Tytuł oryginalny: "Embassytown"
Autor: China Miéville
Wydawnictwo: Zysk i S-ka
Ilość stron: 467
Opis wydawcy: Ambasadoria to miasto sprzeczności położone na krańcach zbadanego wszechświata. Avice Benner Cho jest nawigatorką na statku podróżującym w „wiecznym nurcie”, morzu czasoprzestrzeni rozciągającym się pod dnem codziennej rzeczywistości. Po wielu latach powraca na swoją rodzinną planetę. Ludzie nie są tu jedyną inteligentną rasą, a Avice nawiązuje niewytłumaczalną więź z Gospodarzami – tajemniczymi istotami niezdolnymi do kłamstwa. Jedynie niewielka grupka genetycznie zmodyfikowanych Ambasadorów włada ich językiem, umożliwiając kontakt pomiędzy dwoma społecznościami. Jednak gdy na planetę przebywa nowy Ambasador, krucha równowaga zawisa na włosku. By zapobiec tragedii i nieuchronnej wojnie ras, Avice musi osobiście porozumieć się z Ariekenami, dobrze wiedząc, że to niemożliwe…
Nasza opinia: Fantastyka to coś, z czym zawsze mam problem. Nie chodzi mi tu o czytanie, a napisanie jakiegokolwiek wstępu do opinii. Niby nie musi być, ale ja chcę by był nawet jeśli nie wyjdzie dobrze. Zacznę więc od tego, że jak już sięgam po książkę, w której istoty bądź światy są wytworem wyobraźni autora, to jest to Fantasy, Urban Fantasy albo Paranormal Romance. Od razu przyznam, że nie przepadam za science fiction, a z tego gatunku jest właśnie ta książka. Tutaj pojawia się pytanie - po co więc sięgnęłam po tę pozycję? W sumie wiem, że źle zrobiłam. Z tego powodu recenzja może być mało obiektywna, ale chce ją napisać. Odpowiem jednak na zadane wcześniej pytanie. Sięgnęłam po nią dlatego, że mnie zaciekawiła. Wszystko mnie do niej ciągnęło, choć oczywiście w przenośni, bo inaczej mogłoby się to skończyć źle dla mnie. Postanowiłam się więc z nią zapoznać, a co z tego wyszło to zaraz się przekonacie.
Zacznę od tego, że do książki zabrałam się z zapałem, który ostudził się już na pierwszej stronie. O ile opis zrozumiałam, to pierwszą stronę już nie i zaraz wytłumaczę o co mi chodzi. Często książki science fiction pisane są specyficznym językiem. Miałam okazję przekonać się o tym nie raz, jednak do stylu pisania tego autora nie jestem w stanie się przyzwyczaić. Czułam się, jakbym próbowała przeczytać książkę po innym języku, którego prawie nie znam! Z resztą nie wiem, czy w chwili obecnej oceniam styl pisania autora, czy tłumacza. W końcu jest różnica, a to tłumacz zajmuje się tym, by w danym języku wszystko dobrze brzmiało.
Drugą rzeczą o której chciałabym wspomnieć jest fakt, iż nie potrafiłam wczuć się w bohaterkę. Książka była pisana w narracji pierwszo-osobowej z punktu widzenia Avice, a ja nie rozumiałam jej uczuć ani tego w jaki sposób postępuje. Nie potrafiłam stać się nią, wczuć się w to co czuła, co mówiła. Dzięki temu bardzo trudno mi się książkę czytało, a na dodatek nie rozumiałam głównej bohaterki... To coś, co jest koszmarem dla mnie, jako czytelnika. Zapewne są osoby, które doskonale wczuły się w Avice, jednak ja do nich nie należałam. Także wykreowany przez autora świat był dla mnie skomplikowany. W jakiś sposób nie mogłam zrozumieć jak jedna osoba może zmienić tak wiele, a także powód wydawał mi się mały i wręcz śmieszny jak na powagę sytuacji.
Książka nie należy do łatwych. Znajdziemy w niej rozbudowaną fabułę i zróżnicowanych bohaterów, co jest dużym plusem, jednak trzeba na czytaniu się skupić. Nie jest to więc lekka lektura na jeden wieczór do wertowania w przerwach między rozmową ze znajomymi. Tutaj potrzebny jest czas, a także danie szansy lekturze. Początek nie będzie należał do najprostszych w zrozumieniu, bo jak zawsze - trzeba się przyzwyczaić do świata, bohaterów i ich zachowań. Mnie to się niezbyt dobrze udało, ale jestem pewna że ten, kto zaczytuje się w powieściach science-fiction będzie tą pozycją zachwycony!
