Tytuł: "Przetrwać w czasie"
Autor: Hanna Maria Janina Kasperska
Wydawnictwo: Novae Res
Ilość stron: 89
Opis wydawcy: Sonia jest piękną młodą kobietą i obiektem pożądania kilku wysokich rangą oficerów. Dziewczyna bawi się mężczyznami, flirtując po kolei z każdym z nich. Po upojnej nocy spędzonej z Armandem wyjeżdża za granicę. Tam spotyka Leo, który podstępem wywozi ją do willi Zorbiego – obrzydliwego, tłustego Araba. Sparaliżowana strachem dziewczyna nie potrafi zareagować. Zorbi przetrzymuje Sonię, a dziewczyna podejrzewa, że zamierza sprzedać ją do burdelu. Boi się, że zostanie zgwałcona. Postanawia uciec…
Nasza opinia: Zawsze zaczynam od wstępu. Wiecie, kilka zdań owijających w bawełnę. Tutaj... nie ma co owinąć. Najprościej w świecie. Jeśli więc miałabym nakreślić kilka słów tak jak autorka całą książkę to... byłoby niewątpliwie ciekawie i z pewnością nikt nie dotrwałby do końca tego tekstu. Nikt, nawet ja, bo nie dałabym rady go napisać nie wyrywając sobie wszystkich włosów z głowy.
Gdy zobaczyłam okładkę "Przetrwać w czasie" uznałam, że może być ciekawa. Oprawa ze strony gwaficznej nawet mi się podoba, choć jest po prostu kiczowata. Odpowiada temu, co dzieje się w całej powieści i to mi się podoba. Nie jest wzięta z kosmosu. Za to opis jest do bani. Zdradza wszystko, jest po prostu całkowitym i rzeczowym streszczeniem tej ulotki, bo osiemdziesięciu stron nie da się według mnie nazwać książką. Czy nie można było przerwać na tym, że spotkała przystojnego mężczyznę o imieniu Leo?
W opisie jest także napisane, że "boi się że zostanie zgwałcona". Tutaj nie rozumiem już nic. W końcu w 'książce' i opisie jest odnośnik do tego, że obawia się o sprzedanie do burdelu. Tam owszem, może tak się stać - ale Zorbi raczej nie daje jej do zrozumienia "chce Cię zgwałcić, przychodź!". Nie rozumiem także po co w ogóle zdradzać, że bohaterka zostanie przekazana do tłustego araba, który widzi w niej możliwość zysku. Jaki to ma sens? Zniechęca tylko czytelnika i uchyla rąbek ostatniej tajemnicy, która jeszcze by coś trzymała - jakieś napięcie może?
Mimo wszystko po książkę sięgnęłam z entuzjazmem, który obumarł po kilku pierwszych stronach. Chciałam jednak dotrzeć do tego tłustego araba, ucieczki... Miałam nadzieję, że wtedy akcja się rozwinie. O ja głupia. Sam pomysł był fajny, ale wykonanie zupełnie się zwaliło. Autorka miała duży problem z utrzymaniem czytelnika w napięciu, więc czytając książkę byłam wręcz znudzona. O obgryzaniu paznokci z napięcia nawet nie pomyślałam, a akcja mimo że w pewnych momentach szybka - zostawiała czytelnika za sobą.
"Wdepnęłam w gówno - pomyślała. I muszę uważać, aby się na nim nie poślizgnąć."
Przewracając kolejne strony miałam wrażenie, że czytam streszczenie książki. Emocje bohaterów, ich zachowania, opisy - to wszystko miało dopiero zostać dodane. Na dodatek prawie dostawałam zeza widząc w książce... zdjęcia. Niestety takie obrazki nie zastąpią brakujących kilku słów na temat wszystkich miejsc. Zastanawia mnie czy w ogóle można się wciągnąć w taką książkę. Śledzić wydarzenia i cieszyć się zwrotami akcji (których tutaj nie było).
Nie mniej jednak, książkę przeczytałam. Uważam to trochę za stracony czas, ale niech będzie. Czasem trzeba przeczytać coś kiepskiego. Muszę jednak przyznać, że minę miałam bezcenną w chwili, gdy bohaterka próbowała uciec. Mam ją nawet uwiecznioną na zdjęciu, ale chyba wstydzę się ją pokazać. Sonia, nasza mądra dziewczyna, zadzwoniła do mężczyzny który zawiózł ją do tłustego araba, żeby teraz ją od niego zabrał, bo będzie miał kłopoty...
"Uciekłam od Zorbiego, nie mam dokumentów, więc zgłoszę to policji... Pan wie, czym to grozi, ale nie mnie, tylko panu."
Pani Hanna Maria Janina Kasperska ma styl prosty. Bardzo, bardzo, bardzo, mega prosty. Jeśli ktoś jest ciekawy jak wygląda książka złożona jedynie ze zdań pojedynczych to polecam zapoznanie się z lekturą.
"Pani Berta czekała na lotnisku. Wśród zgromadzonego tłumu ludzi dostrzegła ją Sonia. Podążyła w jej kierunku. Podeszła do niej. - Witam panią - rzekła."
Podsumowując uważam, że nie mogę bardziej złożyć do kupy tego tekstu. Ta ulotka jest po prostu szablonem, na którego podstawie można napisać coś ciekawego. Czekając na tego tłustego araba byłam bardzo ciekawa, a gdy doszło co do czego, to Sonia była u Zorbiego
Ocena ogólna: Queen Dee 2/10 Small Metal Fan --/--
Za możliwość zapoznania się z książką dziękuję
Wydawnictwu Novae Res
Jakoś nie przemawia do mnie ta książka :/
OdpowiedzUsuńNo cóż, po tej recenzji na pewno jej nie przeczytam!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
W.
Po wstępie oczekiwałam od tej książki czegoś więcej, ale teraz zdecydowanie będę unikać tej pozycji.
OdpowiedzUsuńpo-uszy-w-ksiazkach.blogspot.com
Chyba nie dla mnie. Jestem wzrokowcem i nawet okładka do mnie nie przemawia, zaś recenzja zmusza do zastanowienia się, czy na pewno warto po nią sięgnąć (ze względu na ilość stron).
OdpowiedzUsuńPrzykre. Pod względem formalnym to jest książka (ma więcej niż 64 strony) ale z zasady nie ufam "powieściom" o tak małej objętości;) Brak zdań złożonych? Streszczenie całości na okładce (co raczej nie jest już winą autorki) ? Kiepska akcja? Podziękuję.
OdpowiedzUsuńTo naprawdę boli... Byłam ciekawa. Ciekawość wyparowała. Na pewno nie dla mnie.
OdpowiedzUsuńhmm, dobrze być ostrzeżonym :)
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńNic dziwnego. Akurat do tego wydawnictwa jestem nastawiona bardzo negatywnie z tego względu, że trafiają tam powieści słabe, kiepsko napisane, tzw. odpadki literatury. Nie wspominając o fatalnej korekcie i wstrętnych, kiczowatych okładkach. Dlatego unikam ich książek jak diabeł wody święconej. Podziwiam fakt, że przeczytałaś książkę do końca. Ja już pewnie rzuciłabym ją w kąt po przeczytaniu pierwszych stron. xD
OdpowiedzUsuńPozdrawiam. Będę tutaj wpadać częściej. :)