Tytuł: "Beta"
Tytuł oryginalny: "Beta"
Autor: Rachel Cohn
Wydawnictwo: Czarna Owca
Ilość stron: 316
Opis wydawcy: Szesnastoletnia Elizja to klon stworzony po to, by służyć najbogatszym ludziom, mieszkańcom rajskiej wyspy - Dominium. Nie ma emocji, nie ma duszy. A przynajmniej tak jej powiedziano. Kiedy na jej drodze pojawia się młody chłopak, Tahir, niespodziewanie w jej umyśle zaczynają się budzić uczucia. Elizja nie rozumie, co się z nią dzieje, nie wie, jak sobie radzić z czymś, czego nigdy dotąd nie doświadczyła. Jeżeli inni dowiedzą się o tym, że ona potrafi kochać, czeka ją przerażający los. Pożądanie do Tahira jest jednak zbyt silne, by je ignorować. Gdy bezduszni ludzie rozdzielą zakochanych, Elizja zaczyna walkę o swoją miłość i szczęście...
Nasza opinia: Ta książka z jednej strony mnie do siebie przyciągała, a z drugiej skutecznie odpychała. Będąc w księgarni najczęściej brałam ją do ręki, ale dość szybko czymś zastępowałam. Z opisu wydawała się ciekawa, na dodatek była o klonach i w ogóle cud, miód, orzeszki i polewa, ale jakoś nie byłam jej pewna. Czy spełni oczekiwania, a może się zawiodę? Wiadomo, że to będzie typ "przeznaczonych sobie i rozdzielonych", ale wydawało się, że aż tak szablonowo, to nie będzie. Błąd. To był błąd...
Kilka rzeczy zdziwiło mnie już na wstępie. Mamy z tyłu okładki opis i zdanie: Gdy bezduszni ludzie rozdzielają zakochanych, Elizja zaczyna walkę o swoją miłość i szczęście. Znaczy fajnie i w ogóle, bo robi się bardziej tajemniczo, będzie walka, kopniaki w jaja i fajne chwyty, ale... czemu walczy tylko Elizja? A ten mega-super-przystojniak nie może ruszyć swojego jakże zgrabnego tyłeczka i jej w tym pomóc? Nawet ruszyć jednym paluszkiem, cokolwiek? Od razu robi się dziwnie. No bo jasne, są osoby które walczą o prawa kobiet. No i właśnie tak to się potem kończy, że to kobiety toczą walki o facetów, a nie na odwrót.
Lubię pomysł. Naprawdę. Klony to moja bajka, mój świat i mogłabym o tym czytać i czytać. Jeśli jest jeszcze trochę intryg i sensacji, to przepadnę i już nigdy nie wrócę. To musi jednak się trzymać kupy. Oczywiście Rachel Cohn opisała "klonowość" głównej bohaterki, a także przypływy uczuć, ale to wyglądało trochę sztucznie. Naprawiła to trochę przyjaźnią z innym klonem, bo (tutaj byłby spojler) i wątpliwościami Elizji, ale niesmaku trochę na języku pozostało. Cierpkiego z resztą. Na dodatek to było takie połączenie Zmierzchu i Igrzysk Śmierci, czyli nic zachwycającego.
„Oczy, w których nie widać duszy, są przerażające dla oczu, z których dusza wyziera.”
Miłość. Tak, to jest właśnie to. Wypadło niestety tak samo jak pomysł, czyli mizernie. Z jednej strony nie trwała sekundę, ale bohaterowie zdążyli coś do siebie poczuć od pierwszego wejrzenia. Było tyle sytuacji, które kompletnie dezorientowały czytelnika, że sama nawet nie wiem o kim tak naprawdę jest mowa w zdaniu, które ma zachęcić czytelnika do sięgnięcia po powieść, a mianowicie to takie "miłość klona i człowieka". Bez sensu.
