wtorek, 21 maja 2013

Recenzja książki "Uwierz Lucy" - Tamsyn Murray

Uwierz Lucy - Tamsyn Murray
Tytuł: "Uwierz Lucy"
Tytuł oryginalny: "My so-called afterlife"
Autor: Tamsyn Murray
Wydawnictwo: Akapit Press
Ilość stron: 192
Okładka: miękka
Opis wydawcy: Spirytyści, psychole, duchy, kumple… Kto mówi, że śmierć to koniec wszystkiego? Szesnastoletnia Lucy jest duchem. Od pół roku tkwi w miejscu, gdzie została zamordowana – to znaczy w miejskim szalecie na Carnaby Street w Londynie. Nie może się stamtąd wydostać. Jeremy jest jedynym człowiekiem, który ją widzi i słyszy. Lucy ma pecha, bo facet wygląda jak znękany życiem nauczyciel geografii, ale zyskuje przy bliższym poznaniu. Bardzo chce pomóc widmowej kumpeli i to się liczy!
Jeremy znajduje sposób, żeby jego podopieczna mogła swobodnie opuszczać swoje lokum. Lucy poznaje wkrótce przystojnego ducha o imieniu Ryan. Buntuje się, gdy Jeremy nalega, żeby na własną rękę spróbowali wytropić jej mordercę. Musi stawić czoło swoim obawom i lękom…
Nasza opinia: Zacznę od samego opisu, który ma za zadanie zachęcić czytelnika do sięgnięcia po książkę. Ta pozycja ma owszem, bardzo ciekawy opis - jednak mam wrażenie, że zbyt wiele zdradza. Moim zdaniem opis napisany przeze mnie by wystarczył.

Czy śmierć musi oznaczać koniec wszystkiego? Co w przypadku gdy zacznę znajdować się w stanie pomiędzy światem żywych i umarłych, stając się duchem? Czy znajdę możliwość zrobienia kolejnego kroku, w stronę spokoju?

Opis z tyłu książki zdradza wręcz wszystko. Wiemy, że są inne duchy i Lucy nie jest jedyną, zagubioną duszą. Poznaje ona na dodatek bardzo przystojnego Ryan'a (chyba można się domyśleć,  co dalej). Nie musi się znajdować w miejscu swojej śmierci, a na dodatek ma własne medium. Świetnie - właśnie zostało mi zdradzone wszystko, czego mogę się dowiedzieć w książce.
   Pomysł może nie był zbyt oryginalny, jednak jego rozwinięcie mi się spodobało. Sama uważam, że będąc wśród żywych mamy jakieś zadanie do wykonania, a gdy już je wykonamy - odchodzimy z tego świata. Idea mi się więc spodobała, bo była bliska z moimi 'poglądami'. Książka już po kilku stronach mnie wciągnęła i czekałam, jak rozwiną się losu Lucy i Jeremiego. Przyznam, że może sama końcówka w postaci dwóch stron była do rozgryzienia, jednak to co się stało w momencie rozkręcania się powieści i dążenia do tego końca było już mniej przewidywalne, czasem wręcz zaskakujące.
   Duża czcionka i mała ilość stron zapewniają (niestety) krótkie i szybkie czytanie. Przyznam, że miałam pewien niedosyt, czegoś mi w niej brakowało. Będąc tak cienką książką widać było, że nie będzie zawierała zbyt dużo opisów, przez co trudniej było się wczuć w bohaterkę, niegdyś lubianą w szkole. Książkę jednak przyjemnie się czyta, a oczka się nie męczą gdyż kartki nie są rażąco białe, a lekka czcionka jest dobrze widoczna.
   Przed przeczytaniem tej książki zapytałam kilka moich znajomych co o niej sądzą. Jedynie dwie osoby ją przeczytały i zgodnie oznajmiły że irytowała je główna bohaterka. W sumie sama nie wiem czemu mają taką opinię. Według mnie zachowywała się tak, jak każda stereotypowa nastolatka, choć sama za takimi nie przepadam, to sama Lucy mnie nie denerwowała - zachowała się jak ktoś, kto chce znów poczuć się tak jak kiedyś. Można to ujrzeć już na samym początku, gdy spotyka Jeremiego - mężczyznę, który ją widzi i chce się dowiedzieć czegoś, co wydarzyło się poza męską, publiczną toaletą. Oczywiście dostaje ona odpowiedź, jednak niesatysfakcjonującą.

"Nudy! Zna pan nowiny, których naprawdę warto posłuchać? Najnowsze plotki o piłkarskich kociakach? Nowe wątki seriali?"

    Napisana z humorem, mimo mrocznej fabuły zaintrygowała mnie na tyle, że jestem chętna przeczytać także drugą część i zobaczyć, jak dalej potoczą się losy Lucy :). Według mnie, książka jest godna polecenia dla młodszych nastolatek.
Ocena ogólna: Queen Dee - 7/10 Small Metal Fan - --/--

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Komentarze zawierające linki do blogów bądź podlinkowany tekst zostają natychmiastowo usunięte. W zamian proponujemy współpracę bannerową, po szczegóły zapraszamy na mail.