środa, 2 kwietnia 2014

Z innej półki #6 - Mój blog to (nie) tylko hobby!


Z innej półki


Piszę ten post w jakże cudownym i pięknym dniu, kiedy na grupie dla blogerów książkowych na książkotwarzy napisałam dość długi wywód na temat bloga jako jedynie pasji. Uznałam, że może warto rozkręcić ten temat także na samym blogu, bo może trafi do kogoś więcej, a przy okazji poznam zdanie innych. Często spotykam się ze słowami w stylu "mój kochany blog to moja najukochańsza pasja" czy "blog to jedynie moje hobby". Znaczy...  okej. Nic do nich nie mam, bo posiadać bloga to ja też lubię. Tyle, że "blog jako hobby" skończył swój etap po jakiś trzech miesiącach blogowania.

Dużo osób byłoby pewnie zbulwersowanych gdybym napisała, że blogowanie to praca. Ale, pieczone uda, tak właśnie jest. Podobnie w sumie jak ze zwierzątkami. Chcesz pieska, a gdy go już dostajesz to nagle się okazuje, że musisz z nim wyjść nawet wtedy, gdy to ostatnie czego chcesz albo wtedy, gdy właśnie zacina deszcz, a ty nie masz kaloszy, a kurtka jest w praniu. Prawda jest taka, że blog to obowiązek, że blog to - nie owijając w przysłowiową bawełnę - praca. 

Kiedy to się zaczyna?

Etap "blog jako fanaberia" kończy się wtedy, kiedy otrzymujesz do swoich łapek pierwszy egzemplarz recenzencki. To jest korzyść materialna, która zobowiązuje. Musisz trzymać się terminu, przeczytać, napisać recenzję, przysiąść... To zabiera czas, czego jakby wiele osób nie widzi. Klapki na oczach? A może mózgu? Pojęcia nie mam, ale irytuje bardziej niż zepsuty traktor. 

Nie mogę blogowania nazwać pasją?

Możesz, nawet samym hobby, ale jeśli nie jesteś sekretarką to praca "przynosząca kasę" także powinna być dla ciebie pasją, a nie godzinami wgapiania się w zegarek i wyczekiwania szesnastej. Dlatego nie rozumiem blogerów, którzy mówią, że blog to dla nich jedynie hobby, bo praca się dla nich równa z totalną i wszechmogącą nudą. Nie kumam (ale wcale nie jestem żabą!) ich już w ogóle gdy biorą zbyt dużo, by dali radę to przeczytać. Wtedy zachowują się jakby zbierali wszystkie resztki, by nic się nie zmarnowało. Więc okej, większość blogerów uwielbia pisać, publikować recenzje, równać z ziemią nowe blogerki, rozrywać na strzępy tych, którzy kopiują bez ich zgody ich "cudowne teksty" i cieszyć się z otrzymanych komentarzy. Myślę jednak, że większość najbardziej cieszy się z nowej "paczuszki", którą przyniósł "ich kochany listonosz".

Cała prawda o... listonoszu?

W filmach zawsze listonosz nie ma prostego zadania. A to zakocha się w zamężnej kobiecie, która zajdzie z nim w ciążę, w innym pogoni go pies prawie wgryzając mu się w zgrabny tyłek. Zupełnie inaczej niż w kadrze, u mnie rzeczywistość przedstawia się tak, że nigdy swojego listonosza nie widziałam, bo zawsze paczki są mi przynoszone przez kogoś, kto już je odebrał. No i może sama nie mam reakcji "Pieczone uda, kolejna książka?", czasem się nawet bardzo cieszę, ale każdy egzemplarz to moim zdaniem kolejna dawka, która uświadamia mi, że blog to nie jest jedynie moja fanaberia, ale także coś z czego muszę się wywiązać, bo mi paluszki odgryzą.



~ Queen Dee

9 komentarzy:

  1. Całkowicie się z Tobą zgadzam :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Coraz bardziej zaczynają mi się podobać posty ,,Z innej półki'' ;)
    A prawda o listonoszu mnie rozwaliła ! :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Hm... ja swojego bloga traktuję tak pół na pół, jako hobby i zarówno też jako pracę. No bo bądźmy szczerzy, kto z nas założył bloga tylko i wyłącznie dla własnej satysfakcji? Na pewno nie ja. W kwestii egzemplarz recenzenckich to... nigdy nie biorę za dużo, najlepiej wziąć jedną książkę, przeczytać, dopiero następną, a nie tak jak inni pchać się i brać całe stosy, które później publikuje się na stronce z dopiskiem "Patrzcie co ja mam!" itd. Zawsze w takich chwilach ciekawi mnie kiedy oni dają radę to przeczytać... ekhem, no dobra, może czytają same dialogi, nie wiem, nie wnikam. Z paczuszek cieszę się (też nie widziałam swojego listonosza), ale też mnie one w pewien sposób dobijają, bo wiem, że muszę przeczytać, a nikt tego za mnie nie zrobi. ;>

    OdpowiedzUsuń
  4. Dobre, dobre, z tą przesyłką to masz rację. Dla niej się teraz bloguje, więc ja się wycofałam z rynku, że tak powiem.

    OdpowiedzUsuń
  5. zgadzam się, bo blog rzeczywiście wymaga sporo czasu, ale tyle dale radości, że nie wiem♥ więc nawet jeśli to praca, to dzięki niej poznałam najlepszych ludzi na świecie, kto by narzekał?
    a swojego listonosza też dość rzadko widuję, zazwyczaj zostawia paczki u sąsiadów xd ale jeśli już to dzwoni zawsze dwa razy i to jest fajne :D

    OdpowiedzUsuń
  6. Zdjęcie z papierem i szczoteczką- mistrzostwo i bardzo ciekawy post :D Blog czasem staje się obowiązkiem, ale to tylko momenty, przynajmniej u mnie, bo kiedy napiszę już tego posta, przy gorączce, zatkanym nosie i łzawiących oczach, a na poczte przychodzi mi pierwsze powiadomienie o komentarzu, wtedy czuję, że chcę pisać dalej, czytać, zeby pisać, czy wgl pisać, cieszy mnie, gdy ktoś czyta moje wypociny, blog ma tyle plusów, że całkowicie przysłania te nieliczne minusiki :D

    OdpowiedzUsuń
  7. Dobry tekst. Zgadzam się w 100 %, aczkolwiek praca też może sprawiać przyjemność i o to chodzi w blogowaniu ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. Niestety żyjemy w czasach, gdy mało kto wykonuje pracę która jest równocześnie pasją. Poza tym, po pewnym czasie każda praca męczy chociażby dlatego że MUSISZ ją wykonywać. A z całą resztą o której piszesz zgadzam się, ale tylko w odniesieniu do osób współpracujących z wydawnictwami. Jeśli piszesz tylko o swoich książkach (ew. pożyczonych), nic cię nie wiąże i blog może ciebie tylko hobby.Ja zdecydowałam się na taką właśnie drogę, bo nie chcę żadnych zobowiązań.

    OdpowiedzUsuń
  9. Czytanie to moja pasaj, blogowanie to już pasja i również praca :)

    OdpowiedzUsuń

Komentarze zawierające linki do blogów bądź podlinkowany tekst zostają natychmiastowo usunięte. W zamian proponujemy współpracę bannerową, po szczegóły zapraszamy na mail.