Bohaterka była całkiem niezła. No i nie chodzi mi tu o wielkie balony, co zauważył jej brat na pierwszych stronach książki, ani o wygląd blond tipsiary. Miała ciekawą osobowość i dość dobrze mi się patrzyło na otaczający ją świat jej oczami. Czasem irytowały mnie jej wybory i dość skromne myślenie w porównaniu d ilości wykonywanych czynności, ale polubiłam Elizję.
Bohaterka była całkiem niezła. No i nie chodzi mi tu o wielkie balony, co zauważył jej brat na pierwszych stronach książki, ani o wygląd blond tipsiary. Miała ciekawą osobowość i dość dobrze mi się patrzyło na otaczający ją świat jej oczami. Czasem irytowały mnie jej wybory i dość skromne myślenie w porównaniu d ilości wykonywanych czynności, ale polubiłam Elizję.
Język autorki jest nużący. To chyba jedyne określenie, które od razu mi wpadło do głowy, gdy starałam się go opisać. Brnąc w opis jak mała dziewczynka po kolana w bagno nie dość, że się zapadałam coraz głębiej, to byłam coraz bardziej zmęczona. Od dawna nie zasnęłam przy lekturze, a tej pozycji udało się mnie uśpić. Po wcześniejszym przespaniu naprawdę sporej ilości (jak na mnie) czasu.
Koniec "Bety" był jednym wielkim zonkiem, niestety mało pozytywnym. Tak naprawdę nie wiedziałam czy się śmiać, czy płakać, a tak naprawdę to miałam ochotę po prostu wyrzucić książkę na śmietnik. Na przemian więc przez ostatnie kilka stron powtarzałam słowo "co" i śmiałam się, kręcąc z politowaniem głową. Na dodatek mają wyjść kolejne części. Też nie wiadomo czy sięgać i mieć nadzieję, że się nie zaśnie i dowie coś więcej, czy będzie tylko gorzej.
„Ogień zaczął płonąć. Teraz może tylko przybierać na sile. Nie da się go ugasić.”
Prawdę mówiąc coś mi się w "Becie" podobało... tylko że teraz nie pamiętam już co. Przypomniało mi się jednak, że miałam wspomnieć o świecie. Wyspa, która jest istnym rajem na ziemi, została opisana naprawdę dobrze. Czytając o czystym powietrzu i milutkiej wodzie prawie mruczałam z zachwytu, w głębi siebie płacząc, że nie mogę tam zamieszkać na stałe w wielkiej rezydencji, z brylantowymi bucikami i księciem z bajki. Ja się tak nie bawię!
Okładka jest śliczna! Jest duży tytuł, wysepka, palmy i dwójka młodych ludzi. Kolory są cudowne, nie można przejść obok książki obojętnie, a nawet jeśli się jej potem nie kupi to dlatego, że nie ma się przy sobie gotówki, a kartę zostawiło w samochodzie (chociaż nie mówię z własnego doświadczenia). No, można jeszcze znaleźć coś lepszego, co przy takim wydaniu może się wydawać trudne, ale jest do zrobienia.
Po przeczytaniu książki biczuję się, bo "Betę" poleciłam już znajomej, która z resztą przy mnie dokonała zakupu. Mam jednak nadzieję, że się jej spodoba. Sporo dobrych rzeczy się o niej słyszało więc możne gdybym przeczytała książkę jeszcze raz w innym momencie, a nie po kilku bardzo dobrych książkach, to opinia by była troszkę inna. Podkreślam słowo "troszkę", bo z pewnością nie zmieniłaby się całkowicie i nagle nie pokochałabym powieści całym sercem.
Pozycja mnie rozczarowała. Autorka poszła po linii najmniejszego oporu i wszystko zepsuła. Gdyby część wydarzeń ułożyło się inaczej, to kochałabym tę książkę i byłaby kolejną, której zrobiłabym ołtarzyk. Obecnie nie zasługuje jednak nawet na stanie w pierwszym rzędzie zamkniętej drzwiczkami biblioteczki, bo aż mi żal tracić miejsce, którego na książki i tak mi brak.
Przez pewien czas miałam ją w planach, ale wiele recenzji głosi, że to przeciętna książka, wręcz słaba.
