Tytuł oryginalny: "Password"
Autor: Mirjam Mous
Wydawnictwo: Dreams
Ilość stron: 327
Opis wydawcy: Mick, wchodząc do pokoju swego najlepszego przyjaciela Jerro, dostrzega, że ten leży nieprzytomny. Szybko powiadamia pogotowie. Ponieważ nie należy do rodziny, nie wolno mu towarzyszyć przyjacielowi w karetce. Lecz gdy chwilę później w szpitalu chce się czegoś o nim dowiedzieć, spotyka go coś osobliwego.
Na Stefana czeka pod szkołą nieznany mężczyzna. Chłopiec mu nie ufa, więc odchodzi. Czego ten facet od niego chce? Stefan rozpaczliwie próbuje zgubić śledzącego go człowieka.
Życiorysy trzech chłopców splatają się ze sobą w szczególny sposób. Przedziwne wydarzenia następują jedno po drugim, a Jerro i Stefan znajdują się w wielkim niebezpieczeństwie. Mick powoli dochodzi do szokującej prawdy...
Na Stefana czeka pod szkołą nieznany mężczyzna. Chłopiec mu nie ufa, więc odchodzi. Czego ten facet od niego chce? Stefan rozpaczliwie próbuje zgubić śledzącego go człowieka.
Życiorysy trzech chłopców splatają się ze sobą w szczególny sposób. Przedziwne wydarzenia następują jedno po drugim, a Jerro i Stefan znajdują się w wielkim niebezpieczeństwie. Mick powoli dochodzi do szokującej prawdy...
Nasza opinia: Co byście zrobili, gdyby Wasz najlepszy przyjaciel stracił przytomność, a po pobycie w szpitalu nie pamiętał pewnych faktów? Prawdopodobnie zaczęli byście się niepokoić. Jednak co to by mogło być? Pewnie jakaś częściowy zanik pamięci po urazie, przecież kosmici nie usunęli mu wspomnień... A może to tylko Wasza wyobraźnia? Jak pomóc przyjacielowi, gdy nikt Ci nie wierzy? Dowiedzcie się czytając książkę Mirjam Mous "Password".
Po przeczytaniu "Boy 7" chciałam poznać więcej twórczości tej autorki. Może to kwestia zmian jakie zaszły we mnie w ciągu tego roku, chociaż wątpię, ale "Password" po prostu mnie zawiodło. Dobrze i szybko się je czyta, jednak fabuła nie zachwyca. Miałam wrażenie, że książka była pisana na siłę. W dodatku prawie wszystko jest przewidywalne. To prawda, czasem brakuje pojedynczego elementu układanki, jednak, gdy autorka już nas naprowadzi na dobrą drogę, resztę można łatwo przewidzieć. Zakończenie przeraziło mnie tym, jakie było banalne. Autorka wybrała chyba najprostszą drogę pisząc tę książkę. Mam jeszcze jedną kwestię, która mnie zniesmaczyła. Ile razy można poruszać w powieści dla młodzieży, czy jakiejkolwiek innej temat wypróżniania i oddawania moczu? Może nie była to rekordowa liczba, ale uważam to za niepotrzebne i po prostu niesmaczne.
Książka jest napisana prostym językiem. Podzielona na 7 części. Budowa podobna do tej w "Boy 7". To jest jedna z niewielu zalet tej książki. Pierwsza część jest o tym, co dzieje się teraz, we właściwej akcji (Jerro traci przytomność i zabiera go karetka). Druga o tym jak Mick i Jerro się poznali niecałe trzy lata wcześniej. Trzecia część znowu właściwa akcja. Czwarta - punkt widzenia Jerro na całą sytuację. Piąta... i tu zaczęłam zastanawiać się, czy coś przegapiłam. Nagle po połowie książki pojawia się nowy bohater, o którym jest osobna część. Jak? Skąd? Jednak autorka chyba nie mogła znieść myśli, że coś może być zastanawiające i po pierwszym rozdziale już wiadomo o co chodzi. Szósta i siódma część to zakończenie. Akcja się zamyka, wszystko się wyjaśnia. Szkoda, że tak banalnie.
"Password". No tak, skąd ten tytuł? Jaki związek z tym wszystkim ma jakieś hasło? Wiem, że chcecie wiedzieć. Już Wam wyjaśniam. Mick i Jerro jak to przyjaciele mają sprawy, o których tylko oni wiedzą. Taką rzeczą jest również hasło, które ustalili kiedyś w razie, gdyby ich ciała przejęli kosmici, co jest kluczowe dla akcji. Nie, nikogo nie porwali kosmici.
