie zawiodę. Od kilku lat (chyba trzech) śledzę jego poczynania na YouTubie, słucham audycji w radiu, czasem sprawdzam co się dzieje na Facebooku, no i oczywiście czytałam jego pierwszą książkę. Mimo wiary w niego, przed otworzeniem książki targały mną wątpliwości. Słyszałam pogłoski, że druga część "Zeznań Niekrytego Krytyka" jest gorsza. Przez te obawy książka musiała trochę poczekać na półce. Pierwszy tom przeczytałam od razu, drugi musiał czekać ponad 3 miesiące. To kolejny dowód na to, że muszę przestać słuchać ludzi...
Ledwo zaczęłam czytać, przyszła do mnie Queen Dee. Ona zawsze pojawia się w najmniej spodziewanych momentach. Po prostu tak ma. Potrafi nie odzywać się przez tydzień, a później przyjść i śmiać się ze mną przez kilka godzin. W każdym razie jak zwykle odbiegam od tematu. QD nie przepada za Niekrytym Krytykiem, nigdy nie oglądałyśmy go razem, ona co najwyżej czasem słucha go w Zetce. Tak więc przyszła, siedzimy, rozmawiamy... Moja kochana przyjaciółka zbiera się już do wyjścia. Tuż przed tym pada pytanie kto pisze recenzję i jaką. Powiedziałam, że pewnie niedługo dam "Nie przejdziemy do historii", bo właśnie czytam. Akurat książka leżała obok. QD sięgnęła, otworzyła w środku, najpierw ponarzekała na czcionkę, a chwilę później zaczęła parskać śmiechem. Ciężko było jej wtedy zabrać książkę, ale obiecałam, że pożyczę jak przeczytam i się udało.
Uwielbiam humor Maćka, dlatego zrozumiałe jest to, że jego żarty mnie bawią. Znam osoby nie przepadające za nim i wiem, że nawet jeśli będę zachwalać tę książkę, oni i tak po nią nie sięgną, bo nie lubią Niekrytego. Jestem to w stanie zrozumieć. Nie można nikomu narzucać swoich poglądów, jednak uważam, że obydwie części "Zeznań..." są warte przeczytania i każdy znajdzie w nich coś dla siebie.
"Ciężko być grzeszącym praktykującym, nie ma się właściwie prywatnego życia, bo zamiast na przykład iść do kina w piątek wieczorem, siedzisz i naparzasz różaniec."
Książka podzielona jest na pięć rozdziałów. Frączyk porusza w nich tematy ważne dla wszystkich ludzi, ale jednak młodych. Pierwsza część była ewidentnie kierowana do nastolatków. Myślę, że już osoba na studiach mogłaby czuć się poza grupą docelową i pozostałaby z niedosytem. Tematyka była związana z wyborami, spełnianiem marzeń, hejtermi itd. Po prostu widać, że w "Zeznaniach Niekrytego Krytyka" Maciek chciał przekazać jego największej grupie widzów coś ze swojego doświadczenia. Uważam, że wyszło mu całkiem nieźle, ale nie o tym teraz piszę (link do recenzji pierwszej części pod recenzją). Mimo tego, że w "Nie przejdziemy do historii" grupa docelowa nie jest tak wyraźnie zaznaczona, uważam, że jest skierowana do młodych ludzi. Powiedziałabym, że licealistów i studentów, choć mogę się mylić. Autor pisze o naszej kulturze, polityce, religii... i tym, jakim głupim gatunkiem są ludzie. W sumie zgadzam się z tym. Niszczymy miejsce, gdzie żyjemy i zabijemy się z powodu odmiennych poglądów. Żeby nie było, że ja jestem taka mądra, to przypomnę, że o tym w książce pisze Maciek Frączyk.
"Może zamiast religii i ogólnikowych wytycznych z czasów, kiedy ludzie uważali, że Ziemia to po prostu taka duża podłoga, zajmiemy się prawdziwymi, dzisiejszymi problemami normalnych, dziś żyjących ludzi?"
Jeżeli miałabym porównać tę książkę do innej twórczości Frączyka, to chyba najbliżej jej do jego radiowych audycji. Humor oczywiście w każdej jego działalności jest taki sam. Nieważne, chciałam wytłumaczyć, czemu "Nie przejdziemy do historii" ze wszystkich dzieł Maćka najbardziej przypomina "Historię świata wg Niekrytego Krytyka" puszczaną od poniedziałku do piątku w Radiu Zet. Już same tytuły mają wspólny mianownik - historię. W rozdziale o polityce historia jest opisywana przez autora niemalże w taki sam sposób jak w radiowych audycjach, tak samo jest w kolejnych rozdziałach. Tym o Ziemi, o religii... Nie będę Wam więcej mówić. Przeczytajcie sami.
Książki "Nie przejdziemy do historii" nie polecam czytać w tramwaju, autobusie, bądź innych miejscach publicznych. Czytałam, wracając do domu. Niby nic nadzwyczajnego. Każdemu zdarza się czytać czekając na kogoś, czy spędzając dłuższy czas w komunikacji miejskiej. Przy książkach Frączyka trzeba się jednak liczyć z tym, że ludzie będą na Was patrzeć jak na chorych psychicznie. Mówię Wam to z własnego doświadczenia, więc posłuchajcie. Usiadłam. Było wolne miejsce w tramwaju. To nie zdarza się często w naszej kochanej, rozkopanej Łodzi, więc oczywiste było, że skorzystałam z tak unikatowej okazji. Siadam. Czytam. Parskam śmiechem. Raz. Drugi. Trzeci. Czwarty. Hm, chyba ludzie się dziwnie patrzą. Parskam kolejny raz. Dobra, starczy. Dokończę w domu. Jeżeli lubicie być w centrum uwagi tramwaju sukces gwarantowany.
"Wcześniej kobiety miały ciemne włosy i chodziły wkurzone, bo nie dość, że wyglądały prawie tak samo jak faceci, to w dodatku wyglądały prawie tak samo jak inne kobiety. (...) Potem, w wyniku ruchów tektonicznych, powstała pierwsza mascara i dwa Rossmanny."
Tak, jak już ktoś mądry wspomniał w opisie zamieszczonym na okładce, mogę powiedzieć, że książka oparta jest na formule show typu stand-up. Trochę przemyśleń na temat codzienności, dużo żartów, trochę zmyślania i jest dobrze. Frączyk stoi na scenie i opowiada, a ludzie się śmieją i tak właśnie ma być. Uważam, że obie książki Maćka skłaniają do przemyśleń, ale w taki sposób, żeby tego nie zauważyć. Pomiędzy jednym, a drugim parsknięciem śmiechem człowiek zaczyna się zastanawiać nad swoją egzystencją i problemami świata. Coś cudownego, prawda? No dobra, nie tylko pomiędzy parsknięciami. Trochę częściej.
Podsumowując, "Nie przejdziemy do historii" to
Ja za gościem nie przepadam, raczej nie wydałbym ciężko zarobionych pieniędzy na jego pisaninę ;-)
OdpowiedzUsuń