Zadziwia mnie wyobraźnia autora. Naprawdę. Wpadł na pomysł, z jakim wcześniej się nie spotkałam i było to coś, co mnie chwyciło za serce. Nigdy nie miałam kontaktu z pozycją, w której fabule głównym elementem będzie język między istotami! Czyż to nie ciekawe? Pewnie jest jeszcze jakaś książka, która ten temat porusza, ale na pewno nie jest taka sama jak ta. Podobno nie można powiedzieć, że książki są takie same, ale większość jest podobna i oklepana. Nie chce się więc już czytać cały czas tego samego. Ta była dla mnie odskocznią od codzienności i tego, co czytam częściej.
Ocena ogólna: Queen Dee postanowiła jej nie wystawiać. Tym razem opierajmy się jedynie na opinii opisowej.
Zacznę od tego, że do książki zabrałam się z zapałem, który ostudził się już na pierwszej stronie. O ile opis zrozumiałam, to pierwszą stronę już nie i zaraz wytłumaczę o co mi chodzi. Często książki science fiction pisane są specyficznym językiem. Miałam okazję przekonać się o tym nie raz, jednak do stylu pisania tego autora nie jestem w stanie się przyzwyczaić. Czułam się, jakbym próbowała przeczytać książkę po innym języku, którego prawie nie znam! Z resztą nie wiem, czy w chwili obecnej oceniam styl pisania autora, czy tłumacza. W końcu jest różnica, a to tłumacz zajmuje się tym, by w danym języku wszystko dobrze brzmiało.
Drugą rzeczą o której chciałabym wspomnieć jest fakt, iż nie potrafiłam wczuć się w bohaterkę. Książka była pisana w narracji pierwszo-osobowej z punktu widzenia Avice, a ja nie rozumiałam jej uczuć ani tego w jaki sposób postępuje. Nie potrafiłam stać się nią, wczuć się w to co czuła, co mówiła. Dzięki temu bardzo trudno mi się książkę czytało, a na dodatek nie rozumiałam głównej bohaterki... To coś, co jest koszmarem dla mnie, jako czytelnika. Zapewne są osoby, które doskonale wczuły się w Avice, jednak ja do nich nie należałam. Także wykreowany przez autora świat był dla mnie skomplikowany. W jakiś sposób nie mogłam zrozumieć jak jedna osoba może zmienić tak wiele, a także powód wydawał mi się mały i wręcz śmieszny jak na powagę sytuacji.
Książka nie należy do łatwych. Znajdziemy w niej rozbudowaną fabułę i zróżnicowanych bohaterów, co jest dużym plusem, jednak trzeba na czytaniu się skupić. Nie jest to więc lekka lektura na jeden wieczór do wertowania w przerwach między rozmową ze znajomymi. Tutaj potrzebny jest czas, a także danie szansy lekturze. Początek nie będzie należał do najprostszych w zrozumieniu, bo jak zawsze - trzeba się przyzwyczaić do świata, bohaterów i ich zachowań. Mnie to się niezbyt dobrze udało, ale jestem pewna że ten, kto zaczytuje się w powieściach science-fiction będzie tą pozycją zachwycony!
"Miejscowi Pannegetchowie przestali używać swoich języków, odkąd nauczyli się wszechangielskiego, ale w Amabsadorii nadal funkcjonowało pięć języków Kedisów i trzy dialekty Shur'asi, z czego cztery nadawały się dla ludzi."
Zadziwia mnie wyobraźnia autora. Naprawdę. Wpadł na pomysł, z jakim wcześniej się nie spotkałam i było to coś, co mnie chwyciło za serce. Nigdy nie miałam kontaktu z pozycją, w której fabule głównym elementem będzie język między istotami! Czyż to nie ciekawe? Pewnie jest jeszcze jakaś książka, która ten temat porusza, ale na pewno nie jest taka sama jak ta. Podobno nie można powiedzieć, że książki są takie same, ale większość jest podobna i oklepana. Nie chce się więc już czytać cały czas tego samego. Ta była dla mnie odskocznią od codzienności i tego, co czytam częściej.
Ocena ogólna: Queen Dee postanowiła jej nie wystawiać. Tym razem opierajmy się jedynie na opinii opisowej.
Z wielką chęcią przeczytam, jak tylko będę mieć ku temu okazję :)
OdpowiedzUsuńKolejna ciekawa recenzja tej książki. Mam coraz większą ochotę ją przeczytać :)
OdpowiedzUsuńOj kusząca recenzja! :D
OdpowiedzUsuńCoś mi się wydaje, że książka może być trochę trudna, tym bardziej, że nie przepadam za taaaaką fantastyką. Ale teraz czytam również książkę z tego samego gatunku i nie wydaje się takie zła. Jest nawet świetna (mowa o ,,Szklanym Tronie"). Więc może z tą też spróbuję za jakiś czas ;)
OdpowiedzUsuń