Nietłumaczony tytuł i cytaty nie dodają książce atrakcyjności. Po zobaczeniu okładki można ją ominąć, myśląc, że jest obcojęzyczna, bo nie ma na niej ani jednego polskiego słowa. Jeśli chodzi o cytaty na początku części, to nie każdy ma obowiązek znać angielski i mogą być osoby, które mogą mieć problem ze zrozumieniem ich.
No tak, wydanie... Muszę powiedzieć, że nie do końca mnie przekonuje. Przede wszystkim dlatego, że okładki "Boy 7" i "Password" są takie same. I pod względem budowy (miękka ze skrzydełkami) i pod względem opracowania graficznego. To według mnie bardzo złe posunięcie, bo gdy pierwszy raz zobaczyłam okładkę "Password" moją reakcją było: "Czy im się pomyliły tytuły?". Jak już się dowiedziałam, że nie jest to kwestia pomyłki, to myślałam, że "Password" jest kontynuacją "Boy 7". Otóż nie. Owszem, mają podobną budowę i schemat, ale opowiadają zupełnie inne historie. Myślę, że wiele ludzi widząc "Password" kątem oka w księgarni pomyślało: "A! "Boy 7"! Już czytałam/em.", ale to tylko moje domysły. Przeciwnie do takich samych okładek grzbiety się różnią. Nie wiem już, czy to dobrze, czy nie.
Wnętrze pod względem wydania prezentuje się lepiej. Duża czcionka, szeroka interlinia i marginesy. Co prawda uważam to za specjalne wydłużanie książki, ale dzięki temu bardzo szybko się czyta.
Po przeczytaniu "Password" ta książka się znalazła u mnie w kategorii młodzieżowych czytadeł. Albo nie jest dla mnie, albo przez ostatni rok się bardzo zestarzałam... Według mnie najlepsza będzie chyba dla osób w wieku 13-14 lat. Jest to powieść na wolny wieczór, w który nie mamy zbyt wiele do roboty i mamy ochotę na coś lekkiego i interesującego, jednak nie możemy oczekiwać fajerwerków. Jest ciekawa, lecz zdecydowanie gorsza od "Boy 7". Ta książka przypomniała mi dlaczego zwykle nie czytam kolejnych książek w serii i kontynuacji. Zwykle niszczą moją opinię o autorze i poziomie literatury.
Po przeczytaniu "Boy 7" chciałam poznać więcej twórczości tej autorki. Może to kwestia zmian jakie zaszły we mnie w ciągu tego roku, chociaż wątpię, ale "Password" po prostu mnie zawiodło. Dobrze i szybko się je czyta, jednak fabuła nie zachwyca. Miałam wrażenie, że książka była pisana na siłę. W dodatku prawie wszystko jest przewidywalne. To prawda, czasem brakuje pojedynczego elementu układanki, jednak, gdy autorka już nas naprowadzi na dobrą drogę, resztę można łatwo przewidzieć. Zakończenie przeraziło mnie tym, jakie było banalne. Autorka wybrała chyba najprostszą drogę pisząc tę książkę. Mam jeszcze jedną kwestię, która mnie zniesmaczyła. Ile razy można poruszać w powieści dla młodzieży, czy jakiejkolwiek innej temat wypróżniania i oddawania moczu? Może nie była to rekordowa liczba, ale uważam to za niepotrzebne i po prostu niesmaczne.
Książka jest napisana prostym językiem. Podzielona na 7 części. Budowa podobna do tej w "Boy 7". To jest jedna z niewielu zalet tej książki. Pierwsza część jest o tym, co dzieje się teraz, we właściwej akcji (Jerro traci przytomność i zabiera go karetka). Druga o tym jak Mick i Jerro się poznali niecałe trzy lata wcześniej. Trzecia część znowu właściwa akcja. Czwarta - punkt widzenia Jerro na całą sytuację. Piąta... i tu zaczęłam zastanawiać się, czy coś przegapiłam. Nagle po połowie książki pojawia się nowy bohater, o którym jest osobna część. Jak? Skąd? Jednak autorka chyba nie mogła znieść myśli, że coś może być zastanawiające i po pierwszym rozdziale już wiadomo o co chodzi. Szósta i siódma część to zakończenie. Akcja się zamyka, wszystko się wyjaśnia. Szkoda, że tak banalnie.