OdpowiedzUsuńWiedziałam żr=eby się za nią nie brać i jak widać miałam nosa ;)
OdpowiedzUsuńJa bardzo miło spędziłam przy niej czas i nie czuję rozczarowanie, być może dlatego, że wiele po niej nie oczekiwałam
OdpowiedzUsuńWiązałam z tą książką spore nadzieje, ale wiele recenzji ostudziło już mój zapał.
OdpowiedzUsuńJa również lubię książki o klonach! Jak znasz jeszcze jakieś, to proszę, zdradź mi ich tytuły! :D
OdpowiedzUsuńMnie "Beta" również przyciągnęła okładką. Oprawa graficzna, pomysł na historię są naprawdę dobre ale - podobnie jak ty - miałam wrażenie, że na końcu dostanę świra. Autorka nie wiedziała chyba jak to wszystko zakończyć, więc zrobiła z Elizji zdrajczynię, żeby nie użyć dosadniejszego słowa i podczas gdy Tahir był nie wiadomo gdzie, ona romansowała sobie na wyspie z jakimś blondaskiem. No ludzie...
Ale ogółem historia nawet przyjemna. Się przeczytało, podumało pięć minut i oddało do biblioteki. A co będę kasę marnować ;)
Pozdrawiam,
Lina
Nie lubię czytać. Kiedy byłam w szpitalu i nie miałam co robić poszłam do dziewczyny która miała przy sobie pełno książek i zasugerowała żebym sobie coś wybrała. Miała tam wiele naprawdę dobrych i polecanych książek, do których mnie jakoś nie ciągnęło... (w sumie do żadnych mnie nie ciągnie) ale postanowiłam sobie że skoro i tak nic nie robie to może w końcu przeczytam coś co nie jest lekturą szkólną :) I zauważyłam właśnie ta niepozorną książkę i stwierdziłam czemu nie, może wezmę ta o którą nikt nie zabiegał (wtedy każdy chciał pożyczyć jakąś książkę od dziewczyny której imienia nie pamietam), więc ją niechętnie wzięłam. Kiedy zaczęłam ja czytać to nie mogłam przestać, chciałam aby nikogo nie było przy mnie kiedy czytam. Zawsze gdy miałam tylko przerwę w zajęciach musialam ja czytać.... Nie wiem czemu ale bardzo spodobała mi się postać głównej bohaterki i z niecierpliwością czekałam na kolejne wydarzenia :) Reasumując to najlepsza książka jaka w życiu przeczytałam. Polecam ją każdemu ;)
OdpowiedzUsuńP.S. Pozdrawiam osoby które przeczytały ten zdecydowanie zbyt długi komentarz o wszystkim i o niczym :**
Nie lubię czytać. Kiedy byłam w szpitalu i nie miałam co robić poszłam do dziewczyny która miała przy sobie pełno książek i zasugerowała żebym sobie coś wybrała. Miała tam wiele naprawdę dobrych i polecanych książek, do których mnie jakoś nie ciągnęło... (w sumie do żadnych mnie nie ciągnie) ale postanowiłam sobie że skoro i tak nic nie robie to może w końcu przeczytam coś co nie jest lekturą szkólną :) I zauważyłam właśnie ta niepozorną książkę i stwierdziłam czemu nie, może wezmę ta o którą nikt nie zabiegał (wtedy każdy chciał pożyczyć jakąś książkę od dziewczyny której imienia nie pamietam), więc ją niechętnie wzięłam. Kiedy zaczęłam ja czytać to nie mogłam przestać, chciałam aby nikogo nie było przy mnie kiedy czytam. Zawsze gdy miałam tylko przerwę w zajęciach musialam ja czytać.... Nie wiem czemu ale bardzo spodobała mi się postać głównej bohaterki i z niecierpliwością czekałam na kolejne wydarzenia :) Reasumując to najlepsza książka jaka w życiu przeczytałam. Polecam ją każdemu ;)
OdpowiedzUsuńP.S. Pozdrawiam osoby które przeczytały ten zdecydowanie zbyt długi komentarz o wszystkim i o niczym :**