"Password". No tak, skąd ten tytuł? Jaki związek z tym wszystkim ma jakieś hasło? Wiem, że chcecie wiedzieć. Już Wam wyjaśniam. Mick i Jerro jak to przyjaciele mają sprawy, o których tylko oni wiedzą. Taką rzeczą jest również hasło, które ustalili kiedyś w razie, gdyby ich ciała przejęli kosmici, co jest kluczowe dla akcji. Nie, nikogo nie porwali kosmici.
Nietłumaczony tytuł i cytaty nie dodają książce atrakcyjności. Po zobaczeniu okładki można ją ominąć, myśląc, że jest obcojęzyczna, bo nie ma na niej ani jednego polskiego słowa. Jeśli chodzi o cytaty na początku części, to nie każdy ma obowiązek znać angielski i mogą być osoby, które mogą mieć problem ze zrozumieniem ich.
No tak, wydanie... Muszę powiedzieć, że nie do końca mnie przekonuje. Przede wszystkim dlatego, że okładki "Boy 7" i "Password" są takie same. I pod względem budowy (miękka ze skrzydełkami) i pod względem opracowania graficznego. To według mnie bardzo złe posunięcie, bo gdy pierwszy raz zobaczyłam okładkę "Password" moją reakcją było: "Czy im się pomyliły tytuły?". Jak już się dowiedziałam, że nie jest to kwestia pomyłki, to myślałam, że "Password" jest kontynuacją "Boy 7". Otóż nie. Owszem, mają podobną budowę i schemat, ale opowiadają zupełnie inne historie. Myślę, że wiele ludzi widząc "Password" kątem oka w księgarni pomyślało: "A! "Boy 7"! Już czytałam/em.", ale to tylko moje domysły. Przeciwnie do takich samych okładek grzbiety się różnią. Nie wiem już, czy to dobrze, czy nie.
Wnętrze pod względem wydania prezentuje się lepiej. Duża czcionka, szeroka interlinia i marginesy. Co prawda uważam to za specjalne wydłużanie książki, ale dzięki temu bardzo szybko się czyta.
Po przeczytaniu "Password" ta książka się znalazła u mnie w kategorii młodzieżowych czytadeł. Albo nie jest dla mnie, albo przez ostatni rok się bardzo zestarzałam... Według mnie najlepsza będzie chyba dla osób w wieku 13-14 lat. Jest to powieść na wolny wieczór, w który nie mamy zbyt wiele do roboty i mamy ochotę na coś lekkiego i interesującego, jednak nie możemy oczekiwać fajerwerków. Jest ciekawa, lecz zdecydowanie gorsza od "Boy 7". Ta książka przypomniała mi dlaczego zwykle nie czytam kolejnych książek w serii i kontynuacji. Zwykle niszczą moją opinię o autorze i poziomie literatury.
Ocena ogólna: Small Metal Fan 6/10 Queen Dee --/--
Za możliwość przeczytania dziękuję
Wydawnictwu Dreams
Właśnie czekam, aż "Password" do mnie przyjdzie z wymiany i chyba coraz bardziej obawiam się tego, co znajdę w środku...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :>
Może przeczytam, ale większą ochotę mam na "Boy 7" :)
OdpowiedzUsuń"Boy 7" lepsze :) /SMF
UsuńHm, chyba nie dla mnie...
OdpowiedzUsuńBukwa
Nie moja bajka. Wcześniej też nie byłam zainteresowana tą serią.
OdpowiedzUsuńMyślałam, że będzie to znacznie lepsza powieść, ale widzę po twojej recenzji, że szału nie ma. Ja na razie i tak bym jej nie czytała, bo w planach mam najpierw ,,Boy 7''.
OdpowiedzUsuńJuż sama okładka działa na mnie nieco zniechęcająco, a Twoja recenzja sprawiła, że mój zapał do przeczytania tej książki spadł, i to znacznie...
OdpowiedzUsuńTo raczej nie moje klimaty, więc podziękuję:)
OdpowiedzUsuńCzytanie książek po angielsku pomogło mi w samodzielnej nauce j. angielskiego. Jeżeli o to chodzi, to polecam też indywidualne kursy językowe - https://lincoln.edu.pl/warszawa/jezyk-angielski/kursy-indywidualne/. Dzięki temu, że zajęcia odbywają się w małych grupach, nauczyciel może poświęcić więcej czasu danym studentom.
OdpowiedzUsuń